Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Rafał Chwedoruk: Liberalni wyborcy nie będą umierać za kilku sędziów Trybunału

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Dr Rafał Chwedoruk: już w referendum obywatele pokazali, że nie są zainteresowani rozstrzyganiem kwestii instytucjonalno-prawnych
Dr Rafał Chwedoruk: już w referendum obywatele pokazali, że nie są zainteresowani rozstrzyganiem kwestii instytucjonalno-prawnych Wojciech Kusiński
Z dr. Rafałem Chwedorukiem, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Piotr Brzózka

W Sejmie i w mediach trwa burza wokół Trybunału Konstytucyjnego. Tymczasem Marcelina Zawadzka z Partii Razem mówi, że Trybunał nikogo nie obchodzi. Trzeba przyznać, że teza ta, choć przerysowana, zawiera duże ziarno prawdy. Dlaczego?

We wrześniu odbyło się referendum, które dotyczyło kwestii prawno-instytucjonalnych, zahaczając także o problematykę konstytucyjną. I okazało się to referendum być największą kompromitacją części polskich elit politycznych po roku 1989. Obywatele jasno dali znać, że nie są zainteresowani bezpośrednim rozstrzyganiem skomplikowanej materii prawno-instytucjonalnej. Tym bardziej dotyczy to Trybunału Konstytucyjnego, zwłaszcza że spór o TK nie jest sporem o samą istotę jego funkcjonowania, a o to, która parlamentarna większość - obecna czy poprzednia - ma obsadzić miejsca w nowym składzie Trybunału. Dodajmy do tego jeszcze jeden kontekst. Obecna opozycja ma charakter integralnie liberalny, będzie atakować rząd z pozycji rynkowych i liberalnych światopoglądowo. Tymczasem środowiska liberalne odegrały w Polsce szczególną rolę w pogłębianiu naszego historycznie uzasadnionego dystansu wobec świata polityki i instytucji. Przejawiało się to na wielu płaszczyznach, chociażby w tezie o wyższości ekonomii nad polityką, co znalazło finał w słynnym haśle: nie róbmy polityki, budujmy mosty. Trudno sobie wyobrazić, by w imię obrony kilku osób z Trybunału, zmobilizowała się ta część społeczeństwa, która bardziej niż w państwo, wierzy w swoją zaradność i oczekuje od polityków głównie nieingerowania w ich życie. Zwłaszcza że liberalna część politycznego spektrum przestrzegała dotąd Polaków przed ruchami masowymi: związkami zawodowymi, manifestacjami ulicznymi.

To znaczy, że nie mają racji mówiący, iż Jarosław Kaczyński awanturą o TK testuje wytrzymałość wyborców? W rzeczywistości prezes PiS nie ryzykuje politycznie wiele?

Sondaże i wyniki wyborów pokazują, że Polacy oczekują, aby politycy zajęli się szeroko rozumianą polityką społeczną i gospodarczą. Inne kwestie traktują jako drugorzędne. Oczywiście, przez najbliższe 4 lata na pewno będą się pojawiały czarne chmury w różnych kwestiach, ale akurat sprawa TK nie odegra większej roli.

A gdzie jest granica, której Kaczyński nie może przekroczyć, żeby nie zrobić sobie samemu politycznej krzywdy?

Jeśli PiS miałby kłopoty, to w sytuacji, gdyby nie udało się zrealizować którejś z kluczowych obietnic socjalnych.To odstraszałoby mniej konserwatywną część wyborców, którzy zagłosowali na tę partię warunkowo. A druga rzecz, to kwestie międzynarodowe. Nowy wiceminister obrony mówił o składowaniu w Polsce elementów amerykańskiego arsenału nuklearnego. Jeśli ta wypowiedź miałaby być wektorem polskiej polityki zagranicznej, to trzeba pamiętać, że trzon elektoratu PiS stanowią wyborcy „średnio starszego” pokolenia, którzy alergicznie reagują na jakikolwiek cień zagrożenia wojennego. PiS w 2014 przegrał wybory do europarlamentu, płacąc cenę za nadmierne zaangażowanie się w sprawy ukraińskie, co szło wbrew oczekiwaniom istotnej części wyborców PiS, wrażliwych na politykę historyczną nowych władz Ukrainy.

Sondaże zdają się potwierdzać ten tok myślenia. PiS traci nieznacznie. Zyskuje Nowoczesna, ale głównie kosztem PO...

Bo w sprawie Trybunału istotny jest kontekst rywalizacji o przywództwo opozycji - wszyscy się licytują, i Petru z Platformą, i Platforma wewnątrz. I jeśli jest w tym jakaś porażka PiS, to tylko taka, że ta partia po raz pierwszy od bardzo dawna dała sobie narzucić temat dyskusji. W walce o opinię publiczną, PiS okazał się w tej materii nieprzygotowany, szczęście tej partii polega na tym, że jest to tematyka, która coś zmienia wewnątrz opozycji, ale strategicznie nie zmienia nic w opinii większości Polaków. Pamiętajmy, że Polacy, szczególnie ci, którzy głosowali na PiS, są nastawieni antyelitarnie, ocena wymiaru sprawiedliwości w społeczeństwie jest głęboko ambiwalenta, to tworzy dodatkowo korzystny dla PiS kontekst.

To znaczy, że jeśli chodzi o kwestie ustrojowe, nic nie jest w stanie wstrząsnąć opinią publiczną?

Oczywiście, gdyby jakakolwiek partia w Polsce zaczęła naruszać elementarne prawa obywatelskie, mogłoby się to spotkać z reakcją. W poprzedniej kadencji mieliśmy do czynienia z kilkoma niepokojącymi epizodami, jak choćby z kwestią ustawy o zgromadzeniach publicznych autorstwa poprzedniego ośrodka prezydenckiego, na której to ustawie Trybunał Konstytucyjny nie zostawił zresztą suchej nitki.

Mówi się, że Polacy szczególnie kochają wolność, ale czy nie jest tak, że dziś większa część społeczeństwa wolałaby, żeby ktoś się nią po prostu zaopiekował?

To bardziej złożona kwestia, przyjęcie tego typu podziału jest pewną liberalną projekcją ideologiczną. Największe swobody obywatelskie są w opiekuńczych państwach nordyckich. W Szwecji każdy może wejść do urzędu i zażądać każdej informacji, poza ściśle tajnymi, wojskowymi. Okazuje się, że wolność nie musi być sprzeczna z bezpieczeństwem socjalnym. Nie sądzę, by w obecnym pokoleniu Polaków istniało szersze przyzwolenie dla autorytaryzmu. Natomiast podkreślam, że w Europie, najbardziej traumatyczne doświadczenia z totalitaryzmem i autorytaryzmem lat 30 XX wieku, dotyczyły głównie klasy średniej. Klasy, która poczuła się zagrożona kryzysem gospodarczym, ekspansją z jednej strony międzynarodowego kapitału, a z drugiej ruchu robotniczego, w tym komunistów. Dlatego klasa średnia była gotowa wynająć ulicznych pałkarzy, żeby uratować pozycję społeczną, majątki, prestiż. Na tym polegał faszyzm niemiecki, włoski i inne, poza węgierskim. Jeśli dziś widziałbym jakieś niebezpieczeństwa w wymiarze symbolicznym, to szukałbym ich na... strzeżonych osiedlach. To nie jest tak, że te osiedla są gettami. Odwrotnie. Można czasem przestraszyć się tego, czy mieszkańcy tych osiedli nie uważają, że tylko u nich za ogrodzeniem jest enklawa normalności, a reszta jest tak nienormalna, że lepiej się przed nią chronić. Dziś nie ma w Europie przesłanek dla otwartej dyktatury, ale są przesłanki do wykluczania tej część obywateli, która nie spełnia standardów klasy średniej. A zawsze ci, którzy wciąż nie mają wiele, ale czegoś już się dorobili, często na kredyt, najbardziej martwią się, by tego nie stracić. To w dłuższym horyzoncie może być pewnym niebezpieczeństwem dla polskiej demokracji. Widzę ryzyko dalszego zamykania się enklaw bogactwa, np. poprzez zamykanie możliwości awansu społecznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki