Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Żurawski vel Grajewski: Prezydent Komorowski zagrał "pod publiczkę"

Marcin Darda
Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski
Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski Paweł Nowak / Polskapresse
Wytworzono takie wrażenie, że polska armia jest na usługach Stanów Zjednoczonych. Ten obraz jest błędny. Natomiast współpraca z nimi jest najbardziej owocna. Z dr. Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim, politologiem z UŁ, rozmawia Marcin Darda.

Prezydent Komorowski, zapowiadając kres polityki ekspedycyjnej polskiej armii, jako jej początek określił rok 2007. To świadome przejęzyczenie?
Moim zdaniem tak, bo to by wskazywało na to, że decyzje o polityce ekspedycyjnej podjął jeszcze rząd PiS-u, który rządził większą część 2007 r. To oczywiście nieprawda, bo Polska brała udział w ekspedycjach o dużej skali od 2003 r., a o mniejszej jeszcze wcześniej. W Afganistanie jesteśmy od 2001 r., a były jeszcze misje stabilizacyjne na Bałkanach. Merytorycznie prezydent popełnił więc błąd.

A politycznie?
Politycznie także. Zgadzam się co do tego, że Polska powinna co najmniej ograniczyć swój udział w misjach zagranicznych. Ale sytuacja jest dynamiczna i najwyraźniej widoczny już dziś kres resetu w relacjach amerykańsko-rosyjskich może spowodować, że występowanie u boku Amerykanów i używanie wojska jako waluty, która kupowałaby nam ich poparcie dla polskich celów polityki wschodniej, będzie znów rozsądne. A w ostatnich latach nie było. Nawet jeśli należałoby politykę ekspedycyjną zawieszać, to nie należy głośno o tym mówić. W tym sensie prezydent popełnił błąd.

Czyli po prostu zagrał "pod publiczkę"?
Taka deklaracja jak najbardziej jest populistyczna i wyborcy odbiorą to dobrze. Mamy armię zawodową, czyli ekspedycyjną, ale obywatele nie chcą, by była do tego używana. Prezydentowi takie podejście zoptymalizuje zyski wyborcze.

Ów koniec polityki ekspedycyjnej oznacza rozstanie się z Amerykanami? Bo to dla nich "wchodziliśmy" w Irak czy Afganistan.
Nie. Wytworzono tylko takie wrażenie, że polska armia jest na usługach Stanów Zjednoczonych. Pamiętajmy, że ostatnie nasze ekspedycje to wyjazd do Mali, czyli zgodnie z interesami francuskimi. Wprawdzie minimalnie, bo chodzi o udział kilkunastu oficerów, ale politycznie nonsensowne. Były też polskie misje pod flagą UE, w Czadzie i w Kongo, zatem ten obraz, że chodzi tylko o współpracę z Amerykanami, jest błędny. Natomiast współpraca z nimi jest najbardziej owocna. W 2003 roku byliśmy przed drugą falą rozszerzenia NATO i to zostało osiągnięte, m.in. dzięki polityce ekspedycyjnej, bo przecież chodziło o przyjęcie m.in. Litwy, Łotwy, Słowacji czy Rumunii. I to był pełen sukces. Poza tym w Iraku, pod dowództwem polskim stały kontyngenty z takich krajów, jak np. Ukraina. Jeśli teraz ochłodzenie stosunków amerykańsko-rosyjskich będzie głębokie i trwałe i będzie skutkowało ożywieniem konkurencyjnej wobec celów Moskwy polityki amerykańskiej w naszym regionie, to wtedy wznowienie współpracy na misjach ekspedycyjnych znów uzyska sens, bo w ostatnich paru latach go utraciło. Stąd powtórzę, że prezydent nie powinien ogłaszać końca takiej polityki, nawet jeśli była potrzeba jej zawieszenia.

Prezydent zapowiedział "koniec wysyłania żołnierzy na antypody świata". Może w bliższe sąsiedztwo wyślemy w razie potrzeby?
Myślę, że nie należy rozmieniać na drobne deklaracji prezydenta. To było podkreślenie nierozsądku poprzedniej polityki. Bo co to są antypody? Czad i Kongo? A Irak i Afganistan nie? Bałkany nie byłyby antypodami, ale w tej chwili nie kroi się tam nic takiego, co wymagałoby udziału misji wojskowej. Odbieram to jako figurę retoryczną, która nie niesie za sobą głębszej treści.

Co zyskaliśmy na tej najdroższej misji, czyli w Afganistanie, jako państwo?
Jeśli chodzi o Afganistan, to niewiele. Szczyt współpracy i jej owocność to była nasza obecność w Iraku. Polska wystąpiła obok Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych jako państwo, które miało własną strefę odpowiedzialności. Poza tym pokazała zdolność tworzenia struktury dowodzenia wielonarodową dywizją z Ukrainą w składzie, co było też elementem przyciągania tego kraju do nas. Poza tym byli tam Łotysze, Litwini i Węgrzy, ważne było nie tyle gdzie, tylko z kim. Polska zademonstrowała, że jest bardziej wartościowym sojusznikiem niż to wynika z jej potencjału, z uwagi na zdolność przyciągania. Afganistan miał już mniejszy sens, bo przejęliśmy odpowiedzialność za prowincję w 2008 r., w momencie, kiedy było już jasne, że stabilizacji tam nie będzie.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki