Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duchy w Łodzi i województwie łódzkim. Gdzie są nawiedzone domy w Łodzi? Sprawdź, gdzie straszy!

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
Czasem w starej łódzkiej kamienicy pojawią się w kuchni, paląc niewidzialną fajkę, czasem postraszą pracowników łódzkich muzeów, innym razem odwiedzą pogrążonych w żałobie bliskich. Duchy w regionie łódzkim widuje wiele osób, choć nie każdy chce się do tego przyznać.
Czasem w starej łódzkiej kamienicy pojawią się w kuchni, paląc niewidzialną fajkę, czasem postraszą pracowników łódzkich muzeów, innym razem odwiedzą pogrążonych w żałobie bliskich. Duchy w regionie łódzkim widuje wiele osób, choć nie każdy chce się do tego przyznać. Grzegorz Gałasiński
Czasem w starej łódzkiej kamienicy pojawią się w kuchni, paląc niewidzialną fajkę, czasem postraszą pracowników łódzkich muzeów, innym razem odwiedzą pogrążonych w żałobie bliskich. Duchy w regionie łódzkim widuje wiele osób, choć nie każdy chce się do tego przyznać.

Duch w PGR

Pan Bogdan, emeryt z Łodzi, w latach 50. pracował w PGR w Głogowej koło Krośniewic. Tam od swojego kierownika usłyszał mroczną historię sąsiedniego PGR w Skłótach i tamtejszego dworu…

Przed drugą wojną światową w Skłótach odbywały się ćwiczenia kawalerii. Młodzi kawalerzyści po manewrach urządzili we dworze mocno zakrapianą imprezę. Coś poszło nie tak, bo jeden kawalerzysta sięgnął po broń i zastrzelił syna właściciela majątku.

Po wojnie majątek znacjonalizowano i zmieniono w PGR. - W pokoju, w którym doszło do tragedii, nikt nie mógł wytrzymać - relacjonuje pan Bogdan. Gdy przyjeżdżał ktoś z centrali i pracownicy PGR chcieli mu dokuczyć, kładli go na noc w tym pokoju. - Chyba nikt nie wytrzymał tam do rana. Jeden z gości został odnaleziony rano w stajni. Wolał spać na słomie niż w pościeli w nawiedzonym pokoju... - relacjonuje łodzianin.

Nie była to pierwsza historia o duchach, którą łodzianin usłyszał w swoim życiu. Jeszcze gorszą rzecz opowiedziała mu mama znajomej, szacowna starsza dama, osiadała pod Łodzią. W czasie rewolucji uciekała z matką z rodzinnego majątku na Ukrainie. W czasie podróży zatrzymała się na jakiś czas we dworze w Kisielnicy w obecnym województwie podlaskim…

Pewnej burzliwej nocy zostały wyrwane przez gospodarzy ze snu. Gdy zeszły na dół, zastały wszystkich domowników, zgromadzonych w korytarzu. Większość w koszulach nocnych i szlafmycach… - Okazało się, że w deszczowe noce wokół dworu zawsze słychać było tętent końskich kopyt. Jeździec przestawał okrążać budynek dopiero wtedy, gdy wszyscy się … obudzili - relacjonuje łodzianin.

Nie jest jedynym, który słyszał takie historie. Pani Anna, emerytka z Łodzi, miała w dzieciństwie rodzinę w wysokiej kamienicy między ulicą Narutowicza i Jaracza. - Moja ciotka była modystką, często do późna w nocy robiła kapelusze - opowiada łodzianka. - Raz usłyszała, jak zegar wybija północ i usiadła na chwilę zmęczona w kuchni. Tam zobaczyła, jak nad drugim krzesłem unosi się dziwny dym. Jakby ktoś niewidzialny siedział tam i puszczał kółka z papierosowego dymu - opowiada.

W domu wydarzały się też inne dziwne historie. Raz student, który wynajmował pokój, nie mógł wejść, bo coś jakby ptak mu przeszkadzało, innym razem zamknięty na strychu pijany sąsiad zobaczył nagle wdowę w czerni… Niestety, łodzianka nie pamięta numeru domu. - Z okien było widać Teatr Jaracza, a na ostatnie piętro do ciotki prowadziły żelazne schody - wspomina.

Nieco dalej, przy ulicy Narutowicza 21, w piętrowym domku w podwórzu sklep prowadziła Ewa Karczewska, szefowa Księgarenki Cud. Jak przyznaje, ma szósty zmysł i wyczuwa więcej rzeczy niż inni.

- Księgarnia mieściła się na parterze, od piętra oddzielała ją kotara - opowiada Ewa. - Raz odsunęłam kotarę i zobaczyłam stojącego na schodach mężczyznę. Zamarłam ze strachu, myśląc, że to złodziej. Dopiero jak zniknął i zrozumiałam, że to duch, ulżyło mi - mówi. Wyglądającego przez okno ducha miały też widzieć pracownice sąsiedniego salonu fryzjerskiego.

Teraz w lokalu znajduje się sklep muzyczny. - Duchy? - dziwi się młodzieniec z gitarą. - Jedyny spirytyzm, jaki tu widziałem, to panowie, lejący sobie w gardło - zapewnia.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Duch w hotelu

Historie o duchach opowiadają sobie pracownicy andel's Hotelu. - Złą opinią cieszy się zwłaszcza strefa spa oraz tzw. sky lounge na ostatnim piętrze - opowiada Eliza Błaszak, która pracowała tam na nocną zmianę jako pokojówka. - Może winny był szum wody i drewniany parkiet w sky lounge, ale co strachliwsi pracownicy woleli chodzić na ostatnie piętro parami lub nosić słuchawki z muzyką, żeby na pewno niczego nie usłyszeć.

Eliza często chodziła sama, gdy sprzątała… - Aż raz w środku nocy w restauracji słyszałam płacz dziecka. Nikogo tam nie mogło być, bo restauracje są zamykane na kratę - opowiada Eliza. - Jednak cokolwiek tam jest, nigdy nie czułam tego jako złe.
Katarzyna Strojna-Szwaj, rzeczniczka sieci Vienna International, zapewnia, że w andel'sie duchów nie ma.

- Niczego takiego nie zaobserwowaliśmy. Hotel jest kolorowy, jasny i przyjazny. Choć rozumiem, że jeśli ktoś idzie nocą po autentycznej, żelaznej klatce schodowej, różne rzeczy może sobie wyobrazić...

Zgodnie z legendą, na terenie całej Manufaktury można spotkać ducha Izraela Poznańskiego. Podobno - tak jak za swojego życia - cofa zegar nad bramą, by wydłużyć czas pracy. Izraela Poznańskiego mieli też słyszeć pracownicy magistratu, pracujący w północnym skrzydle budynku. Tam ponoć znajdował się kiedyś skarbiec, do którego Poznański był wyjątkowo przywiązany. A gdy podczas budowy Manufaktury zginęło w wypadku trzech robotników, łodzianie nie mieli wątpliwości, że to klątwa Poznańskiego, któremu nie spodobały się nowe porządki.

Matyldzie i Edwardowi Herbstom nie spodobał się natomiast pomysł przekształcenia ich rezydencji w muzeum. Tak przynajmniej podejrzewali ludzie, którzy pracowali przy jego tworzeniu: bez powodu włączał się alarm, światła gasły, a świeczniki w niezrozumiały sposób przeniosły się z jednego pomieszczenia do drugiego. W kilka dni po otwarciu muzeum dziwne zjawiska ustały. Do tej pory nie wiadomo, czy były to tylko problemy techniczne…

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Duch w pałacu

Bez żadnych wątpliwości nawiedzony jest dawny pałac Juliusza Kindermanna przy ulicy Piotrkowskiej 137/139. - Siedziałam raz z panią kierownik w pokoju i słyszałyśmy wyraźne czyjeś kroki na korytarzu, które nagle ucichły - mówi pracownica mieszczącego się tam obecnie Klubu Nauczyciela. - To nie mógł być żaden człowiek, bo klub był już wtedy zamknięty.

Kilka lat temu ducha widział... pies dyrektorki Klubu Nauczyciela, Krystyny Bartczak. W budynku odbywał się wtedy remont, dyrektorka przyszła wieczorem, by pozamykać okna. Jej pies radośnie wbiegł po schodach i nagle… zatrzymał się w pół kroku.

- Wszystkie włosy, od karku po ogon, stanęły mu dęba. Nie wiem, kogo tam zobaczył, ale nigdy więcej nie widziałam tak przerażonego psa - opowiadała nam dyrektorka.

Potem okazało się, że budynek ma mroczną historię: w pałacu miała się powiesić pokojówka Kindermanna, beznadziejnie zakochana w swoim pracodawcy. - Wielokrotnie czuliśmy w budynku czyjąś obecność - mówi pracownica Klubu. - Na szczęście jest to obecność dobra, która odnosi się życzliwie do osób, dbających o ten budynek.

Według legendy, w okolicach Księżego Młyna i parku Źródliska można zobaczyć ducha Karola Scheiblera. Podobno - tak jak przed śmiercią - wciąż utyka na jedną nogę…

Straszy nie tylko w Łodzi. Wróżka Joanna Wiśniewska zna historię z cmentarza żydowskiego na Podłaszczu w Łasku. - Osoba, która mieszkała w pobliżu cmentarza, opowiadała, że często w jego okolicach można było spotkać błąkającego się białego psa. Jeżeli chciało się podejść do niego bliżej, po prostu znikał - mówi wróżka. - Podobno to duch chłopaka, zabitego przez zazdrosnego narzeczonego dziewczyny, w której się kochał. Szukał sprawiedliwości, czekając na drodze, którą do domu wracał oprawca - opowiada.

Ale straszą nie tylko znane postacie w historycznych miejscach. Czasem niecodzienne zjawiska są na wyciągnięcie ręki. Pan Andrzej z Łodzi zapamiętał z dzieciństwa jedno takie zdarzenie. - Mieszkaliśmy wtedy w kamienicy przy obecnej ulicy Radwańskiej. Nagle, zupełnie bez powodu, z wielkim hukiem pękł potężny, gliniany garnek. Potem dowiedzieliśmy się, że dokładniej o tej godzinie zmarł nasz wuj Ewaryst - opowiada łodzianin.

Jeszcze gorszą przygodę przeżyła rodzina pani Ewy, mieszkająca przed wojną w starym dworze w Rochówku w gminie Zelów. Pewnego dnia na strychu ich domu słychać było dziwne hałasy i przesuwania mebli. - Wuj wziął strzelbę i wszedł na górę sprawdzić, co się dzieje. Nikogo tam nie było - opowiada łodzianka. Jednak jej wiekowa i schorowana babcia nie miała wątpliwości. - Oni już po mnie idą - powiedziała, a kilka dni później umarła.

Czy wszystkie te historie są wymyślone? - Absolutnie nie, wszyscy widzimy lub jesteśmy w stanie zobaczyć duchy, ale nasz umysł często nie przyjmuje ich do wiadomości - mówi Ewa Karczewska. - Jesteśmy połączeni energetycznie z osobami bliskimi, w chwili śmierci następuje przecięcie tego połączenia i energia musi się wyładować.

Jak tłumaczy Joanna Wiśniewska, łódzka wróżka, stukania i pukania wcale nie muszą być duchem, ale… - Mogą to być po prostu energie, które się nagromadziły w nas samych, naszych dorastających dzieciach i wychodzą na zewnątrz - wyjaśnia. - Ale oczywiście mogą to być zmarli, którzy odwiedzają bliskich albo osoby, które umarły w nagłych okolicznościach i nie wiedzą, że powinny przejść na drugą stronę. Są też energie demoniczne - wylicza.

Jak wyjaśnia wróżka, nawiedzone miejsca są tam, gdzie zostaje ból i rozpacz. - Dlatego wbrew pozorom nie ma zbyt wielu duchów na cmentarzach, bo tam są tylko ciała - mówi wróżka. - W Łodzi często nawiedzone miejsca znajdują się na terenie dawnego getta, a także przy szpitalach - dodaje.

Wróżka miała kontakt z duchem, gdy zabawiała się tabliczką z literami. - W pewnym momencie poczułam obcą energię, wahadło zaczęło poruszać się samo. Zapytałam, kim jesteś, odpowiedź była pewnym imieniem, na odpowiedź skąd jesteś, padło z ciemnego zaułka. Trzeba było energię odprowadzić - wspomina wróżka.

Psycholog Michał Grzesik ducha nigdy nie widział i w duchy nie wierzy. Rozumie jednak, dlaczego inni je widzą. - Mogą być powodowane przez zaburzenia biochemiczne lub fizyczne w pracy mózgu - mówi. - Jednak większość ludzi widzi duchy, bo po prostu… chce je zobaczyć. Jeśli ktoś opowiada o duchach, zwykle cała grupa zaczyna słuchać z zainteresowaniem. Metafizyka jest barwniejsza niż nasze codzienne życie, szukamy jej tak jak rozrywki czy horrorów w kinach. Zamiast zmieniać nasze życie, wolimy je urozmaicać niezwykłymi opowieściami.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Duch zabity przez socjalizm

Aldona Plucińska z Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi jest przekonana, że historii o duchach byłoby w regionie łódzkim o wiele więcej, gdyby nie… socjalizm. Zniszczył nie tylko stare dwory. - Można powiedzieć, że zabił wiarę w duchy, całe pokolenia wychowywano na racjonalnej literaturze - mówi Plucińska.

- Ludzie zawsze bali się tego, czego nie rozumieli i nie mogli dotknąć. Dlatego na wsiach pełno było opowieści o "siłach nieczystych", na przykład nie chadzano w południe miedzami, bo siedziały tam południce. Niestety, tradycja zamarła. Kto teraz spotyka się wieczorami i opowiada historie o duchach? Każdy siedzi w domu i patrzy w komputer…

Nie brakuje jednak takich, którzy próbują nowoczesną technikę wykorzystać w polowaniu na duchu. To tzw. łowcy duchów. Zaopatrzeni w kamery, wykrywacze ruchu i urządzenia do pomiaru pola magnetycznego, ruszają badać miejsca, w których dochodzi do niecodziennych zjawisk. Jedną z grup jest Polish Paranormal Team. Po otrzymaniu zgłoszenia o nawiedzonym miejscu, najpierw przeprowadzają wywiad.

- Zdarza się, że szczególnie stare domy żyją i nie chodzi tutaj o energię duchową, lecz na przykład o pracę drewna, z którego zbudowane są stropy - mówi Paweł Szwed, rzecznik grupy.

Dlatego na początku członkowie Teamu radzą sprawdzić i usunąć skrzypiące deski podłogowe i niedrożne rury kanalizacyjne . - W 99 procentach przypadków podejrzane dźwięki wówczas ustają. Zawsze pozostaje ten procent. Tutaj wkraczamy my - mówi.

Jak wyjaśnia, w nawiedzonych domach nawet najmniej wrażliwi ludzie czują przynajmniej psychiczny dyskomfort. - Sam ducha jeszcze nie widziałem, a przynajmniej tego białego "filmowego". Zdarzało mi się widywać kątem oka dziwne cienie, raz nawet zostałem podrapany. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć - mówi.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Duch komercyjny

Duchy mogą także stać się atrakcją turystyczną i pozwolić zarobić. Wiedzą o tym właściciele nawiedzonych hoteli z Wielkiej Brytanii, w których pokoje oraz polowania na duchy można zabukować przez specjalną stronę internetową.

Ale i łodzianom duchy dają zarobić. W restauracji U Milscha w Łodzi można przeżyć "kolację z duchami". Podczas posiłku w starym pokoju uczestnicy wieczoru biorą udział w seansie spirytystycznym i próbują rozwikłać zagadkę tajemniczego zniknięcia rodziny Milschów, dawnych właścicieli browaru i budynku restauracji.

- Wieczory rezerwują głównie firmy na imprezy integracyjne - mówi Michał Markowicz, menedżer restauracji. - Oczywiście, nie bawimy się w spirytyzm, w pokazie biorą udział iluzjoniści. Na tej samej zasadzie odbywały się seanse spirytystyczne w XIX wieku.

Zabawa zabawą, ale... historia rodziny Milschów jest tajemnicza. Teodor Milsch po śmierci syna zainteresował się okultyzmem. Pod koniec XIX wieku rodzina w niewiadomych okolicznościach sprzedała browar na Polesiu oraz kamienicę i zniknęła z Łodzi.

- Może to zbieg okoliczności, ale akurat wtedy, gdy przygotowywaliśmy spektakl, wolontariusze na Starym Cmentarzu znaleźli ukryty pod bluszczem grób rodziny Milschów z początku XX wieku. Do tej pory nikt nie wiedział, gdzie on może być - opowiada menedżer.

wsp. Agata Wojciechowska

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

"Dom zły" Wojciecha Smarzowskiego - to jedno ze skojarzeń, jakie przychodzi na myśl, po usłyszeniu historii ze wsi Pąchy koło Nowego Tomyśla. To tu we wrześniu 1979 r. Józef Pluta zamordował zabił siekierą Teresę S., jej męża i 13-letnią córkę, którą wcześniej zgwałcił. W stodole obok domu morderca zabił także 80-letniego Wojciecha J.Zobacz, jak wygląda miejsce, w którym popełniono brutalną zbrodnię i poznaj tę tragiczną historię ---> Zobacz też: Przerażające dawne metody leczenia. Dziś wywołają ciarki. Lobotomia, rażenie prądem, wypalanie żelazem. Jak kiedyś leczono pacjentów?

Mroczna tajemnica domu pod Nowym Tomyślem. W masakrze życie ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki