Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa Boże Narodzenia Ukrainek, które uciekły przed wojną do Polski

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Dwa Boże Narodzenia Ukrainek,  które uciekły przed wojną do Polski
Dwa Boże Narodzenia Ukrainek, które uciekły przed wojną do Polski Fot. Dariusz Piekarczyk
Zostawiły swój świat na Ukrainie i uciekły przed rosyjską agresją. Mieszkają w Sieradzu, gdzie spędzą dwa Boże Narodzenia, ale bez najbliższych

Wielu ukraińskim kobietom 24 lutego, wraz z barbarzyńską agresją Rosjan na ich kraj, zawalił się świat. Brutalna wojna, która rozdzieliła rodziny, trwa tam do dziś. Grupa Ukrainek znalazła swój dom w Sieradzu. Tu, mając nadzieję że wkrótce wrócą do kraju, wychowują wyrwane z codziennego życia dzieci, pracują, wspólnie próbują przetrwać najgorsze. Większość z nich mieszka ze swoimi dziećmi w obiektach prowadzonych przez miasto Sieradz czy starostwo. Wspólną przystanią stało się Centrum Informacji Kulturalnej w Rynku. Sieradzkie Centrum Kultury udostępniło swoje przestrzenie Fundacji Rozwoju Tak Czy Owak z Sieradza, która wspólnie z Polską Misją Medyczną, w partnerstwie z miastem Sieradz - tworzy tu Przestrzeń Przyjazna Dzieciom. To przestrzeń, która łączy polskie i ukraińskie dzieci, integruje rodziny i pomaga w codziennym życiu. Pracy jest wiele, ale przed świętami dziewczyny znalazły jednak czas, aby opowiedzieć o wojnie, świątecznych tradycjach, niepewności i pobycie w Sieradzu.
24 lutego - dzień wojny pierwszy
- Jeśli już wspominano o wojnie, to raczej o konflikcie lokalnym, ale nie aż na taką skalę - mówi Ołena. - Wyczuwała się jednak jakąś trwogę, taki niepokój wewnątrz.
- Pamiętam jak 23 lutego podczas spotkania z jedną z grup, a jestem psychologiem, długo rozmawialiśmy o naszych niepokojach, ale rozum mówił, że nie, że to nie jest możliwe - mówi Swietłana.
- 24 weszli do nas od strony Chersonia - mówi płacząc Nataliia - Widziałam jak weszli do nas do Mikołajewa. - Widziałam jak wjechały ich czołgi. To było nie do wiary, przecież większość ludzi w moim regionie mówi po rosyjsku. Mają rodziny w Rosji.
- Pracowałam w straży granicznej na granicy z Polską, na przejściu Jagodno - mówi Ołena. - 24 lutego od samego rana pojawił się sznur samochodów z przerażonymi ludźmi, którzy opowiadali o bombardowaniach, ostrzałach. Wróciłam do domu, zabrałam dzieci, paszporty i natychmiast wyjechałam do Polski.
- Ja pierwszego dnia poszłam do pracy - wtrąca Marina. - Obok mojego miasta jest wojskowe lotnisko i tam spadły bomby. Potem już siedzieliśmy w piwnicach. Pierwsze dni były straszne, wszędzie kolejki do aptek, sklepów, gdzie półki były puste. Kolejki do bankomatów, które nie zawsze wypłacały pieniądze. Na stacjach benzynowych także tłumy. Alarm lotniczy, gonił alarm. Zaczęła królować panika.
- Do mnie wojna przyszła wraz z sms-ami - wtrąca Swietłana. - W nocy poprzedzającej atak spałam może ze trzy godziny. Rano się przebudziłam i miałam masę informacji od znajomych, głównie ze wschodu Ukrainy, że zaczęła się wojna.
- Po 24 lutego życie na Ukrainie zmieniło się o 180 procent - wtrąca Ołena.
Nasze rozmówczynie podkreślają, że głównym motywem wyjazdu do Polski była troska o dzieci. Jak było na granicy polsko-ukraińskiej. - Kiedy przyjechałam na granicę kolejka była ze 40 kilometrów - przypomina sobie jedna z kobiet. - Zdecydowałam, że pójdziemy z dzieckiem pieszo. Przechodziłam w Zosinie. Może dwie godziny czekaliśmy na autobus, który był przepełniony do granic możliwości. Na przejściu kilkaset ludzi, ale pierwszeństwo miały matki z dziećmi. Po polskiej stronie wszystko szło szybko, widzieli że jesteśmy zmęczeni, nie robili żadnych trudności. Problem mieli jedyni ci z rosyjskimi paszportami.
- Byłam zaskoczona tym, co zobaczyłam na granicy - wtrąca Marina. - Masa polskich wolontariuszy, którzy proponowali nam kawę, herbatę, jedzenie. Byli na każdym kroku. To było takie serdeczne. Do dziś kiedy wspominam tamten czas ściska mnie w gardle. Ja lubię Polaków, mam wielu znajomych, ale nie spodziewałam się, że tak nas przyjmiecie.

Kutia daje początek Świętemu Wieczorowi
Przed sieradzkimi Ukrainkami dwa Boże Narodzenia. Pierwsze „polskie” i dwa tygodnie później prawosławne, ale bez bliskich. Jak to najpiękniejsze ze świąt wyglądało w ich kraju podczas pokoju?
- U nas Boże Narodzenie jest dwa tygodnie później, bo prawosławne - mówi Swietłana. - W Boże Narodzenie w jednym z pokojów zbiera się przy stole cała rodzina, począwszy od najstarszych do najmłodszych. Wigilia to u nas Święty Wieczór - tak się nazywa,a początek daje mu pierwsza gwiazda na niebie. Także musi być 12 potraw postnych, czyli bezmięsnych, ale także bez śmietany, jajek, twarogu, sera. Najważniejsza z potraw to kutia. Jest też kompot z suszonych jabłek i gruszek. Wierzerza zaczyna się właśnie od skosztowania kutii, z tym że jedzenie rozpoczyna senior rodziny. Wpierw jednak jest modlitwa „Ojcze nasz...” przy zapalonych świecach. One symbolizują pamięć o zmarłych. Wierzymy, że oni przychodzą do nas w ten szczególny czas. Dodam, że kolacja trwa z reguły jakieś dwie godziny.
- Na Pasterkę po wieczerzy niewielu ludzi do cerkwi chodzi - wtrąca Marina.- Raczej na następny dzień po południu, na nabożeństwo, które nazywa się Służba Boża.
- Ważne jest także świąteczne śniadanie - mówi Ołena. - A króluje na stole kapusta z grzybami, pierogi z kapustą i ziemniakami, gołąbki postne z grzybami.
- U mnie mama smażyła ziemniaki z fasolą, potem okładała to ciastem drożdżowym- mówi Svietłana. - Powstają takie większe kluski z nadzieniem. Mamy już nie ma, ale ja też to robię. Niektórzy do środka kładą śledzia.
Święty Mikołaj przegonił Dziadka Mroza
A jak jest z prezentami? - Święty Mikołaj ma u nas zarezerwowany dzień 19 grudnia - mówi Swietłana. - Jeszcze było tak, że w Nowy Rok przychodził do dzieci Dziadek Mróz. W ostatnich latach nie mówimy jednak, że to Dziadek Mróz, ale Mikołaj. To dlatego, żeby odciąć się zupełnie od Rosji. Dziadek Mróz z nią jest przecież związany. Chcemy wszystko co z okupantem związane odrzucić. Mikołaj zaglądał do nich w ciągu ostatnich z nich z uśmiechem i podarunkami, chociaż na chwilę odrywając od niepokoju.

Dom w Sieradzu. Stały, czy tymczasowy?
Różne wiatry przywiały Ukrainki do Sieradza. Mąż jednej z nich pracował tu wcześniej, miał więc znajomych. Inną ściągnęła koleżanka mieszkająca już tutaj od około siedmiu lat. - Ja z kolei najpierw byłam w Ostrowie Wielkopolskim - mówi Natalia. - Trafiłam jednak do Sieradza, bo koleżanka zadzwoniła i mówi przyjeżdżaj, tu jest dobrze, spokojnie, będzie ci tu dobrze.
Dom w Sieradzu. Stały, czy tymczasowy?
- Sieradz bardzo nam się podoba, jest ładny, piękny - mówi Ołena. - Początkowo trudno było dzieciom zaaklimatyzować się. Moje dzieci mają 9 i 13 lat. Zaraz po przyjeździe poszli do Szkoły Podstawowej nr 1. Na początku było trudno, bo inny język, inna kultura. Córka bardzo dobrze mówi już po polsku, nawet nie ma akcentu. Syn bardzo dobrze gra w szachy, bierze udział w zawodach. Zdobywa puchary, w szkole piątki, szóstki. Pewnego dnia syn mówi mi, że myśli już po polsku, kiedy rozmawia z kolegami z klasy. Moja córka ma przyjaciółki z Polski, uczęszczają na wspólne zajęcia.
Nasze rozmówczynie podkreślają, że polska szkoła ma inny program nauczania. Niektóre dzieci uczą się online w szkole ukraińskiej.
To nie jest czas na świętowanie. - Świąteczny czas jest dla nas trudny, bo nasze życie teraz to wielka trwoga - mówi Ołena. - Mamy za sobą ciężki czas, znaczony często śmiercią bliskich. Nie rozstajemy się z telefonem, każdy sms stawia nas na nogi. Ci, którzy tam zostali, żyją teraz bez wody, prądu, w zimnie. Nie jest nam do święta. Jeśli któraś z matek zechce przygotować się świątecznie, czemu nie, ale to głównie dla dzieci. Boże Narodzenie, obojętnie, czy polskie, czy ukraińskie, niesie nadzieję na lepszy czas, na czas pokoju, zjednoczenie rozdzielonych rodzin.

To nie jest czas na świętowanie
- Świąteczny czas jest dla nas trudny, bo nasze życie teraz to wielka trwoga - mówi Ołena. - Mamy za sobą ciężki czas, znaczony często śmiercią bliskich. Nie rozstajemy się z telefonem, każdy sms stawia nas na nogi. Ci co tam zostali, żyją teraz bez wody, prądu, w zimnie. Nie jest nam do święta. Jeśli któraś z matek zechce przygotować się świątecznie, czemu nie, ale to głównie dla dzieci. Boże Narodzenie, obojętnie, czy polskie, czy ukraińskie, niesie nadzieję na lepszy czas, na czas pokoju, zjednoczenie rozdzielonych rodzin.

Przebaczenie? Nie teraz, nie nadszedł jeszcze czas
Na pytanie, czy są w stanie wybaczyć Rosjanom to co zrobili jednym chórem odpowiadają - nie, nigdy!
- Może trzeba z trzy pokolenia, żeby o tym pomyśleć, ale nie teraz - mówi Ołena. - Rosjanie nie przyznają się nigdy do swoich zbrodni, nie będą się kajać tak jak Niemcy po drugiej wojnie światowej. My dzieci uczymy, że wojna to zło, w Rosji już w przedszkolu tłumaczą, że wojna jest im potrzebna, wszyscy wokół to wrogowie, a my naród wybrany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki