Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwóch chłopców potwornie poparzonych w Skierniewicach

Aneta Grinberg,Edyta Cieślak
Spalone wnętrze samochodu
Spalone wnętrze samochodu Aneta Grinberg
Dwoje małych dzieci zostawionych bez opieki w samochodzie omal nie spłonęło żywcem. Zostawiła je w aucie matka, która poszła do szkoły odebrać córkę, uczennicę pierwszej klasy podstawówki.

Dzieci są w bardzo ciężkim stanie, jedno z nich ma potwornie poparzoną część twarzy. Zszokowaną matką zajęli się psychologowie. To jeden z najbardziej wstrząsających wypadków w naszym regionie w ostatnim czasie.

Dramat rozegrał się w czwartek koło południa przed Zespołem Sportowych Szkół Ogólnokształcących w Skierniewicach, blisko centrum miasta. Na parking podjechała seatem 25-letnia kobieta. Wysiadła i zostawiła w środku dwóch synków,1,5-rocznego i niespełna 4-letniego. Nie wiadomo, jak długo dzieci same siedziały w samochodzie. Wiadomo, że policję i strażaków około godziny 11.40 wezwała przerażona matka, do której w szkole przybiegli inni rodzice. Zauważyli, że z wnętrza pojazdu wydobywa się dym.

- Zauważyłem co się dzieje z autem z okna gabinetu - mówi Stanisław Pietrzkowski, dyrektor ZSSO w Skierniewicach.- Akurat zaczęła się przerwa po czwartej lekcji. O tej porze w szkole kończą lekcje najmłodsi. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że młoda kobieta za wszelką cenę próbuje dostać się do samochodu, z którego bucha dym - mówi drżącym głosem dyrektor. - Myślałem, że chce wyjąć gaśnicę. Pobiegłem jej pomóc. Dopiero przy samochodzie zorientowałem się, że w środku są dzieci.

Dyrektor zaczął krzyczeć o pomoc do wszystkich wokół. Zaczęli przybiegać inni nauczyciele, starsi uczniowie, a także przechodnie. Jeden z instruktorów nauki jazdy, który akurat jechał z kursantem ulicą Konopnickiej, zatrzymał auto i zaczął reanimować jednego z popa-rzonych chłopców. Pomagał mu nauczyciel wychowania fizycznego.

Widok był potworny. 25-letnia kobieta tuliła młodszego synka w ramionach. Starszy leżał na chodniku, reanimacja trwała. Obaj - niemal czarni od sadzy. Z twarzy młodszego chłopca płatami schodziła skóra... - Gdy przyjechaliśmy na miejsce, lekarze z pogotowia już reanimowali dzieci. Maluchy miały duże trudności z od-dychaniem - mówi Mariusz Wielgosz z Państwowej Straży Pożarnej w Skierniewicach.- Strażacy, którzy uczestniczyli w akcji, są wstrząśnięci.

Dzieci miały znaczne obrażenia spowodowane nie tylko wysoką temperaturą, jaka wytworzyła się w środku samochodu, ale również plastikowymi elementami wyposażenia auta, które topiły się i kapały na ciała malców.

Przyczyną pożaru mogło być nieumyślne zaprószenie ognia lub niewłaściwie dogaszony w popielniczce papieros.

- Matka zapewniała, że to nie ona paliła w samochodzie i nie ona zostawiła niedopałek - dodaje Mariusz Wielgosz. - Nie wykluczamy też zwarcia instalacji elektrycznej. Ustaliliśmy co prawda, że elektryczna zapalniczka w samochodzie działała prawidłowo, ale mało prawdopodobne, aby dzieci przy niej coś majstrowały.

Obaj chłopcy w ciężkim stanie zostali przewiezieni do szpitala w Skierniewicach, a stamtąd karetkami na stadion, gdzie boisko wykorzystywane jest jako lądowisko dla helikopterów. Stąd pod opieką lekarzy przetransportowano ich do łódzkiego szpitala im. Konopnickiej.

Są bardzo mocno poparzeni. Mają problemy z oddychaniem. Ich stan lekarze określają jako ciężki.
Z pobieżnych oględzin samochodu wynika, że młodszy chłopiec siedział zapięty w foteliku na środku tylnego siedzenia. Właśnie ten fotel stanął w ogniu. Starszy siedział zapięty pasami obok fotelika brata, nieco dalej od płomieni. Dlatego to półtoraroczny chłopczyk ma najgorsze obrażenia. Ma poparzoną jedną stronę twarzy. Czterolatek w panice prawdopodobnie sam oswobodził się z pasów i próbował otworzyć drzwi płonącego samochodu...

Na miejsce tragedii w czwartek ściągały tłumy. W Skierniewicach odbywał się akurat targ, więc ludzi, także przyjezdnych, było bardzo dużo. Najwięcej jednak rodziców, którzy odbierali dzieci ze szkoły, oraz mieszkańców okolicznych bloków. Wszystkich strażacy próbowali odsunąć od miejsca wypadku, gdzie specjaliści badali wrak auta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki