Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dymisja Grabarczyka komplikuje sytuację spółdzielni w PO

Marcin Darda
Cezary Grabarczyk złożył dymisję z funkcji ministra sprawiedliwości. Została przyjęta
Cezary Grabarczyk złożył dymisję z funkcji ministra sprawiedliwości. Została przyjęta Bartek Syta Barteksyta.Blogspot.Com
Rządem wstrząsnęło, jednak dymisja Cezarego Grabarczyka to nie jest tylko zmiana personalna w Radzie Ministrów. Silniejszy wstrząs może czekać teraz Platformę Obywatelską.

Za dwa miesiące PO musi mieć gotowe listy do Sejmu, ale po ostatnich wstrząsach nie jest wykluczone, że Ewa Kopacz przejmie najsilniejszą frakcję, czyli tzw. spółdzielnię. A tą rządzą ludzie z Łodzi, mocno ostatnio osłabiani, także przez prokuraturę i CBA...

Tandem z Biernatem

Grabarczyk bez przydziału jest po raz pierwszy od października 2007 r. Wtedy został ministrem infrastruktury w rządzie Donalda Tuska, na stanowisku przetrwał bite cztery lata, mimo trzech wniosków o odwołanie ze strony opozycji. To typ polityka, który skupia się na działaniu, jednak kompletnie nie potrafi o swej pracy opowiadać, nie umie też kształtować własnego wizerunku, ma słaby PR. Ale Tusk musiał go bronić, bo Grabarczyk trzymał w ręku wiele zakulisowych wpływów w PO: był mocny i tworzył mu większość.

Grabarczyk był głównym architektem tzw. spółdzielni, czyli porozumienia szefów regionów PO oraz posłów wspierających Tuska i jednocześnie hamujących Grzegorza Schetynę, głównego oponenta Tuska w partii. Z czasem spółdzielnią zaczął rządzić tandem Cezary Grabarczyk - Andrzej Biernat. Gdy Grabarczyk został ministrem, właśnie jemu oddał w 2007 r. szefostwo regionu łódzkiego PO.

Po ostatnich wyborach parlamentarnych w 2011 r. Grabarczyk, mimo startu z pierwszego miejsca, zdobył dopiero trzeci wynik w Łodzi. Potem stwierdził, że nie przeszedł weryfikacji wyborców i sam miał Tuskowi powiedzieć, że jego niskie poparcie to żaden argument, by zostać w Ministerstwie Infrastruktury. Tusk miał odetchnąć. Nie dlatego, że pozbywa się z rządu ministra, który obciążał go wizerunkowo (Grabarczyka opinia publiczna kojarzyła z zawalaniem terminów oddawania autostrad czy upadkami firm podwykonawczych, także z widokiem pasażerów szturmujących pociągi przez okna, by zająć miejsce), tylko dlatego, że miał za sobą potężną spółdzielnię, która dawała przewagę nad Schetyną.

To z tamtych czasów pochodzą opowieści, jakoby to spółdzielcy, których Tusk pominął w nominacjach ministerialnych, mieli wytargować u premiera, by w nowym rozdaniu pominął Krzysztofa Kwiatkowskiego, rywala z lokalnego podwórka. Kwiatkowski, wtedy wysoko oceniany minister sprawiedliwości, został po prostu posłem, a Biernat z Grabarczykiem woleli później podkreślać, że to dzięki ich rekomendacjom Tusk zobaczył w Kwiatkowskim przyszłego szefa NIK. Te historie krążą jako przykład mocy spółdzielni, choć trudno, je zweryfikować.

ZOBACZ TEŻ: Cezary Grabarczyk podał się do dymisji

Posada na miarę ambicji

Wtedy, po wyborach pod koniec 2011 r., wyjście znaleziono szybko, bo został Cezary Grabarczyk wicemarszałkiem Sejmu. Pozycja nie na miarę jego ambicji, czysto prestiżowa, ale z zabawkami członka rządu: sekretariat, gabinet, służbowy samochód.

We wrześniu 2014 r., po odejściu Tuska do Brukseli, Grabarczyk znalazł w końcu wyśmienitą okazję, by wrócić na front. W partii był już wiceprzewodniczącym zarządu krajowego, ale to rząd był tym miernikiem ambicji. Wraca do ekstraklasy, zostaje ministrem sprawiedliwości, a w rządzie zasiada razem z Biernatem, który wcześniej został ministrem sportu.

CZYTAJ WIĘCEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...
Ewa Kopacz, nowa premier i nowa szefowa PO, musiała się liczyć z Grabarczykiem i Biernatem jeszcze bardziej niż Tusk, bo to oni zarządzali najliczniejszą frakcją w zarządzie PO, a ona sama nie miała zaplecza politycznego. Wszystko, czym dysponowała do tej pory, to tylko zaufanie Tuska, którego nagle zabrakło. Kopacz musiała dzielić równo posady między frakcjami i sprawnie między nimi lawirować.

Jednak po wyborach samorządowych, w których PO wypadła słabo, spółdzielnia stawała się coraz mocniejsza. Na wniosek Grabarczyka Biernat zostaje p.o. sekretarzem generalnym PO. To funkcja potężna, bo sekretarz to de facto osoba nr dwa w partii, jest uchem przewodniczącego. Co istotne, Biernata wybrano w listopadzie, zaraz po wyborach samorządowych, mimo iż w PO mówiono, że jest współwinny przegranej PO. Jako szef regionu odpowiadał za wynik partii w tym regionie, a PO zdobyła w sejmiku o trzy mandaty mniej,przegrywając nie tylko z PiS, ale i z koalicyjnym PSL.

Sekretarz Biernat też ma jednak kłopoty. CBA od lutego weryfikuje jego oświadczenie majątkowe, bo nie widzi w oświadczeniu pokrycia wartego ponad 200 tys. range rovera. Brakuje jakieś 100 tys. zł, a "Rz" ostatnio napisała, że "sprawa wbrew temu co mówi Biernat jest poważna i wyszła daleko poza weryfikację oświadczenia majątkowego".

To dlatego w PO już się pojawiły spekulacje, że osierocona przez Tuska Kopacz przestanie lawirować i przejmie spółdzielnię. Grabarczyk, ponieważ nie postawiono mu zarzutów, nadal jest wiceprzewodniczącym PO, ale w jego interesie leży, by prokuratura jak najszybciej się określiła. Jeśli otrzyma zarzuty, zostanie zawieszony w zarządzie krajowym, regionalnym i miejskim w Łodzi, choć tu zaplecze prezydent Hanny Zdanowskiej i ona sama póki co z Grabarczykiem liczyć się nie przestaną, mimo coraz wyższych ambicji jej najbliższych partyjnych doradców.

W łódzkiej PO oficjalnie Grabarczyka bronią za klasę, bo podał się do dymisji, gdy pojawiły się wątpliwości odnośnie do legalności jego pozwolenia na broń. Ale już nieoficjalnie niektórzy mówią, że musiała go chyba zgubić pycha, bo egzamin praktyczny z posługiwania się bronią zdałby po ciemku. W wojsku był snajperem...

CZYTAJ TEŻ: stanDardy: Minister sam wycelował we własną skroń

Odpocznie jak Mirek?

Jeśli były minister zarzutów nie otrzyma, ale sprawa nie będzie wyjaśniona, może go czekać casus Mirosława Drzewieckiego. Były minister sportu też był tylko świadkiem w śledztwie dotyczącym afery hazardowej, prokuratura nie postawiła mu zarzutów, zachwalali go koledzy, prasa widziała go na listach, ale Tusk zdecydował, że "Mirek od Wiejskiej odpocznie".

Obie sprawy różnią się kalibrem, ale Kopacz w tej sytuacji i tak może uznać, że Grabarczyk jako nr 1 na łódzkiej liście PO byłby prezentem dla PiS. W łódzkiej PO na długo przed dymisją Grabarczyka mówiło się, że posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska chciałaby otwierać listę w Łodzi, a szansa jest także dlatego, że Kopacz promuje kobiety.

Cóż, premier zaczeka na wyjaśnienie spraw swojego sekretarza generalnego oraz jednego z zastępców i podejmie decyzję. Zapewne z natarczywą myślą z tyłu głowy, ile mogłaby na tym skorzystać. Tym bardziej iż równie często mówi się, że to nie Cezary Grabarczyk podjął sam decyzję o dymisji, tylko nakazała mu to Ewa Kopacz. Telefonicznie, z samolotu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki