Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dymy nad imperium Scheiblera w Łodzi

Anna Gronczewska
Wielki pożar Uniontexu
Wielki pożar Uniontexu Michał Rychnik
Kiedy w sobotę kłęby dymu pojawiły się nad dawną fabryką Grohmana i Scheiblera, wielu łodzianom zabiły mocniej serca. To przecież wyjątkowe miejsce w Łodzi. Tam przed ćwierć wiekiem Jan Paweł II spotkał się z łódzkimi włókniarkami.

- Boże, przecież ja tu przepracowałam tyle lat! - Krystyna Borowiec, 70-letnia łodzianka, która kilka dni po pożarze przyszła w okolice tkalni, łapie się za głowę. - Mieszkam niedaleko, na ulicy Kilińskiego. Wiele razy przejeżdżałam koło tego miejsca. Zawsze wracały wspomnienia. Tyle lat przy maszynie, w huku, ale nie były to złe czasy. No i jeszcze tu był nasz papież. Ja na spotkaniu z Ojcem Świętym nie byłam, ale wiele opowiadały mi koleżanki. Myślałam, że zrobią tu jakieś muzeum. Ciekawe, co teraz będzie z tą moją tkalnią?

Tkalnia przy ul. Kilińskiego stanowiła część wielkiego imperium włókienniczego należącego najpierw do Karola Scheiblera, a potem też do rodziny Grohmanów.

Karol Scheibler pierwszą fabrykę, w pełni zmechanizowaną przędzalnię, utworzył w 1855 roku. Z czasem powstały tu największe zakłady włókiennicze w Łodzi, wzorcowe przedsiębiorstwo. Karol Scheibler się bogacił, ale jednocześnie dbał o załogę. Zbudował osiedle robotnicze na Księżym Młynie, szpital, szkoły. W skład jego imperium wchodziła tzw. centrala przy dzisiejszym Placu Zwycięstwa (dawniej Wodnym Rynku), budynki fabryczne znajdujące się przy obecnej ul. Tymienieckiego, sięgające od ul. Kilińskiego, aż po ul. Piotrkowską.

Wiele lat po śmierci Karola Scheiblera, który zmarł w 1881 roku, doszło do połączenia sił rodziny Scheiblerów i Grohmanów. Było to już po pierwszej wojnie światowej, kiedy to łódzki przemysł znajdował się w fatalnym stanie. Fabryki były ogołocone z kapitału, by przeżyć musiały zaciągać kredyty i oszczędnie gospodarzyć. Jednym ze sposobu na wyjście z kryzysu miało być założenie kartelu, w skład którego weszły by firmy Scheiblerów, Grohmanów, Geyerów, Enderów i Poznańskich. Poznańscy i Enderowie nie zgodzili się na takie rozwiązanie. Pozostało więc utworzenie rodzinnego kartelu. Grohmanowie i Scheiblerowie byli ze sobą spowinowaceni. Anna, córka Ludwika, wyszła bowiem za mąż za Karola Wilhelma II Scheiblera. Natomiast mężem Elzy Grohman, córki Karola Adolfa, został Edward Herbst.

Tak w 1921 roku powstały Zjednoczone Zakłady Włókiennicze K. Scheiblera i L. Grohmana. Po fuzji Scheiblerowie otrzymali siedemdziesiąt procent akcji nowej firmy, a Grohmanowie - trzydzieści. Po wojnie spółkę Scheiblera i Grohmana przejęło państwo. Firmę przemianowano na zakłady im. Obrońców Pokoju, zwane też Unionteksem. Dalej była to największa fabryka włókiennicza w Polsce. Jeszcze w latach siedemdziesiątych zatrudniała 12 tysięcy ludzi, w większości kobiet. Kiedy więc 13 czerwca 1987 roku przyjechał do Łodzi Jan Paweł II, odwiedził dawne imperium Scheiblera i spotkał się z pracującymi tutaj włókniarkami.

- Wyrażam radość, że w tym Waszym mieście mogę dziś spotkać się z wielkim światem pracy, reprezentowanym - tutaj właśnie w Łodzi - w większości przez kobiety! - mówił podczas wizyty w tkalni przy ul. Kilińskiego, nazwanej potem papieską, Jan Paweł II. - Dodam, że jest to wydarzenie bez precedensu. Nigdy w czasie moich wizyt duszpasterskich we Włoszech czy innych krajach, chociaż wielokrotnie spotykałem się ze światem pracy, nie było mi dane spotkać się w zakładzie, gdzie pracują w większości kobiety...

Kiedy Jan Paweł II około godziny 15 przekroczył próg tkalni zakładu C fabryki im. Obrońców Pokoju, powitały go brawa. Włączono kilkadziesiąt krosien. Wśród ich huku słychać było szloch płaczących ze wzruszenia kobiet. Nagle ktoś zaintonował kościelną pieśń "My chcemy Boga"... Wszyscy zaczęli śpiewać. Ojca Świętego powitał ksiądz arcybiskup Władysław Ziółek. Potem Jana Pawła II witał dyrektor Unionteksu, nieżyjący już Józef Grzegorczyk. W imieniu włókniarek, papieża powitała Kazimiera Wadowska. Podkreśliła jak wielkim wielkim zaszczytem jest wizyta Papieża-Polaka w zakładzie pracy i jak bardzo Polacy są dumni z powodu Jego zasiadania na Piotrowym tronie... Nikt nie krył wzruszenia...
Inne włókniarki wspominały po latach, że idąc w stronę specjalnie przygotowanego papieskiego tronu papież witał się z włókniarkami. Niektóre miały szczęście. Mogły dotknąć Jana Pawła II i dostać od niego różaniec. Zapamiętały też słowa papieża. Zwracał się do matek Polek, mówił że są solą tej ziemi, jako tkaczki ciężko pracują, a jeszcze muszą podołać obowiązkom w domu, wychowywać dzieci. Jan Paweł powiedział też do łódzkich włókniarek: "Chleb jako wyraz i symbol ludzkiej pracy nabiera szczególnej wymowy tutaj - w polskiej Łodzi, która rozrosła się w krótkim czasie z małej niegdyś osady w wielkie, prawie że milionowe miasto. Polskie centrum przemysłu włókienniczego (...)".

Jan Paweł II powiedział też kobietom, że sam ma za sobą podobne doświadczenie jak łódzkie tkaczki, wprawdzie nie w przemyśle włókienniczym, tylko w przemyśle chemicznym. "Tak się złożyło, chociaż mi się to wtedy dość podobało, tak się złożyło, że trzeba było iść dalej, dalej i dalej. No więc módlcie się za mnie.(...) Kończę już, bo czas biegnie i organizatorzy nawet dają mi znać: gadasz i gadasz, tu trzeba jechać do Warszawy. Więc, moje drogie, niech wam Bóg błogosławi z całego serca".

Po latach, już w nowych czasach, zamknięto produkcję w Unionteksie. Potem australijska firma Opal Propert Development kupiła 7,5-hektarowy teren dawnych zakładów im. Obrońców Pokoju. Nowy właściciel zobowiązał się, że upamiętni miejsce, gdzie z włókniarkami spotkał się Jan Paweł II. Chodziło o budynek tzw. nowej tkalni, znajdujący się od strony ul. Kilińskiego. Ogłoszono konkurs architektoniczny na zagospodarowanie tego terenu, w tym na projekt Centrum Jana Pawła II. Wygrała go czwórka młodych łódzkich architektów: Katarzyna Boroń, Przemysław Grot, Maciej Kozal i Kamila Kozarzewska. To było w 2007 roku...

Tyle, że w konkursie zorganizowanym przez firmę Opal i Łódzką Okręgową Izbę Architektoniczną zaznaczono, iż nie wynikają z niego żadne zobowiązania. To znaczy zwycięzca nie ma zagwarantowane tego, że jego projekt zostanie zrealizowany. Zwycięzcy konkursu nie byli więc zdziwieni, że ich projekt nie został wdrożony. Tym bardziej, że już po jego rozstrzygnięciu przedstawiono projekt zagospodarowania tego terenu przygotowany przez pracownię znanego warszawskiego architekta, zmarłego w ubiegłym roku w katastrofie lotniczej, Stefana Kuryłowicza.

Zatem od wielu lat mieszkańcy naszego miasta przechodzący koło dawnej tkalni widzieli tylko tablicę informującą, że w tym miejscu Jan Paweł II spotkał się z łódzkimi włókniarkami. Pożar, który wybuchł w minioną sobotę, jest dopełnieniem tej niedokończonej historii. Niektórzy podejrzewają nawet, że jego przyczyną mogło być podpalenie. W budynku tkalni urzędowali często przecież bezdomni.... Na szczęście ocalały mury tkalni, spalił się za to jej zabytkowy, drewniany sufit. Co dalej stanie się z tym tak ważnym dla łodzian miejscem?

Kilka dni temu na spotkaniu władz miasta, wojewódzkiego konserwatora zabytków i przedstawicieli firmy Opal zaproponowano wywłaszczenie zabytkowej tkalni. Jej właściciel otrzymałby w zamian rekompensatę finansową. Zobaczymy jak tak sprawa zostanie rozwiązana... Przekonamy się, jaki los spotka pozostałości po jednym z najważniejszych łódzkich zakładów...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki