Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektor Teatru im. Jaracza: Władza cynicznie niszczy teatr, bo zdaje sobie sprawę z jego siły

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Waldemar Zawodziński ma kontrakt na stanowisko dyrektora  Teatru im. S. Jaracza do 31 sierpnia 2023 roku
Waldemar Zawodziński ma kontrakt na stanowisko dyrektora Teatru im. S. Jaracza do 31 sierpnia 2023 roku Krzysztof Szymczak
Z Waldemarem Zawodzińskim, reżyserem, dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi rozmawia Dariusz Pawłowski.

Wiadomość o wszczęciu procedury odwołania dyrektora Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi spadła na teatromanów, jak to się mówi, jak grom z jasnego nieba. W jakich okolicznościach pan się o tym dowiedział?

O wszczętej przez Urząd Marszałkowski procedurze odwoławczej dowiedziałem się od dziennikarzy. Pismo do związków zawodowych, ZASP-u, a przede wszystkim do ministra kultury z prośbą o opinię, niezbędną w procesie odwołania, podpisał w imieniu marszałka Grzegorza Schreibera, wicemarszałek Zbigniew Ziemba. Wymieniam oba nazwiska, bo za jakiś czas trzeba będzie ich rozliczyć z tego, co zrobili dla łódzkiej kultury. Bo ja, w przeciwieństwie do nich, dużo dobrego.

Nikt nie zadzwonił? Nie wysłał, jak to teraz modne, maila z odwołaniem?

Ku ogólnemu zdumieniu żaden z wyżej wymienionych urzędników nie uznał za stosowne porozmawiania ze mną lub chociażby poinformowania mnie osobiście o zamiarze zerwania kontraktu. Takie oto standardy charakteryzują tę obecną władzę.

Odwołanie dyrektora rozpoczęto w szczególnym momencie, bo to i pandemia koronawirusa, i trzy lata do zakończenia kontraktu, i porwany sezon obecny oraz przygotowania do kolejnego...

Po to, aby rozpocząć procedurę odwołania dyrektora ze stanowiska w połowie kontraktu, w środku sezonu, w dramatycznym dla kultury okresie pandemii, trzeba mieć poważne zarzuty, świadczące o tym, że dyrektor działał na szkodę teatru. Tymczasem stawiane mi zaocznie zarzuty, wzięte żywcem z uwag pokontrolnych, to nie są istotne powody. To sprytnie wykorzystane preteksty natury uchybień proceduralnych. Widać szukano takich pretekstów, żeby pozbyć się niechcianego dyrektora.

W uzasadnieniu odwołania przywoływane są jednak zarzuty pokontrolne dotyczące naruszenia przepisów ustawy o finansach publicznych. Czy to nie są istotne kwestie?

Nikt nie może zarzucić mi niegospodarności, czy nadużyć finansowych. Gdyby tak było, marszałek powinien skierować sprawę do rzecznika dyscypliny finansów publicznych. A tego nie zrobił. Dlaczego odpowiedni organ nie zaopiniował, czy to są wystarczające powody, aby wyrzucić dyrektora?

Czy na pana korzyść przemawiały chociażby doświadczenie i dokonania artystyczne?

Pięcioletni kontrakt podpisał ze mną marszałek należący do innej formacji politycznej, do Platformy Obywatelskiej. Dla niego moje doświadczenie i osiągnięcia miały ogromne znaczenie. Dla obecnej władzy trzydzieści lat pracy w Teatrze Jaracza, w tym dwadzieścia sześć na stanowisku dyrektora, nie liczą się. Dla nich nie ma znaczenia, że przez te wszystkie lata tworzyłem markę tego teatru. Jak widać, dla pisowskich urzędników kompetencje nie są ważne.

Mówi pan tak, jakby aktualny poziom artystyczny teatru i jego zespołu nie miał decydującego znaczenia. Dlaczego?

Boję się, żeby niszczenie ważnych instytucji kultury (i nie tylko) nie stało się znakiem rozpoznawczym dzisiejszej władzy. Pozostając tylko przy teatrach - już bezkarnie zniszczono ich parę - to i kolejne można też zaorać. Dojmujące jest to, że my, ludzie teatru, budujący ten teatr przez całe swoje twórcze życie, oceniani jesteśmy przez partyjnych urzędników, którzy o teatrze nie mają zielonego pojęcia. Nie od dziś wiemy, że ignorancja łatwo rymuje się z arogancją.

Przedstawiono panu oczekiwania organu nadzorczego, czyli Urzędu Marszałkowskiego wobec podległej mu jednostki, czyli Teatru Jaracza? Próbował się pan tego dowiedzieć?

Wicemarszałek Ziemba w swoim gabinecie napominał mnie kiedyś, żebym „robił teatr dla ludzi” i żeby „szanować w teatrze wartości”. Gdy poprosiłem o doprecyzowanie, o jakie wartości mu chodzi, usłyszałem asekuracyjnie: „ogólnoprzyjęte”.

Spotkał się pan z jakąś formą presji lub cenzury?

Obecna władza nie lubi, jak się jej przypisuje zapędy cenzorskie. Ale jak nazwać presję, ograniczenia czy odsuwania od stanowisk ważnych dla kultury ludzi jak nie cenzurą? Dzisiaj, niestety, obserwujemy niepokojące próby zideologizowania kultury i coraz powszechniejsze kryterium: czy jest się ich człowiekiem, czy nie. Ja, jak widać, nie jestem.

W jakiej sytuacji jest zatem teraz Teatr Jaracza?

Wiadomo, że zmiana dyrekcji, nawet najbardziej pokojowa, to rewolucja w teatrze. Miałem nadzieję, że przynajmniej w najbliższym czasie znakomitemu zespołowi „Jaracza” zostanie to oszczędzone. Są interesujące plany repertuarowe, umówieni ważni twórcy, wyjazdy na festiwale, dziesiątki pomysłów na przyszłość i nagle jedna decyzja partyjnego urzędnika wszystko przekreśla. Dlaczego w tym kraju nie można w spokoju skoncentrować się na pracy, na budowaniu? Dlaczego ludziom znikąd tak łatwo pozwalamy, żeby wszystko niszczyli? W całej tej sprawie nie chodzi decydentom o istotę teatru: o linię repertuarową, jakość przedstawień, o jego misyjność, powinność wobec widza. Brak asygnaty na jakimś dokumencie ważniejszy jest od poziomu artystycznego teatru. O widzach też się nie mówi, jakby się wcale nie liczyli. A przecież „Jaracz” skupił wokół siebie wierną i liczną inteligencką widownię. Widać dla urzędników pisowskich nie jest to wartość, o którą trzeba zabiegać.

Co dalej? Podjął pan chociażby próbę wytłumaczenia się, przedstawienia swoich argumentów?

Próbowałem umówić się z marszałkiem Grzegorzem Schreiberem, ale nie znalazł czasu nawet na telefon. Nie mówiąc już o rozmowie w cztery oczy. Przecież nie prosiłem o rozmowę towarzyską. Ja reprezentowałem teatr. Przecież nie chodziło tylko o moją osobę. Widać z tego, że marszałka nie obchodzi sytuacja flagowego teatru dramatycznego w Łodzi. Próbowałem również dobić się do ministra kultury Piotra Glińskiego, ale co ministra obchodzi jakiś teatr w Łodzi. Zadziwiające, bo jest posłem z okręgu łódzkiego, więc wydawałoby się, że dobro Teatru Jaracza powinno mu szczególnie leżeć na sercu... Udało mi się porozmawiać z podsekretarz stanu Wandą Zwingrodzką, która - odniosłem wrażenie - wykazała duże zrozumienie. Tylko że mnie potrzebna była skuteczność, nie empatia. To, że ministerstwo nie współfinansuje Teatru Jaracza, nie znaczy wcale, żeby minister nie stwarzał najlepszych okoliczności dla funkcjonowania tego teatru. Bo, w przeciwnym razie, do czego nam potrzebny minister kultury i całe to jego ministerstwo? Ciekawi mnie, czy minister Gliński będzie poczuwał się do odpowiedzialności za demontaż teatru? Na pytania aktorów, reżyserów, dziennikarzy, widzów, dlaczego władza chce zniszczyć kolejny teatr, ciśnie się okrutna odpowiedź. Bo może! Bo jest bezkarna! Niektórzy mówią, że urzędnicy są na tyle prymitywni, że nie znają wartości teatru. Jeśli tak, to ich niewiedza nie jest okolicznością łagodzącą. Ja śmiem twierdzić, że oni działają cynicznie i z premedytacją. Właśnie dlatego, że zdają sobie sprawę z siły teatru.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki