Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Dżentelmeni”: Żwawa zabawa w kino z groźnymi panami w garniturach

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Film żywi się gangsterskimi opowieściami niemal od początku swego istnienia. Guy Ritchie „żywi się” zaś figurami i schematami, jakie kino zdążyło przez dekady w tym gatunku wypracować. Oczywiście na swój, przewrotny, sposób.

Gdy coś raz dobrze zasmakuje, z przyjemnością się potem do tego wraca. Guy Ritchie posmakował Hollywood, gdzie dwoma filmami z Sherlockiem Holmesem osiągnął olbrzymi komercyjny sukces, następnie zaznał goryczy finansowej klapy, by zrealizować na zamówienie Disneya „Aladyna” odchodząc od własnego stylu. To wszystko mogło sprawić, że zarówno on, jak i miłośnicy jego talentu, zapragnęli powrotu do filmowych „dań” jego produkcji w rodzaju „Porachunków” i „Przekrętu”. Reżyser, a zarazem scenarzysta przygotował więc to, co dobrze potrafi i lubi. A my możemy się cieszyć smakowitą, żywą rozrywką.

Guy Ritchie powraca do londyńskiego półświatka, ale to już inny czas dawnych gangusów. Po epoce używania maczety do wypracowania swojej pozycji, stali się przyjaciółmi i dobroczyńcami brytyjskiej szlachty. A pochodzący ze Stanów Zjednoczonych „król dżungli”, właściciel kilkunastu gigantycznych plantacji marihuany i narkotykowy baron - Mickey Pearson - postanawia przejść na emeryturę, sprzedać swoje imperium i spędzać spokojne dni na odludziu z ukochaną żoną. Oferta wywołuje lawinę niespodziewanych zdarzeń, z kwoty, która pojawia się na stole kilku szemranych typów pragnie coś uszczknąć. Pełną zwrotów akcji historię poznajemy z ust gnidowatego detektywa na usługach brukowego pisma, który sprzeda wszystko i każdemu, byle za odpowiednią cenę. A w jego trajkotanej gawędzie - opartej na faktach, domysłach i zmyśleniach - na bieżąco weryfikowanej przez prawą rękę Mickeya, cyngla Raya, pojawia się armia barwnych postaci. Kupnem zielarskiego przedsiębiorstwa jest zainteresowany żydowski mafioso, rozbójnicze przejęcie terytorium wpływów planuje natomiast nadmiernie ambitny chiński bandzior. W galimatias przypadkiem zapętlają się również rosyjski magnat z doświadczeniem w KGB oraz trener boksu, który będąc odpowiedzialnym za swoich wychowanków pochodzących z ubogich dzielnic, naprawia popełnione przez nich błędy. Bohaterowie nieustannie wchodzą sobie w drogę, sytuacja coraz bardziej się komplikuje, nie wiadomo, kto ostatecznie posiądzie tron, kto skończy w lodówce.

Ritchie ponownie składa cięte dialogi, przestawiając szyk zdania nadaje im specyficzny rytm, obficie wyposaża w przekleństwa wypowiadane z brytyjskim akcentem. Sięga po czarny humor, zażartuje sobie a to z arystokracji, a to z londyńskiej mitologii, mieszkańców blokowisk, brexitu, mniejszości etnicznych i seksualnych, mediów, znudzonych i rozpuszczonych nastolatków z dobrych domów, moralistów, hipokryzji i z czego tam jeszcze chcecie. Młodzi pragną gwałtownie wejść na szczyt, starzy ciągle jeszcze potrafią przegryźć gardło; przemoc szokuje, jednocześnie stając się groteską; narracja przedstawiona jest nielinearnie, lecz wszystkie klocki idealnie na siebie nachodzą. Wszystkie postacie się świetnie uzupełniają, poszczególne wątki są celnie dopasowane - nie ma tu zgrzytów, elementów niepotrzebnych czy wywołującego ból zębów naciągania. Dochodzą do tego znakomity montaż i jak zawsze u Ritchiego pierwszorzędnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Ożywczy koktajl przygotowany przez złotorękiego barmana z licencją na upojenie luzem.

„Dżentelmeni” to także perfekcyjnie trafiona obsada. Fantastyczny jako śliska szuja jest Hugh Grant, magnetyzm autentycznego Króla Lwa roztacza Matthew McConaughey, wspaniale jako jego żona - jedyna osoba, której Mickey może ustąpić - wypada Michelle Dockery (chemia pomiędzy tą parą aktorów mogłaby naszpikować pełen klub swingersów). Błyszczą Charlie Hunnam i Colin Farrell, zestaw błyskotliwie uzupełniają Henry Golding, Jeremy Strong oraz Eddie Marsan.

Guy Ritchie zrealizował po prostu dobry film rozrywkowy, ale także bawi się samym kinem. Odkrywając przed nami kolejne elementy tej historii, wredny detektyw Fletcher (który ubiera się jak filmowy reżyser) właściwie objaśnia, jak powinien być skonstruowany dobry scenariusz, w którym momencie intrygę należy zagęścić, a w którym zaskoczyć widzów. Klimat wybranych sekwencji budują terkot starej kamery lub trzaski jeszcze starszej winylowej płyty. Ritchie żongluje schematami, ikonicznymi wizerunkami bohaterów kina gangsterskiego (a i swoich aktorów). Proponuje kino, które nie udaje niczego więcej niż to, czym jest. Gdy wokół tylu mistyfikatorów, to być może najważniejsza cecha dżentelmena.

Dżentelmeni USA kryminał, reż. Guy Ritchie, wyst. Matthew McConaughey, Hugh Grant, Charlie Hunnam, Colin Farrell

★★★★☆☆

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki