W czwartek rano starsze małżeństwo musiało zostawić Emilka w Pogotowiu Opiekuńczym nr 2 w Łodzi. Wszyscy płakali. Padał deszcz, wiało. Pani Janina jednak bardziej niż z zimna trzęsła się z nerwów.
- To nie była łatwa decyzja. Jednak nie myśleliśmy o sobie, ale właśnie o Emilku. On potrzebuje kogoś, kto się nim zajmie. My nie jesteśmy w stanie. Ciężko nam za nim nadążyć. Chcemy jednak cały czas mieć z nim kontakt. Chętnie weźmiemy go na święta czy wakacje, będziemy wspierać. Ale codzienna opieka nad chłopcem nas przerasta - płacze pani Janina.
Dziadek Emilka ma 70 lat, przeszedł zawał, ma astmę, migotanie przedsionków, ciężko mu się oddycha. Pani Janina ma 64 lata, śpi z aparatem tlenowym.
- Bardzo starałam się o inną rodzinę zastępczą dla Emilka. Dzwoniłam do różnych fundacji, stowarzyszeń, urzędów. Nikt mi nie pomógł - mówi pani Janina.
Jacek Kędzierski, kierownik wydziału wspierania rodzinnej pieczy zastępczej MOPS w Łodzi, przyznaje, że sytuacja Emilka jest wyjątkowa.
- Nie przypominam sobie innej sprawy, by dziecko zamiast do innej rodziny zastępczej, trafiło do pogotowia opiekuńczego. Zwykle udaje się znaleźć rodzinę. Tym razem nie było miejsca - podkreśla Kędzierski. - Nie przestajemy jednak szukać.
Emilek w czwartek nie dał po sobie poznać strachu.
- Poznam tutaj nowych kolegów - powiedział i zniknął za drzwiami placówki...
CZYTAJ WIĘCEJ W PIĄTKOWYM WYDANIU DZIENNIKA ŁÓDZKIEGO
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?