Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci wojny. Kilkanaście tysięcy najmłodszych Ukraińców szuka w regionie łódzkim pokoju. Jak im pomóc?

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
W czasie nalotów ukraińskie dzieci chowały głowy pod poduszki i pytały, co się dzieje. W Polsce wciąż boją się hałasów i tęsknią za domem. W regionie łódzkim jest już kilkanaście tysięcy ukraińskich dzieci uciekających przed wojną. Na razie przysypiają w pociągach i odpoczywają w punktach pomocy. Ale jeśli wojna się przeciągnie, będą musiały zacząć tu normalne życie. Na zdjęciach: uchodźcy z Ukrainy na dworcu Łódź Fabryczna w ŁodziCZYTAJ DALEJ>>>.
W czasie nalotów ukraińskie dzieci chowały głowy pod poduszki i pytały, co się dzieje. W Polsce wciąż boją się hałasów i tęsknią za domem. W regionie łódzkim jest już kilkanaście tysięcy ukraińskich dzieci uciekających przed wojną. Na razie przysypiają w pociągach i odpoczywają w punktach pomocy. Ale jeśli wojna się przeciągnie, będą musiały zacząć tu normalne życie. Na zdjęciach: uchodźcy z Ukrainy na dworcu Łódź Fabryczna w ŁodziCZYTAJ DALEJ>>>. Grzegorz Gałasiński
W czasie nalotów ukraińskie dzieci chowały głowy pod poduszki i pytały, co się dzieje. W Polsce wciąż boją się hałasów i tęsknią za domem. W regionie łódzkim jest już kilkanaście tysięcy ukraińskich dzieci uciekających przed wojną. Na razie przysypiają w pociągach i odpoczywają w punktach pomocy. Ale jeśli wojna się przeciągnie, będą musiały zacząć tu normalne życie.

Dzieci na Ukrainie bały się nalotów. Ale wierzą, że będzie dobrze

Walentina Jakimienko z Winnicy w centralnej Ukrainie przyjechała na dworzec Łódź Fabryczna w niedzielę specjalnym pociągiem ŁKA z dwójką dzieci: 6-letnią Lierą i 10-letnim Dimą. To właśnie ze względu na nich postanowiła wyjechać z Ukrainy.

- Dzieci łykały tabletki uspokajające i na dźwięk syren zakrywały uszy poduszkami. Nie chciały schodzić, by ukryć się w piwnicy – wylicza Walentina. - One doskonale wiedzą, co się dzieje. Mają przecież internet, dlatego boją się, są niespokojne. Tłumaczymy im, że mają przecież rodziców. Po to jesteśmy, żeby się nimi opiekować – opowiada.

Jednak rodzina się rozdzieliła, bo tata Liery i Dimy został na Ukrainie, by bronić ojczyzny.

- On wierzy, że wszystko będzie dobrze. Że wrócimy i odbudujemy naszą Ukrainę. Potrzebujemy tylko czasu – zapewnia Walentina. Na razie planuje pobyć przez jakiś czas w Olsztynie, gdzie pracuje jej siostra i może liczyć na opiekę. - Dziękujemy, że nam pomagacie – dodaje.

Takich dzieci jak Dima i Liera są już w regionie łódzkim tysiące. Od początku wojny do Polski przybyło już prawie 1,5 mln uchodźców z Ukrainy, głównie kobiet z małymi dziećmi. To oznacza, że niepełnoletnich uchodźców może być w Polsce już pół miliona. W regionie łódzkim uciekinierów z Ukrainy może być już około 50 tys. Z tego kilkanaście tysięcy to dzieci.

Ukraińskie dzieci giną pod rosyjskim ostrzałem

Od wielu dni nikt nie ma wątpliwości, że Putin i jego armia nie mają dla dzieci litości. Już na początku wojny rosyjska artyleria zbombardowała szpital onkologiczny w Kijowie. Zginął wtedy 6-letni, chory na raka chłopiec. W ostatni weekend Rosjanie zastrzelili rodzinę uciekającą z Irpina. Rodzicom z dwójką dzieci udało się przebiec przez most, ale to ich nie uratowało. Pociski zabiły na miejscu dwoje dzieci i mamę, ojca odratowali medycy. W weekend zabite zostało też 18-miesięczne niemowlę z Mariupola. Bieg rodziców z umierającym dzieckiem do szpitala i walkę o jego życie uwiecznili fotoreporterzy. Sfotografowali też rozpacz rodziców, gdy mimo trudu lekarzy dziecko zmarło.

Dlatego teraz ukraińskie maluchy przysypiają w jadących przez Łódzkie pociągach, drzemią w ramionach rodziców, koczują na dworcach i pomieszkują u obcych ludzi. Jadą w zimowych kombinezonach, czapkach z pomponikami, z misiami lub króliczkami pod pachą.

Strzelali, mała pytała, co się dzieje

Kombinezonik i pluszowego konika ma też czteroletnia Amina, która trafiła na dworzec Łódź Fabryczna z mamą i trzema starszymi siostrami. Rodzina przyjechała znad Morza Czarnego, bez konkretnego planu nawet na najbliższe dni.

- W Odessie zaczęli strzelać, mała pytała, co się dzieje. Wyjechałyśmy – mówi jej siostra 18-letnia Jarosława. Dziewczynkę bardo niepokoiły latające nisko samoloty i wybuchy. - Tłumaczyłyśmy jej, że samoloty w ten sposób salutują. Przed wojną w naszym rejonie też latało dużo maszyn. Więc chyba uwierzyła – mówi jej siostra.

Wiele ukraińskich dzieci wciąż jest w podróży lub w tymczasowych schronieniach. Ale jeśli wojna się nie skończy, wkrótce będą musieli rozpocząć w regionie łódzkim normalne życie. Na razie na Ukrainie wprowadzono dwutygodniowe wojenne ferie szkolne.

- Dlatego na razie synowie nauki nie tracą. Potem może trzeba będzie zapisać ich do szkoły w Polsce – mówi pracująca od kilku lat w Polsce Oksana Staniszewska, która pojechała na Ukrainę, by zabrać do siebie 13-letniego Witalika i rok młodszego Władysława.

Żłobki, szkoły i przedszkola w Łodzi już przyjmują uchodźców

Łódzkie żłobki, przedszkola i szkoły już są przygotowane na przyjęcie uchodźców. Tylko w ubiegłym tygodniu do żłobków przyjęto pięcioro małych uchodźców. Jak podkreśla wiceprezydent Łodzi Adam Wieczorek przed przyjęciem każdego dziecka przeprowadzany jest obszerny wywiad i rozmowy z rodzicami.

- Chodzi o to, żeby dziecko, które przyjeżdża z traumą, nie dostało kolejnej związanej z pójściem do żłobka – wyjaśnia.

Także do placówek edukacyjnych trafia coraz więcej młodych uchodźców. Zapisywane są na takich samych zasadach jak polskie. W środę do łódzkich przedszkoli zapisano już 113 takich dzieci, do podstawówek 457, do liceów i szkół ponadpodstawowych - 77. To dwa razy więcej niż było w poniedziałek.

Z obserwacji opiekunów w żłobkach oraz nauczycieli z przedszkoli i szkół wynika, że dzieci ukraińskie do tej pory bardzo szybko odnajdywały się nowym środowisku. Opanowanie języka zajmowało im około pół roku, potem były już w stanie odnosić sukcesy w nauce.

Ukraińskie dzieci już są w szkołach i szpitalach w Łodzi

Jednak teraz do placówek trafiają zupełnie inne dzieci. Nowe jadą do Polski w wojennej traumie, nie wiedząc, co się z nimi stanie. Do jednej z łódzkich podstawówek trafiła w ostatnich dniach trójka uczniów z północnej Ukrainy. Nauczyciele od razu zauważyli, że dzieci są przerażone. Często płakały i bały się głośniejszych hałasów.

W adaptacji nowych uczniów pomóc mają placówki węzłowe. To pięć łódzkich przedszkoli i pięć podstawówek oraz jedno liceum, w których rodzice zdobędą informacje w języku ukraińskim i wsparcie pedagoga. Potem mogą zdecydować, czy chcą wysłać dziecko od razu do polskiej klasy, czy zapisać do oddziału przygotowawczego w którym będzie nauczyciel mówiący po ukraińsku i pomoc w adaptacji. Na skompletowano dwie takie klasy: w XXIII LO i w szkole nr 170. Ale już są chętni do kolejnych.

Coraz więcej uchodźców z Ukrainy mają też łódzkie szpitale pediatryczne. Najmłodszy pacjent miał... osiem dni. Chłopiec urodził się cztery dni przed wojną, kolejne cztery spędził na tułaczce. Trafił do łódzkiej Matki Polki. Okazało się, że ucieczkę przed wojną zniósł bardzo dobrze. W gorszym stanie była jego mama, która ruszyła w drogę jeszcze w połogu.

Ale do łódzkich szpitali i hospicjów trafiają też dzieci ciężko chore. Przyjęcie do polskiej placówki jest dla nich jedyną szansą na przeżycie. Łódzki onkolog prof. Wojciech Młynarski koordynuje akcję ewakuacji dzieci chorych na nowotwory. Jak wyjaśnia w warunkach wojennych takie dzieci nie przeżyją. Nie tylko dlatego, że brak prądu często oznacza konieczność odłączenia od podtrzymującego ich życie sprzętu.

- Leczenie dzieci z chorobą onkologiczną nie może czekać, nowotwór rośnie w oczach. Terapia prowadzona jest w konkretne, wyznaczone dni – mówi prof. Młynarski.

Do szpitala przy ul. Spornej w Łodzi trafiło już pięcioro dzieci leczonych onkologicznie. Wśród nich jest 10-letni Siergiej, który został ewakuowany prosto z bunkra. Na Ukrainie w czasie wojny nie było dla niego niezbędnej chemioterapii. Do szpitala trafił wraz z opiekującą się nim mamą i... całkowicie zdrowym młodszym bratem. Czterolatek też zamieszkał w szpitalu, bo w obcym kraju nie ma żadnych krewnych, którzy mogliby się nim zaopiekować.

Dzieci przyjeżdżają z Ukrainy w wojennej traumie. Jak z nimi rozmawiać?

Ale niepokój związany z wojną dotyka też polskie dzieci. Słyszą, jak rodzice rozmawiają o ataku na Ukrainę i możliwym zagrożeniu dla Polski. Zadają trudne pytania.

- Dziesięcioletni syn spytał mnie, dlaczego na świecie muszą wybuchać wojny. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi – opowiada pani Małgorzata z Łodzi.

Jak radzić sobie z ogromem dziecięcych lęków i tragedii? Filip Tworkowski, psycholog z Centrum Służby Rodzinie w Łodzi wyjaśnia, że dzieciom należy mówić prawdę o wojnie. Bo one i tak wiedzą, że wokół jego rodziny dzieje się coś złego.

- Już dziecko w łonie matki potrafi wyczuć, że coś jest nie tak. Czuje, że matka ma przyspieszone bicie serca lub wykazuje nadmierną aktywność ruchową – tłumaczy psycholog. - Dzieci czują emocje dorosłych. Dlatego nie ma co ich oszukiwać – apeluje.

Nawet kilkulatkowi można powiedzieć, że trwa wojna, dostosowując jednak przekaz do ich wieku i przefiltrowując wiadomości.

- Już trzyletnie dziecko jest w stanie pojąć, że Putin jest zły, bo zaatakował Ukraińców – zapewnia psycholog.

Jak podkreśla dzieci między sobą szybko się dogadują, dlatego nie obawia się o integrację dzieci w szkołach i przedszkolach. Jednak wojenne przeżycia mogą powodować traumę. Może dać o sobie znać za jakiś czas, także u dzieci, które dobrze odnalazły się w nowym środowisku.

Jak więc rozmawiać z małymi Ukraińcami, których gościmy w naszych domach i środowiskach?

- Na pewno pomoże otwartość i serdeczność. Czasem wystarczy po prostu zapytać, czego dane dziecko potrzebuje, choć oczywiście nie oznacza to, że należy spełniać jego wszystkie zachcianki. Po zaopiekowaniu się dzieckiem należy je traktować normalnie–podkreśla Filip Tworkowski.

W trudnych czasach warto też dostrzec to, co jest dobre. W niedzielę w Łodzi urodziło się pierwsze w regionie wojenne dziecko. Maleńka Arina przyszła na świat w Matce Polce, zupełnie zdrowa i niezdająca sobie sprawy z tego, co złego dzieje się na świecie. Jej mama trzy dni podróżowała z będącego pod ostrzałem Czernihowa.

- W tych ciężkich czasach takie informacje są dla nas bardzo miłe i dają nadzieję – Adam Czerwiński, rzecznik prasowy szpitala.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki