W ostatnim czasie żaden z piłkarzy Widzewa nie zaskarbił sobie sympatii kibiców tak szybko. Ale też Łotysz na to zasłużył, bo, po pierwsze, zdobył dwa gole, które dały drużynie zwycięstwo, a po drugie - trafił do Widzewa w ostatniej chwili dzięki jednemu z kibiców, łódzkiemu biznesmenowi Grzegorzowi Waraneckiemu, który sfinansował jego zatrudnienie. To już przed meczem sprawiło, że kibice bardzo mocno w niego wierzyli. Waranecki sprowadzając Visnjakovsa do Widzewa zapewnił sobie ewentualny zysk z transferu piłkarza. Po pierwszym meczu może być zadowolony, bo jego podopieczny zanotował debiut marzeń, choć nie czuł się bohaterem.
CZYTAJ TEŻ: Visnjakovs w Widzewie. Czy będzie nowym Rudnevsem?
- Uważam, że bohaterami jest cała drużyna, bo byliśmy w trudnej sytuacji. Umieliśmy jednak podnieść się po stracie gola. A przecież bez pomocy chłopaków nic bym nie zrobił - skromnie mówił napastnik Widzewa.
Visnjakovs ma wszystkie cechy, które pozwalają wierzyć, że w polskiej lidze zrobi karierę. Nie tylko stara się i walczy na treningach, ale również zachowuje pokorę. Na boisku wyróżnia się szybkością, dzięki czemu łatwo wyprzedza obrońców. Głównie dzięki temu dwukrotnie trafił do bramki Zawiszy.
- Visnjakovs był potrzebny mojej drużynie, a na boisku walczył dokładnie z taką determinacją, jak my wcześniej, gdy pracowaliśmy nad jego zatrudnieniem. Dzisiaj spełnił nasze oczekiwania i mam nadzieję, że w następnych meczach też będzie skuteczny - mówił szkoleniowiec Widzewa Radosław Mroczkowski.
Wystarczy chwilę porozmawiać z młodym widzewiakiem, by zobaczyć, że to sympatyczny człowiek, który nie powinien mieć problemów z aklimatyzacją w zespole. A do tego obiecał, że już niebawem będzie mówił po polsku.
- Potrzebuję na to najwyżej kilku miesięcy i będę już mówił po polsku. Dzięki temu będzie mi łatwiej porozumiewać się nie tylko z kolegami, ale również z dziennikarzami - mówił uśmiechnięty od ucha do ucha po ostatnim gwizdku spotkania z Zawiszą.
Widać, że Łotysz szybko złapał wspólny język z kolegami z zespołu.
- Uważam, że wnosi wiele do zespołu. Najważniejsze, że nie stoi w miejscu, bo to właśnie jego ruchliwość zdecydowała, że zdobyliśmy dwa gole. Fajnie będzie, jak w kolejnych spotkaniach też będzie nam się dobrze współpracowało - mówił Bartłomiej Pawłowski.
Taki piłkarz Widzewowi był bardzo potrzebny, a kibice widzą w nim snajpera na miarę Marka Koniarka lub przynajmniej Marcina Robaka. Sam Visnjakovs woli porównania do swojego rodaka Artjoma Rudnevsa, który jeszcze niedawno był gwiazdą Lecha Poznań, a obecnie występuje w niemieckim Hamburger SV, dla którego w ubiegłym sezonie zdobył dwanaście bramek w Bundeslidze. Widzewski napastnik kiedyś występował z Rudnevsem w reprezentacji młodzieżowej Łotwy, a dzisiaj chce walczyć z nim o miejsce w pierwszej drużynie narodowej.
Ale również Visnjakovs, który już zyskał nowy pseudonim "Wiśnia", potrzebował takiego klubu, jak Widzew. Dla 23-latka jest to duża szansa, by wypromować się do lepszej ligi, bo do tej pory nie miał na to szansy. Do 2012 roku występował w łotewskich klubach, a później podpisał kontrakt z kazachskim Szachtiorem Karaganda. Wiadomo, że z ligi Kazachstanu trudno jest trafić do markowego klubu. - Mój łotewski zespół nie przedstawił mi wtedy oferty przedłużenia umowy, a menedżer zaproponował wyjazd do silnego klubu w Kazachstanie. Postanowiłem przyjąć ofertę, choć wiadomo, że marzyłem o tym, by trafić na zachód - opowiadał jeszcze przed piątkowym debiutem.
Niewiele brakowało, a "Wiśnia" nie trafiłby do Widzewa, bo po kilku dniach testach w Łodzi zdecydował się wyjechać do Bełchatowa. Trener PGE GKS Kamil Kiereś szybko zorientował się, że to dobry piłkarz i rekomendował jego zatrudnienie. Jeszcze tydzień temu w niedzielę Visnjakovs zdobył trzy gole w wewnętrznej grze piłkarzy PGE GKS, a później powiedział Kieresiowi, że chciałby zostać w Bełchatowie. Rozmowy z menedżerem piłkarza nie zakończyły się jednak sukcesem i piłkarz w poniedziałek przyjechał do Łodzi. Tu warunki transferu miał już omówione.
Oczywiście dzisiaj jest zbyt wcześnie, by prorokować, że Visnjakovs zrobi wielką karierę, ale z pewnością dziś jest to piłkarz, który przerasta wielu napastników w Polsce. Ba, mając na uwadze limit zarobków dla nowych piłkarzy, który nałożyła na Widzew Komisja Licencyjna PZPN, Mroczkowski nie mógł nawet marzyć, że do jego drużyny trafi piłkarz tej klasy. Oby w sobotnim meczu z Koroną "Wiśnia" potwierdził swoje umiejętności i znów pomógł Widzewowi w zwycięstwie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?