Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekstremalne Drogi Krzyżowe, czyli nocą, w samotności poznać siebie i spotkać Boga

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
W Wielki Piątek ulicami polskich miast przejdą ostatnie Drogi Krzyżowe. Wcześniej w całym kraju odbywały się Ekstremalne Drogi Krzyżowe.

Beata, Kasia i Małgosia w tym roku pierwszy raz ruszyły na Ekstremalną Drogę Krzyżową. Spotkały się po mszy w zgierskim kościele Matki Bożej Dobrej Rady. Zawiązały dobrze buty, na czapce zamontowały latarkę.

- Trochę się boimy - przyznawały. - To nasz debiut. Musimy iść. Mamy swoje intencje, z którymi podążamy.

Córka Beaty zadaje w tym roku maturę. Męża Kasi czeka operacja. Małgosia modliła się, by rozwiązały się jej problemy w pracy.

- Idziemy w trójkę, ale tak jak nakazuje regulamin, będziemy szły w milczeniu - dodają. - Zamiast rozmawiać będziemy co najwyżej razem się modlić.

Ks. Jarosław Raczak jest rzecznikiem prasowym Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Sam przeszedł taką Drogę Krzyżową. Na pomysł jej zorganizowana wpadł ks. Jacek Stryczek, ten sam który wymyślił „Szlachetną paczkę”.

- Ks. Jacek Stryczek razem z chłopakami z Męskiej Strony Rzeczywistości zaczął zastanawiać się nad kryzysem męskości - tłumaczy ks. Raczak. - Wpadli na pomysł, by dać panom nowe wyzwania. Tak narodził się pomysł Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Był rok 2009.

Pierwsza Ekstremalna Droga Krzyżowa odbyła się w Krakowie. Z czasem została organi-zowana w innych miastach. A w 2012 r. przekroczyła granice Polski. Odbyła się w Irlandii i Wielkiej Brytanii. W tegorocznej edycji Ekstremalnej Drogi Krzyżowej wzięło udział 80 tys. ludzi. Odbyła się też w blisko 30 miastach woj. łódzkiego, m.in. w Łodzi, Zgierzu, Łęczycy, Tomaszowie Mazowieckim i Skierniewicach.

- Planowaliśmy, że w tym roku przekroczymy liczbę 100 tysięcy uczestników, ale się nie udało - mówi ks. Raczak. - Trochę ludzi odstraszył mróz. Ekstremalne Drogi Krzyżowe odbywały się, gdy temperatura sięgała minus 20 stopni.

Krzysztof Gwóźdź ze Zgierza ma za sobą cztery Ekstremalne Drogi Krzyżowe. Wziął udział w pierwszej zorganizowanej w archidiecezji łódzkiej. Zaczynała się w parafii Najświętszej Eucharystii na łódzkiej Retkini, a kończyła w Ośrodku Rekolekcyjnym w Porszewicach.

- Było to trudne wyzwanie, ale na takie się nastawiłem - wspomina Krzysztof Gwóźdź. - W tej Drodze Krzyżowej jest coś tajemniczego. Idziemy nocą, wchodzimy w nieznane. Droga, która w dzień wydaje się znana, staje się niebezpieczna, ryzykowna. Uczymy się, jak przełożyć to na zaufanie do Pana Boga.

Na drugi rok Krzysztof postanowił zorganizować Ekstremalną Drogę Krzyżową w Zgierzu, w mieście w którym mieszka. Od tej pory co roku EDK rusza z parafii Matki Bożej Dobrej Rady.

- Bardzo dobrze zapamiętałem tę pierwszą zgierską Ekstremalną Drogę Krzyżową - wspomina. - Popełniłem prosty błąd: założyłem złe buty. Z czasem każdy krok to był niesamowity ból. Zastanawiałem się, czy się nie wycofać. Doszedłem do końca dzięki koledze, który dostosował się do mojego tempa i towarzyszył mi do końca.

Ks. Raczak przyznaje, że ta Droga Krzyżowa została stworzona zgodnie z duchowością męską, polega na zmaganiu się. Jednak chętnie biorą w niej udział także kobiety.

Podczas Ekstremalnej Drogi Krzyżowej wędruje się samotnie, zwykle podczas nie najlepszej pogody i w milczeniu.

- Milczenie jest bardzo ważne - wyjaśnia ks. Raczak. - Sami możemy się spotkać z naszymi myślami, pragnienia, marzeniami, a także drugim człowiekiem, a przede wszystkim z Panem Bogiem.

Ekstremalna Droga Krzyżowa ma zwykle ponad 40 km. Może mieć do 30 km, jeśli wiedzie przewyższeniami mającymi więcej niż 500 metrów.

Ks. Raczak przeszedł Ekstremalną Drogę Krzyżową, gdy pracował w parafii w Nisku na Podkarpaciu. - Pierwsze kilometry były pełne euforii, człowiek ma siłę na wszystko - wspomina ks. Jarosław. - Niosą go emocje. Potem jednak to wszystko opada. Człowiek czuje stopy, kolana, każdą część ciała. Pod koniec wlokłem nogi za sobą, walcząc z bólem. Jednak gdy ukończyłem tę Drogę Krzyżową, czułem wielką radość, że jednak udało mi się dojść. Ekstremalna Droga Krzyżowa budzi w ludziach wielkie emocje.

Nie zapomni do końca życia EDK, która kończyła się w Kalwarii Zebrzydowskiej.

- Do kościoła wchodziło małżeństwo - wspomina ks. Jarosław Raczak. - Mąż szedł oparty o żonę. Był to niesamowity obraz. Nie tylko pokazujący siłę kobiet. Pokazywał, że jeśli w małżeństwie jedno nie może, to drugie bierze go na ramiona i niesie. Oni szli krok w krok, razem.

Niekiedy ludzie biorą udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej w konkretnych intencjach. Jednak nie jest to pielgrzymka. Nie ma zabezpieczenia drogi, organizatora. Każdy idzie sam lub w małej grupie.

Ultra Ekstremalną Drogą Krzyżową można nazwać tę, w którą wyrusza się z krakowskiego Podgórza. Wiedzie do Matki Boskiej Królowej Tatr na Wiktorówkach. Trasa wynosi 133 km. Zajmuje dwa dni. W tym roku wzięło w niej udział 36 osób.

- Taka trasa wymaga niezwykłego przygotowania fizycznego - podkreśla ks. Jarosław Raczak.

W tym roku uczestnicy zgierskiej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej mieli do pokonania 46 km. 36-letni Wojtek szedł pierwszy raz. Podobało mu się, ale miał kilka razy kryzys.

- Trzeba to przetrwać, nie zważać na bolące nogi - przekonuje Wojtek. - Pomagają rozważania, które dostajemy na czas Drogi Krzyżowej.

Organizatorzy wskazują miejsca, w których można odmawiać te rozważania. Są to kościoły, kapliczki. Ale każdy może zatrzymać się w dowolnym miejscu.

Ludzie, którzy wzięli udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, przyznają, że jest to niesamowite przeżycie. Paweł Gwóźdź podkreśla, że Jezus podczas swojej Drogi Krzyżowej przeżywał większy wysiłek, cierpienie. - A mimo to za każdym razem powstawał - dodaje.

Uczestnicy EDK chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami z przebytej drogi. Jeden z nich przyznaje, że już po raz trzeci w niej uczestniczy.

- W tym roku oprócz własnych motywacji i chęci przypadła mi rola „opiekuna towarzysza” dla mojej żony - wspomina. - Przyszło skrajne zmęczenie, przemarznięcie i okropny ból spowodowany długością drogi i twardym obuwiem. To, co przeżyła moja żona i jak Bóg pokazał jej swoją obecność, pozostawiam jej. Dla mnie Bóg przygotował inną lekcję - lekcję pokory, cierpliwości i wiary w Jego dobre działanie i Boży plan. Przez całą drogę oprócz rozważań Drogi Krzyżowej modliłem się o siłę i pokrzepienie dla mojej żony, i o to aby Bóg dał jej oprócz trudu tej drogi doświadczyć swojej obecności i miłości. To co otrzymaliśmy i przeżyliśmy wspólnie przerosło moje oczekiwania. Bóg w słowach zawartych w rozważaniach, w znakach dookoła nas i trudzie przebytej drogi, przekazał nam tyle prawdy o nas samych, pokazał słabości. Ale przede wszystkim dał nam ogromną nadzieje i wiarę, że jest obok nas i z Nim możemy dokonywać wspaniałych rzeczy razem. Pokazał, że każdy moment życia jest dobry, aby zrobić coś nowego i wartościowego. Pokazał, że razem opierając się na Jego prawdzie możemy żyć piękniej. Dziękuję za każdą chwilę spędzoną razem. Dzięki rozważaniom z książeczki zacząłem się zastanawiać nad moim życiem.

Beata brała udział w ubiegłorocznej EDK. Opowiadała, że od początku przez jej głowę przewijały się różne myśli. Cały czas liczyła na jakiś przełom.

- Jednak tego przełomu, takiego duchowego, w czasie wędrówki nie odkryłam - wyjaśnia dając świadectwo na stronie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. - Przełom był jedynie w momencie, gdy już chciałam zrezygnować, a jednak poszłam dalej. Było to na 39. kilometrze. Wydaje mi się jednak, że to bardziej przełom fizyczno-psychiczny. Wtedy wydawało mi się, że przy tak ogromnym zmęczeniu i myśleniu tylko, ile jeszcze zostało do końca, utraciłam gdzieś duchową część tego wydarzenia. Teraz po ukończeniu Ekstremalnej Drogi Krzyżowej myślę, że owoce tej drogi i ten przełom dopiero nastąpi. Już teraz na każdym kroku dostrzegam małe oznaki tego, co dzięki tej drodze zdobyłam: wiarę w siebie i we własne możliwości, tego że moja słaba „silna wola” może jednak nie jest taka słaba, i tego że jeżeli będzie już bardzo źle, to wystarczy, że będę robić coś dalej, stawiać kolejne kroki, a całą resztą zajmie się Bóg.

Darek był na EDK i chętnie pójdzie za rok. Droga dała mu wiele do myślenia. Zrozumiał, że nasze życie jest jak Droga Krzyżowa którą przeszedł.

- Wyruszyłem w drogę i spotykam po drodze różne sytuacje - wspomina. - Niekiedy wszystko jest wspaniałe, a nieraz muszę się zmagać z trudnościami. Szczególnie te trudne chwile uczą mnie najwięcej i choć są momenty, kiedy brakuje mi siły i myślę o tym, żeby się poddać, to zaciskam zęby i idę dalej. Pokonując własne słabości staję się lepszy, silniejszy i bardziej doceniam te dobre chwile. Oprócz sytuacji spotykamy też innych ludzi. Zarówno w życiu, jak i podczas EDK spotkałem cudownych ludzi. Jedni dają radę i pomoc która motywuje do dalszej wędrówki, a inni dzielą się z nami materialnie.

Darek przyznaje, że przeżył wielki kryzys. Zaczęły go bardzo boleć kolana. Każdy krok sprawiał mu trudność. Zamierzał się nawet wycofać. Ale otrzymał wsparcie. Wystarczyła chwila rozmowy, szklanka ciepłej herbaty. Dało mu to tyle sił, że postanowił się nie poddawać.

Krzysztof Gwóźdź wyjaśnia, że z założenia Ekstremalną Drogę Krzyżową pokonuje się samotnie, najwyżej w małych grupach. - Otwieramy się na nasze życie wewnętrzne - dodaje. - Pierwszy raz poszedłem w tym roku zupełnie sam. I bardzo dobrze się szło.

Pod koniec wlokłem nogi za sobą, walcząc z bólem. Jednak gdy ukończyłem tę Drogę Krzyżową, czułem wielką radość, że jednak udało mi się dojść

Paweł Gwóźdź mówi, że to on zwykle układał trasę zgierskiej EDK. W tym roku zrobił to jego kolega skaut. - Szedłem więc trasą, której nie znałem - śmieje się.

Jedni pokonują całą EDK. Inni od razu zakładają, że przejdą część. Kolejni odpadają w jej trakcie. Po prostu nie dają rady dalej iść. W tegorocznej Ekstremalnej Drodze Krzyżowej w Zgierzu wzięło udział 150 osób. Czy wszyscy doszli? - Nie wiem - przyznaje Paweł Gwóźdź. - Wydaje mi się, że doszła połowa. Niektórzy z założenia kończyli swoją drogę w Ozorkowie.

Tradycją stały się też Drogi Krzyżowe przechodzące ulicami miast, osiedli. Dziś jak zwykle ruszy w Zgierzu Ekumeniczna Droga Krzyżowa, która kończy się w parafii Matki Bożej Do-brej Rady. Od lat organizuje ją miejscowy Klub Inteligencji Katolickiej. Biorą w niej udział protestanci ze zgierskim pastorem ks. Marcinem Undasem. W miniony piątek Droga Krzyżowa przeszła ulicami łódzkiego osiedla Retknia. Rozpoczęła się przy parafii Najświętszej Eucharystii, a skończyła przy kościele Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Retkińskiej. - Co roku chodzę na tę Drogę Krzyżową - mówi Krystyna Banasik, pielęgniarka. - To naprawdę duże przeżycie. Udział w Drodze Krzyżowej pozwala się człowiekowi wyciszyć, pomyśleć trochę poważniej o życiu, zastanowić się nad nim.

Co roku Droga Krzyżowa przechodzi też przez Las Łagiewnicki. Organizuje ją Akcja Katolicka Działająca przy parafii Podwyższenia Świętego Krzyża w Łodzi. Odbyła się w minioną sobotę. Już po raz 19.

- Pomyślałem, by stworzyć coś innego - mówi Krzysztof Góra, jej pomysłodawca. - By ta Droga Krzyżowa nie szła ulicami miast, osiedli. By oderwać się od tego, co mamy na co dzień - zgiełku, hałasu. Dlatego postanowiliśmy przejść dróżkami Lasu Łagiewnickiego. Pierwszą Drogę Krzyżową zorganizowało Stowarzyszenia Rodzin Katolickich przy świętokrzyskiej parafii. Miało nią przejść kilkanaście osób. Ale różnymi kanałami dowiedzieli się o niej inni i w sumie poszło z nami około 30 osób.

Teraz bierze w niej udział i ponad sto osób. Krzysztof Góra opowiadał nam, że przed laty przyłączyła się do nich przypadkowa rodzina. Rodzice z 7- 8-letnim dzieckiem. Okazało się, że nie było ochrzczone. - Może ta Droga Krzyżowa sprawiła, że ochrzcili dziecko? - zastanawia się pan Krzysztof.

Droga kończy się zawsze u wrót łagiewnickiego klasztoru. Potem odprawiana jest w nim msza św. Na koniec franciszkanie częstują wszystkich herbatą.

Wielki Piątek Na Filipinach

Ochotnicy na Krzyżach
Niecodzienne zwyczaje, nietolerowane przez Kościół katolicki, panują na Filipinach. Tam w prowincji Pampanga, znajdującej się na północ od Manili, stolicy kraju, mają miejsce niecodzienne Drogi Krzyżowe.

Te ceremonie mają miejsce między innymi w Angeles, San Fernando i w wiosce San Pedro Cutud. W Wielki Piątek ochotnicy dają się przybić do krzyża, tak jak to uczyniono z Jezusem Chrystusem.

Leje się prawdziwa krew. Nie brakuje ochotników do takiego ukrzyżowania. Zwykle zgłasza się ponad dziesięć osób. Ustawiane są krzyże, do których Filipińczycy przybijani są gwoździami. Wcześniej ulicami przechodzi Droga Krzyżowa, podczas której inni ochotnicy się biczują.

Warto przypomnieć, że Filipińczycy są bardzo religijni. Nic więc dziwnego, że ich kraj nazywa się chrześcijańskim bastionem Azji. 81 procent mieszkańców Filipin, czyli ponad 76 mln,to katolicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki