Zakaz pracy w kilku placówkach, częste kwarantanny z obniżonym wynagrodzeniem, absencja chorobowa, inwestycja w środki ochrony osobistej sprawiają, że w czasach epidemii zarobki pracowników służby zdrowia mogą być jeszcze niższe niż dotychczas.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Według portalu wynagrodzenia.pl firmy Sedlak&Sedlak mediana płac ratowników medycznych wynosi 2632 zł na rękę, pielęgniarek 2879 zł, a salowych 1793 zł na rękę, lekarza 3282 zł. Kluczowego dla epidemii lekarza zakaźnika nie ma nawet w zestawieniu. Według GUS średnia płaca w sektorze opieki zdrowotnej i pracy społecznej w regionie łódzkim wyniosła w 2018 r. 4570,18 zł brutto, w podmiotach zatrudniających powyżej 9 osób - 4666,72 zł.
- W najgorszej sytuacji są pielęgniarki, położne i... portierzy - mówi lekarka z jednego z łódzkich szpitali. Zarabiają mało, a na dodatek to oni mają bliski kontakt z zakażonymi. Nie zawsze z odpowiednimi środkami ochrony osobistej.
Jakie to pieniądze? Położna w jednym z łódzkich szpitali zarabia 2 tys. zł na rękę, salowa pracująca na umowę-zlecenie dla zewnętrznej firmy 1,2 tys. zł na rękę. Pracujący dla łódzkiego szpitala ratownik na etacie ma na rękę 3 - 3,5 tys. zł.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Teoretycznie praca przy pacjentach z koronawirusem zwiększa zarobki. Na przykład w połowie marca, po protestach ratowników medycznych, NFZ podniósł stawki za gotowość wyjazdową karetek do pacjentów z wirusem. Wcześniej za gotowość zespołu płacił 720 zł, za wyjazd 150 zł, co dawało stawkę ratownika 15 - 18 zł. Teraz stawki to: 960 zł za gotowość jednej osoby, 1920 zł za dwie osoby i 120 - 150 zł za wyjazd.
Na wyższe stawki mogą też liczyć pielęgniarki pracujące z zakażonymi. Na przykład za 12-godzinny dyżur na jednym z oddziałów zakaźnych w regionie pielęgniarka otrzymuje dodatek 100 zł. W miesiącu z takich dyżurów ma dodatkowe 1,5 tys. zł. - W markecie są wyższe premie - ironizują pielęgniarki.
Ale straty są większe. Pracownicy służby zdrowia częściej niż inni trafiają na kwarantanny i zwolnienia. Dostają wtedy tylko 80 proc. pensji. Dodatkowo niektórzy z własnych pieniędzy kupują stroje ochronne, maseczki i rękawiczki, bo brakuje ich w placówkach służby zdrowia. Jeden z ratowników medycznych w pierwszych tygodniach epidemii wydał na taki zestaw ochronny tysiąc złotych.
Do tego zgodnie z wytycznymi ministra zdrowia personel medyczny nie powinien teraz pracować jednocześnie w dwóch i więcej miejscach, żeby nie roznosić zakażenia. Tymczasem większość lekarzy tak właśnie pracowała.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Dr Paweł Czekalski, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi, zauważa, że w przypadku braków kadrowych była to konieczność. - Dzięki temu te placówki w ogóle mogą funkcjonować - mówi. Jak podkreśla, ostatnie regulacje płacowe w kraju odrobinę podniosły wynagrodzenia. - Ale nadal zarobki polskich lekarzy są nieporównywalne z zarobkami lekarzy w innych krajach i nie chodzi tu tylko o tak zwane kraje zachodnie - zauważa.
Tymczasem w sytuacji zagrożenia społeczeństwo zaczęło doceniać pracę lekarzy, pielęgniarek i ratowników. Zdzisław Bujas, przewodniczący Regionu Łódzkiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, uważa jednak, że nic się nie zmieni.
- Jestem przekonany, że po ustaniu epidemii znów wszyscy zapomną o pielęgniarkach i zarobki się nie poprawią - mówi Zdzisław Bujas.
Problem złej sytuacji finansowej lekarzy zakaźników zauważyło w sytuacji epidemii Ministerstwo Zdrowia. Zwróciło uwagę na brak lekarzy tej specjalizacji ogłosiło w poniedziałek dopisanie chorób zakaźnych (oraz medycyny paliatywnej i chirurgii dziecięcej) do listy dziedzin priorytetowych. To oznacza, że lekarze rezydenci z tych specjalizacji będą mieć wyższe wynagrodzenia.
Obecnie w Polsce jest 1122 lekarzy zakaźników. Średnia wieku to ponad 60 lat. „Specjalizacja ta jest uznawana za mało atrakcyjną finansowo, bowiem lekarze mogą znaleźć zatrudnienie wyłącznie w publicznej służbie zdrowia, gdzie wynagrodzenia są relatywnie niższe niż w podmiotach prywatnych”- napisało ministerstwo.