Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Sułkowska-Bierezin. Wrażliwa na krzywdę, wrażliwa na słowo

Joanna Leszczyńska
Ewa Sułkowska-Bierezin. Z lewej mąż Jacek, z prawej brat Witold Sułkowski.
Ewa Sułkowska-Bierezin. Z lewej mąż Jacek, z prawej brat Witold Sułkowski. archiwum
Na czarno-białym zdjęciu młoda para ze ślubnymi wiązankami w ręku. Ewa w sukience mini i krótkim jasnym płaszczu, Jacek w garniturze i kurtce. Ewa Sułkowska-Bierezin bardzo lubiła to zdjęcie. Patrzyła na nie wręcz z czułością. I choć jej związek z Jackiem Bierezinem, po latach skończył się rozwodem, do końca byli dla siebie bardzo bliskimi ludźmi. 16 lipca przyjaciele Ewy dowiedzieli się, że pokonała ją ciężka choroba neurologiczna. Odeszła dwadzieścia lat po samobójczej śmierci Jacka, i dziesięć po śmierci brata, Witolda Sułkowskiego. Byli ważnymi postaciami łódzkiej opozycji w czasach PRL.

Dopóki choroba nie zabrała Ewie sił, była bardzo aktywna. Założyła Klub Pozytywnego Myślenia, skupiający dawnych działaczy opozycyjnych.

- Pamiętam nasz niedawny wyjazd do Warszawy na wystawę, dokumentującą działalność "Pulsu", kiedy Ewa zabawiała towarzystwo swoim śpiewem - wspomina Paweł Spodenkiewicz z łódzkiego IPN, były działacz opozycyjny. - Pokazała młodym historykom, którzy nam towarzyszyli, jak się potrafi bawić dawna opozycja...

Urodziła się w Warszawie, ale po wojennej zawierusze rodzice zdecydowali się zamieszkać w w Łodzi.

- Oboje z bratem szybko się tu zadomowiliśmy - mówiła w wywiadzie dla naszej gazety Ewa Sułkowska-Bierezin. - Ojciec zaczął prowadzić poniemiecki sklep muzyczny "Płytoman" przy Piotrkowskiej. Podobny sklep prowadził już w Warszawie w czasie okupacji przy Chmielnej 33, który AK wykorzystywała jako skrzynkę kontaktową. Niestety, w Łodzi ojca załatwiono domiarem. Ale do 1950 roku dobrze nam się powodziło. Dzięki temu można było leczyć Witka i nabrać sił po okupacyjnym głodowaniu.

Później ojciec urządził jeszcze salon muzyczny przy Piotrkowskiej, ale go stamtąd wylano. Został potem księgowym w zakładach dziewiarskich im. Duracza i odtąd klepali biedę.

W książce "Niezależność najwięcej kosztuje", wydanej przez łódzki IPN, Ewa Sułkowska-Bierezin wspominała polityczne ożywienie, jakie Łódź przeżywała jesienią 1956 roku. Była wtedy studentką Wydziału Elektrycznego Politechniki Łódzkiej. Mimo uzdolnień i zainteresowań humanistycznych wybrała politechnikę, sądząc że "praktyczny" kierunek studiów w realiach socjalistycznych da jej większą niezależność. Podczas pełnej nadziei, odwilżowej jesieni brała udział w proteście przed "Domem Partii".

"To był mój pierwszy wstrząs sumienia - wspominała w książce. - Wprawdzie nigdy nie zaliczałam się do entuzjastów tamtego ustroju, ale należałam do Związku Młodzieży Polskiej. Trochę na przekór ojcu, który był wybitnie nastawiony antysowiecko (...) Czułam jednak fałsz systemu".

Ale prawdziwy bunt nadszedł w 1968 roku, kiedy była asystentką w Katedrze Elektrotechniki Teoretycznej PŁ. Była oburzona obrzydliwym stłumieniem protestu studentów przeciwko zakłamaniu systemu i braku wolności przekonań. Wstawiała się za tymi, którym groziło wyrzucenie ze studiów. Czarę goryczy przelała inwazja na Czechosłowację.

- Któregoś dnia Witek przyprowadził do nas do domu Jacka Bierezina - wspominała na naszych łamach - Rozmawialiśmy o tych wydarzeniach. Już od pierwszego spotkania zaiskrzyło między nami.

Jacek, wtedy student polonistyki, miał za sobą debiut w "Odgłosach" i zwycięstwa w konkursach poetyckich. Ewa była od niego dwanaście lat starsza i była już mężatką. Po roku byli już małżeństwem.

Jak twierdzi Zdzisław Jaskuła, poeta i przyjaciel obojga, Jacek Bierezin był utalentowanym poetą, ale nie do końca miał wyrobiony gust literacki. Jego zdaniem, swoje postępy w dużej mierze zawdzięczał Ewie. Bo Ewa miała wrażliwość na słowo. Jej zdroworozsądkowe inżynierskie spojrzenie na poezję na wszystkich jej piszących przyjaciół miało dobry wpływ.

Oboje narazili się czerwonej władzy, wstępując do "Ruchu", konspiracyjnej organizacji niepodległościowej. Jacek przypłacił to 3-miesięcznym aresztem i półtorarocznym wyrokiem więzienia w zawieszeniu. Przez dwa miesiące przesłuchaniami dręczono też Ewę. O karierze naukowej nie było już mowy. Straciła pracę na Politechnice. Po dwóch latach wreszcie przez protekcję dostała pracę w Instytucie Techniki Cieplnej - poniżej jej kwalifikacji i mało płatną. Jacek pracował sezonowo jako ratownik pływacki. Z powodów politycznych wyrzucono go najpierw z polonistyki, a potem, kiedy związali się z Ewą z Komitetem Obrony Robotników - z etnografii na UŁ. Od 1974 roku nie miał szans na legalne drukowanie książek w Polsce, ani na wyjazd za granicę. Szykany dotknęły też Ewę.

Często wymawiano im mieszkanie, gdyż na właściciela naciskała bezpieka. Z czasem Ewa wywalczyła małe mieszkanie przy ulicy Astronautów. Szybko stało się ono otwartym salonem politycznym, przez który przewijali się ludzie znani bezpiece z nonkoformistycznej postawy, jak poeta Zdzisław Jaskuła, jego żona Sława Lisiecka, Jacek Bartyzel, czy Józef Śreniowski.

"Ewuniu, strasznie mi przykro, ale znowu nie dostałem mięsa. Osoba przede mną wzięła ostatni kilogram. Nie wiem, co będzie, Jacek". To jedna z wielu kartek, jakie do siebie pisali. Te kartki pozwalały im trzymać w organizacyjnych ryzach dom, ale także zwyczajnie kontaktować się. Ewa po latach wydała je w formie książki "Obudź mnie z sobą". Wyziera z nich nie tylko proza peerelowskiego życia, ale są też zapisem niezwykłej więzi, łączącej Ewę z Jackiem.

W 1978 roku przypadkowo odkryli w mieszkaniu podsłuch. W tym czasie ukazywał się już "Puls"- nieregularny kwartalnik literacki." Siedziba redakcji była w ich mieszkaniu. Na łamach "Pulsu" odbywały się dyskursy polityczne, także na temat zadań literatury, podziemnej kultury, ujawniano także absurdy PRL. Redakcja ignorowała cenzurę, ostentacyjnie podając w stopce nazwiska dziennikarzy.

Za czasów "Pulsu" byli już białym małżeństwem. Wszyscy wiedzieli, że Jacek był kobieciarzem. Jego zdrady wyszły na jaw dość szybko po ślubie. Informowała o tym Ewę także bezpieka.

- Bardzo go kochałam i w pewnym momencie nie mogłam już tego dłużej znieść - mówiła nam Ewa Sułkowska-Bierezin.
Białe małżeństwo Ewy i Jacka trwało, bo było oparte na głębokiej przyjaźni. Nawet, kiedy Ewa była związana z innym mężczyzną, mieszkali razem.

Powstanie "Solidarności" przywitała z wielką nadzieją. Włączyła się w prace organizacyjne przy powstawaniu związku, zostając przewodniczącą komisji rewizyjnej łódzkiej "S". Tę działalność przypłaciła internowaniem. Podobnie jak Jacek i jej brat, Witold. Ewę osadzono w Gołdapi. Po wyjściu na wolność wyemigrowali. Jacek do Paryża, bo kobieta, w której się zakochał czekała na poważną operację. Witold Sułkowski ze swoją rodziną wyjechali do USA, a kilka miesięcy po nich, w lutym 1983 roku przyjechała tam Ewa. Żeby dostać amerykańską wizę musiała się rozwieść z Jackiem. Miała wtedy 48 lat. Kiedy się starała o wizę amerykańską, nasłuchała się, że jest stara i nie będzie jej łatwo w Ameryce. Mimo że nie znała angielskiego, poradziła sobie i to w zupełnie nowym zawodzie: w dziennikarstwie. Pracowała w "Dzienniku Związkowym", "2B" oraz współpracowała z Radiem Wolna Europa i "Nowym Dziennikiem". Z zaskakującą dla wielu energią i zapałem włączyła się w działalność na rzecz środowisk polonijnych i organizowała akcje, wspierające opozycję demokratyczną w Polsce.

Do Polski, a konkretnie do Łodzi, wróciła w 2003 roku. Zaangażowała się w działalność Stowarzyszenia Wolnego Słowa oraz redakcyjną. M. in. opracowała wspólnie z Ewą Rogalewską "Orła wrona nie pokona, czyli co pomagało nam przetrwać. Śpiewnik internowanych".

Za zadośćuczynienie za represje, jakie spotkały ją w PRL, kilka lat temu zafundowała swoim bratankom z USA, wycieczkę po Polsce. Z wielką pasją pracowała nad książką o swojej rodzinie. "Nadszedł czas pisania wspomnień" - mówiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki