1/7
Fałszywi księża. Historie prawdziwe. Film "Boże ciało" opowiada o fałszywym księdzu, a tych w Polsce nie brakowało
fot. Robert Wozniak
2/7
Film „Boże Ciało” w reżyserii Jana Komasy to polski kandydat...
fot. Fot: Adam Wojnar/Polska Press

Film „Boże Ciało” w reżyserii Jana Komasy to polski kandydat do Oscara. Opowiada o Danielu, który po opuszczeniu poprawczaka zaczyna pełnić posługę kapłańską. Historia ta jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Nie brakowało w naszym kraju ludzi, którzy podszywali się pod kapłanów. Powody były różne. Która z tych historii zainspirowała Jana Komasę i scenarzystę Marcina Pacewicza?

Może była to historia opisana przed laty przez Andrzeja Mularczyka, scenarzystę „Domu” i trylogii o Kargulu i Pawlaku, w książce „Czyim ja żyłem życiem”. Jej początki sięgają lat przedwojennych. Aniela była wtedy służącą w domu Maurycego, bogatego Żyda z Warszawy, który handlował fortepianami. Po wybuchu wojny znalazł się w getcie, ale z niego uciekł. Pojechał na wieś koło Przemyśla, gdzie mieszkała jego służąca Aniela. Ukrywał się tam siedem miesięcy. Ale jej sąsiad, który był ukraińskim policjantem, dziwił się, że Aniela tak często zabija kury. Po jakimś czasie zauważył suszącą się jedwabną koszulę.

- Skąd masz taką koszulę? - zaczął dopytywać. Potem Aniela otrzymała wiadomość od zaprzyjaźnionego granatowego policjanta, że „będą oczyszczać” wieś. Chciała przetransportować Maurycego do swego wuja w Zamościu. Nie było to łatwe. Handlarza fortepianami zdradzały rysy twarzy... Ale mieli szczęście. Aniela była dobrą krawcową, znaną w okolicy. Jeden z księży dał jej do przenicowania sutannę. Długo się zastanawiała, w końcu kazała założyć ją 30-letniemu wtedy Maurycemu.

Tak ubrany ruszył w drogę do Zamościa, a sutannę miał przesłać Anieli paczką... Kiedy jednak jechał pociągiem, niemiecki patrol zażądał dokumentów. On ich nie miał i trafił do obozu koncentracyjnego, do baraku, w którym przebywali księża. Gdy współwięźniowie pytali go, gdzie pracował, podawał nazwę wsi, w której ostatnio się ukrywał. Ale któregoś dnia poprosił najstarszego z więzionych z nim kapłanów o spowiedź. I wyznał prawdę. - Podałem się za księdza, by mnie nie zabili - tłumaczył. - By przeżyć, muszę grać dalej tę rolę. A tu księża codziennie odprawiają msze...

CZYTAJ WIĘCEJ >>>>


3/7
Starszy kapłan razem z innym księdzem zaczęli w tajemnicy...
fot. Robert Wozniak

Starszy kapłan razem z innym księdzem zaczęli w tajemnicy uczyć go liturgii. Maurycy znał łacinę, której uczył się w liceum we Lwowie. Okazał się pojętnym uczniem... Jego spowiednik nie przeżył wojny, tak jak inny ksiądz, który znał jego tajemnicę. Tymczasem Maurycy ocalał. Postanowił przejąć biografię swojego spowiednika i jako ksiądz Ireneusz S. pojechał na ziemie odzyskane. Tam przejął jedną z parafii. Odprawiał msze, spowiadał, udzielał chrztów, ślubów, prowadził pogrzeby. Mijały lata, a ludzie chwalili księdza Ireneusza. On sam w końcu uwierzył, że jest kapłanem. Dobrym. Jego kościół jako pierwszy w okolicy miał organy, więc założył zespół muzyczny. Sam jeszcze przed wojną nauczył się grać na fortepianie.

Pewnego razu pojechał do Wrocławia, by kupić gitarę dla zespołu. W sklepie muzycznym za ladą stał jego dawny pracownik. Zdziwił się, widząc Maurycego w sutannie. - Nie jestem żadnym Maurycym, tylko księdzem Ireneuszem! - denerwuje się Maurycy. Sprzedawca jest wściekły. Przecież wie, kogo zobaczył. To nie ksiądz, tylko Żyd! Wie też, w jakiej parafii pracuje. Już po kilku dniach cała okolica dowiaduje się, że ich proboszcz wcale nie jest księdzem. Ludzie zastanawiają się, czy ważne są śluby, chrzty, spowiedzi...

Maurycy w końcu wyjechał do Izraela. Stamtąd napisał do Anieli, opisując, co się wydarzyło.

4/7
Dwóch z Mogielnicy...
fot. Fot. Piotr Krzyzanowski/Polska Press Grupa

Dwóch z Mogielnicy

Pięć lat temu cała Polska mówiła o Mogielnicy koło Grójca. W tamtejszej parafii pojawili się dwaj mężczyźni. Powiedzieli, że są księżmi. Miał ich tam skierować kardynał Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. Mieli posługiwać w parafii i zbierać pieniądze na budowę sanktuarium w Doniecku na Ukrainie. Wcześniej proboszcz parafii św. Floriana odebrał telefon. Dzwonił rzekomo jeden z urzędników kurii i zapowiedział wizytę kapłanów. Najpierw więc w parafii pojawił się 40-letni „ksiądz”, potem dołączył do niego 65-letni kolega. Obaj mężczyźni nosili sutanny, odprawiali msze, spowiadali, chodzili po kolędzie. Przy okazji zbierali pieniądze na budowę sanktuarium. Sprzedawali na ten cel między innymi ikony. Za każdą brali 100 złotych.

- Podobali się mi - mówiła potem jedna z mieszkanek Mogielnicy. - Tacy prawdziwi księża, z powołania. Jeden z nich mówił tak piękne kazania, że ludzie płakali. Miał taki dar...

Ludzie byli też zadowoleni, że odwiedzali ich po kolędzie. - Byli mili, pytali o różne problemy, dawali rady - opowiadali potem w Mogielnicy. - A ofiary trzeba było im wciskać, sami nie brali. Przez to i więcej im się dawało. Mówili, że na Ukrainie bieda. Chwytali za serce.

Kontynuuj przeglądanie galerii
Dalej

Polecamy

Świątek wykorzystana (świadomie?) do promocji nowego filmu z Zendayą w głównej roli

Świątek wykorzystana (świadomie?) do promocji nowego filmu z Zendayą w głównej roli

Najstarsza palma w Palmiarni w Łodzi sięgnęła dachu. Obiekt szykuje się do rozbudowy

Najstarsza palma w Palmiarni w Łodzi sięgnęła dachu. Obiekt szykuje się do rozbudowy

Horoskop na najbliższy weekend! Sprawdź, co się wydarzy!

Horoskop na najbliższy weekend! Sprawdź, co się wydarzy!

Zobacz również

Te chwasty można jeść! To bomba witaminowa na wiosnę. Zobacz, które zbierać

Te chwasty można jeść! To bomba witaminowa na wiosnę. Zobacz, które zbierać

Zarobki Biało-Czerwonych w Miami Open. Kto liderem na liście płac? GALERIA

Zarobki Biało-Czerwonych w Miami Open. Kto liderem na liście płac? GALERIA