Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi. Wstrząsający obrusik i siła młodości

Dariusz Pawłowski
Kadr z niezwykłego filmowego dyplomu studentów łódzkiej Szkoły Filmowej, wyreżyserowanego przez Mariusza Grzegorzka
Kadr z niezwykłego filmowego dyplomu studentów łódzkiej Szkoły Filmowej, wyreżyserowanego przez Mariusza Grzegorzka Materiały prasowe
Łódzki 33. Festiwal Szkół Teatralnych wystartował z charakterystyczną dla siebie siłą: młodzieńczym entuzjazmem oraz wzbudzającymi dyskusje i emocje dyplomami. Przez kilka dni trwania imprezy Łódź ma w swych granicach bombę, która eksploduje wiarą, nadzieją i zaraźliwą miłością do sztuki.

A sztuka potrafi mocno dotknąć, co udowodnił filmem zrealizowanym ze studentami IV roku Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi rektor uczelni, Mariusz Grzegorzek. W szkole odważono się na śmiały projekt i stworzono pierwszy w historii szkolnictwa artystycznego pełnometrażowy film dyplomowy. Efekt jest porywający, a eksperyment nadzwyczaj udany i zachęcający do tego, by takie dyplomowe produkcje stały się coroczną tradycją Szkoły Filmowej. To nie tanie jednak przedsięwzięcie i tu jest miejsce dla miasta, które właśnie takie "wyczyny" winno wspierać i z dumą promować.

"Śpiewający obrusik", bo taki tytuł zaczerpnięty z perskiej baśni nosi nowy łódzki film (jesienią planowana jest premiera w ambitnych kinach), składa się z czterech nowel oraz szeregu istotnych dla całości ujęć z prób, spotkań, rozmów ze studentami, a nawet ich rodzicami. Pierwsze trzy opowieści - odnoszące się do tak ważnych spraw jak rodzina, miłość, potrzeba bliskości - bolą prawdą rzeczywistości i biegną do historii ostatniej, kojącej feerią wyobraźni, marzeń i pragnień o życiu pięknym, barwnym i spełnionym.

Grzegorzek - sam przestrzegając, że zrobił film "tylko dla orłów" - wystawia wytrzymałość widza na próbę, bezceremonialnie dotyka go w najczulsze miejsca i pozbawia sprawdzonych zasłon. W szczególny sposób jest to odczuwalne w noweli z nieustannie płaczącym dzieckiem, co niejednemu oglądającemu może się zdawać kontrowersyjnym zabiegiem. Lecz z drugiej strony właśnie przez taką postawę artysty dramat przedstawianej sytuacji jest autentycznie odczuwalny.

Gdyby sprowadzić szloch do jednego "dopuszczalnego" ujęcia, przejęcie się rozpaczą przypominałoby szereg innych codziennych poruszeń współczesnych intelektualistów: och, w Nepalu zginęło tylu ludzi, ojej, jaka okropna ta bieda, rozumiemy to i wzruszamy się tym, tak tak, a co nowego w Manufakturze? Tymczasem Mariusz Grzegorzek ze studentami zdecydowali się na chlaśnięcie widza w twarz, co sprawia nie tylko realny, dojmujący ból, ale również niesie nadzieję otrząśnięcia. A wszystko po to, by dostrzec w życiu także baśń, nawet momentami kiczowatą, po bollywoodzku pstrokatą i cukierkową, ale sprawiającą, że możemy znieść to, czym nieubłaganie rani nas życie. Wspaniała wizualna rozmowa z sensami i naszymi sensorami.

Wartością filmu Grzegorzka jest też to, iż pokazuje młodych aktorów od takiej strony, jakiej nie da się osiągnąć w teatrze, pozwala poznać inne niż na scenie walory, prezentuje ich przemianę ze studentów w aktorów. Sprawia, że dyplomowe dokonania tegorocznych absolwentów są pełniejsze. Obraz dał im moc, która nie ulatuje po opuszczeniu kurtyny. Reszta w ich rękach. I duszach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki