Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwalowy Dr. Jekyll bliżej ma do Mr. Hyde’a

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński Grzegorz Gałasiński
Komiks? Chętnie. Ambitne kino? Pycha. Wybitny wykonawca muzyki dawnej? Się rozumie. Któż nie ma festiwali, które lubi i ceni? Może powinien jednak oswajać się z myślą, że czas na zmiany. Czy na lepsze? Trudno wyrokować, bo niejasna jest idea i kierunek działań Łódzkiego Centrum Wydarzeń, niby instytucji kultury, ale wyglądającą raczej na kolejną komórkę magistratu - zajmującą się przekazywaniem pieniędzy i (w założeniach) działalnością gospodarczą (jak domniemane zyski ze sprzedaży gadżetów promocyjnych). Choć ŁCW przedstawiane jest jako elegancki Dr. Jekyll, to pierwiastek Mr. Hyde’a co i rusz się w nim odzywa.

Co zmienia ŁCW? Pierwsza rzecz to przebudowanie, jeśli nie likwidacja systemu grantowego, przez wyprowadzenie z Wydziału Kultury dotacji dla największych festiwali. Przejrzystość i jawność budowanego kilka lat systemu, mimo iż niedoskonałego (dziwnie powtarzające się nazwiska ekspertów), była celem wielu radnych, także tych z PO. Dziś sami mówią: tego już nie ma. I przytakują: tak, może to skończyć się wywieraniem presji na organizatorów. Oczywiście, są i tacy, którzy wolą w milczeniu potakiwać lub „dawać im szansę” dziejącym się zmianom.

Co zatem mamy dziś? Oglądamy powrót festiwali pod kryteria Biura Promocji UMŁ, którego pracownicy w dużej mierze przeszli do ŁCW, a Centrum jako przyszły współorganizator imprez rozliczany będzie z efektu, a ten najłatwiej liczy się ilością przyciągniętych osób. Przynajmniej po pierwszych działaniach widać, że ma zapewniać rozgłos (miastu) lub kryć potknięcia władz. Wystąpienie do Rady Miasta o pół miliona złotych na mistrzostwa kraju w grach ESL Polska dziwnie zbiegło się np. z porażką rozmów z koreańską federacją International eSports Federation. Wspomniane kryterium ilości może dyktować rozszerzenie kręgu odbiorców imprez (o tych mniej wyrobionych) być może kosztem wartości artystycznych. Przecież dotować (lub nie) będzie ŁCW. Rozliczanie ŁCW według takich zasad może wywierać presję także na jego szefową.

Na razie nic nie słychać o sponsorach pozyskanych przez ŁCW dla łódzkich wydarzeń. Brakuje też jasnych informacji o kryterium, według którego proponować będzie ono rodzaj wsparcia: współorganizację lub - jak przy festiwalach Domoffon i Transatlantyk - uprzywilejowany i łatwy zakup organizacji wydarzenia „z wolnej ręki”. Bo jeśli współorganizacja, to na jakich zasadach i czy przy obowiązku przekazania miastu praw do marki (które mogą być też wykupione)? Gorzej, że wraz z wyprowadzaniem festiwali z Wydziału Kultury wróciła uznaniowość, tak jeszcze niedawno piętnowana. Uznaniowość do kwadratu. To już nie komisja ekspercka decyduje o dotacji. Formalnie podpisuje decyzję dyrektor Izabela Zbonikowska i o części pewnie sama decyduje. Od jej (tudzież jej współpracowników) wiedzy, wyrobienia, wrażliwości zależy być lub nie być pewnych wydarzeń.

Zamiast dotować według domniemanej wartości artystycznej, ŁCW może np. najpierw szukać uzasadnienia dla dotowania właśnie tych, nie innych wydarzeń. Ale to przecież nie jego szefowa zdecydowała o sprowadzeniu festiwalu Transatlantyk i daniu mu gigantycznego budżetu. To typowa decyzja gabinetowa, podjęta w gronie prezydent Łodzi i jej bardziej lub mniej oficjalnych doradców. Może dlatego dyrektor ŁCW jest tak nieswoja, bo podpisuje nie swoje zobowiązania, które mogą jednak rzutować na jej życiorys. Oto np. umowa z Transatlantykiem wielokrotnie przekracza budżet Centrum i jeśli Rada Miejska (w której koalicja PO-SLD na razie trzyma się mocno) nie zarezerwowałaby tych środków w budżecie na kolejne lata, ŁCW czekałaby likwidacja i przejęcie zobowiązań przez miasto. Dowiedli tego radni opozycji.

ŁCW jest, jako instytucja kultury, teoretycznie samodzielne, odpowiedzialność ponosi dyrektor, który nie musi działań poprzedzać konsultacjami z radnymi. Tylko że żadna instytucja nie żongluje takimi kwotami. Tak, poprzedni system miał ogólną wadę - rozmywał odpowiedzialność między oceniających ekspertów a urzędników. Tak wypadło głosowanie - i koniec dyskusji. Dziś wszystko zdaje się brać na siebie prezydent Zdanowska, licząc może, że medialnym PR i wizerunkiem przykryje ewentualne niepowodzenia. Oczywiście jeśli łodzianie zainteresują się porażką jakiegoś przedsięwzięcia. Tak, liczne są zabiegi w tworzeniu kordonu bezpieczeństwa wokół ŁCW. Jego szefowej często towarzyszy na komisjach radnych inny urzędnik w roli „tarczy” odbijającej zawiłe kwestie. Przedłużany jest czas, w jakim radni dostają odpowiedzi na interpelacje, często są one niekompletne (pozbawione kwot). Podobnie jest z mediami, łącznie z naruszeniem prawa do informacji publicznej. W którym miejscu kończy się zabezpieczanie interesu miasta w relacjach z organizatorami, a zaczyna gra bez jasno ustalonych zasad?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki