Jan Targowski zmarł 25 lutego ubiegłego roku. Przez całą dziennikarską karierę związany był z Radiem Łódź, którego słuchaczom prezentował mnóstwo muzyki polskich artystów, głównie z kręgu szczególnie przez niego ukochanego jazzu. Wśród ostatnich płyt, które polecał była reedycja albumu „Sfera szeptów”, wydanego przez saksofonistę i kompozytora Grzecha Piotrowskiego jeszcze pod szyldem pierwszego zespołu muzyka - Alchemik. I owa korzystająca z różnych kultur, szlachetna, taktowna, nakłaniająca do wyrwania się z codziennej pogoni muzyka pięknie artykułowała gust i naturę bohatera wieczoru.
W stylu Jana, który potrafił żachnąć się na zbyt „nadętą” atmosferę wydarzenia, był również klimat okolicznościowego wieczoru, daleki od „pomnikowości”, łączący wysublimowane dźwięki, kunsztowne interpretacje z odrobiną jazzowego szaleństwa i swobodnymi, ale pełnymi klasy improwizacjami.
Grzech Piotrowski przypomniał kompozycje z różnych okresów swojej twórczości, pokazując przy tym, jak ewoluowały. A kompozycje to wyjątkowe, bardzo plastyczne, oniryczne, w których delikatność płynnie przechodzi w majestatyczność. To poruszająca, emocjonująca podróż przez rzeczywistość wyzbytą przyziemnej troski i słabości, wyprawa obejmująca świat pozbawiony granic. Nadzwyczaj mocno zabrzmiały utwory z płyty „Six seasons”, na której do tradycyjnych pór roku muzyk - zainspirowany wierszem księdza Jana Twardowskiego - dodał kolejne dwie, tak bardzo polskie „Przedwiośnie” i „Przedzimie”.
Grającemu na saksofonach i kierującemu całością Grzechowi Piotrowskiemu, towarzyszyli pianista Piotr Matusik, kontrabasista Sebastian Wypych i perkusista Robert Luty. Pouczającym, fascynującym doznaniem było obserwowanie (a i nasłuchiwanie), jak muzycy z Orkiestry Filharmonii Łódzkiej współpracowali z jazzującym kwartetem, nie tylko ubogacając barwę poszczególnych propozycji, ale i rozbudowując muzyczną przestrzeń wieczoru oraz skwapliwie wykorzystując te fragmenty koncertu, które pozwalały im na znacznie więcej niż uzupełnianie jazzowej treści (skrzypce w świetnej formie). Taka muzyczna synergia, bezkonfliktowe, naturalne łączenie zamiast doszukiwania się różnic też były przecież Janowi Targowskiemu nader bliskie.
To już rok, jakże dziwny rok, kiedy tęsknimy za Janem i muzyką wykonywaną w wypełnionych publicznością salach. Dla wspomnień, nic lepszego niż tak udany koncert zdarzyć się nie mogło. Pozwolę sobie to napisać, bo parę żarliwych rozmów o muzyce stoczyliśmy: Janek byłby uśmiechnięty...
Q&A FABIJANSKI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?