Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Finansowanie łódzkiej kultury (cz.1)

Redakcja
fot. Krzysztof Szymczak
Nieczęsto się zdarza, aby debata wywoływała tak żywą reakcję publiczności. Ale tym razem, kiedy w gościnnych wnętrzach łódzkiej filmówki, witani przez rektora Roberta Glińskiego, rozmawialiśmy o finansowaniu łódzkiej kultury, chwilami było naprawdę gorąco. Starły się dwa podejścia, dwie filozofie, dwie postawy. I dobrze, bo to oznacza, że łódzka kultura żyje, a ludziom ją tworzącym chodzi o coś więcej niż tylko o przetrwanie.

PAWEŁ DOMARECKI

Witam Państwa. Zaczynamy naszą debatę. Przypominam, że kiedy już nasi rozmówcy wyczerpią temat, zabiorą głos dyskutanci z sali. A teraz oddaję głos panu Błażejowi Moderowi z Fundacji Projekt Łódź.

BŁAŻEJ MODER

Rozumiem, że wywołał pan fundację Projekt Łódź, żeby dyskusja zaczęła się z wysokiego C i żeby była gorąca. Wychodzimy z założenia, że sektor publiczny pełni rolę służebną wobec mieszkańców, także mieszkańców Łodzi i ta idea przyświeca nam również, jeśli chodzi o wspieranie kultury w naszym mieście. Uważamy, że podstawowym zadaniem samorządu w dziedzinie wspierania kultury jest przygotowanie infrastruktury i udostępnienie jej jak najszerszej liczbie korzystających z niej osób. Jesteśmy zdania, że teatry i galerie są dla widzów i osób z nich korzystających, a nie dla aktorów czy bileterów. Dlatego twierdzimy, że podstawowym zadaniem na dziś jest w pierwszej kolejności zoptymalizowanie i zinwentaryzowanie tej infrastruktury, którą mamy, postawienie na takie miejsca, które są kulturze potrzebne i które będą zarządzane przez menedżerów. Natomiast kwestie związane z kontentem, programowe, powinny być kontraktowane. Ujmując to w jedną frazę - na trochę podobnej zasadzie funkcjonuje Broadway. Mamy przygotowaną infrastrukturę, a dzięki takim rozwiązaniom także nieco nadłamane status quo i wprowadzony do instytucji kultury element konkurencji. Z tego powodu sektor publiczny jest zobowiązany do zapewnienia miejsc, gdzie ta kultura mogłaby być i przygotowywana, i wystawiana, i odbierana. Uważam, że stworzenie takiej platformy dla kreatywnych jednostek spowoduje, że kultura stanie się magnesem promocyjnym Łodzi - i to nie tylko dla osób w kraju. Jeśli chcemy zostać europejską stolicą kultury, to musimy zacząć przygotowania pod kątem infrastrukturalnym i kulturalnym. Przygotowanie tej infrastruktury to rola sektora publicznego, który powinien być czymś więcej niż tylko impresariatem.

WOJCIECH NOWICKI

Pragnę, abyśmy mówili o kulturze w regionie, a nie wyłącznie w Łodzi. Chciałbym przypomnieć, na czym stoimy. Dysponujemy w regionie i Łodzi 42 galeriami,43 muzeami, 14 teatrami dramatycznymi, lalkowymi i muzycznymi. Mamy200 zabytków wpisanych do rejestru i295 domów kultury, które również podlegają naszej ustawie o prowadzeniu działalności kulturalnej. W związku z tym trzeba powiedzieć, że dysponujemy znakomitą infrastrukturą. Jak jednak mamy zapełnić właściwą treścią te instytucje, i to w skali całej Polski, jeśli z budżetu państwa, w tym z budżetów samorządów, przeznaczamy na kulturę rocznie 30 euro na osobę? Dla porównania - Estonia 59 euro, Hiszpania - 60 euro, Francja i Niemcy -około200 euro. Żyjemy w takim kraju, w jakim żyjemy i musimy się w tych warunkach odnaleźć. I po to, by wypełnić te instytucje treścią - Łódź miastem festiwalowym, Łódź -europejską stolicą kultury, trzeba się wspólnie zastanowić, czego potrzeba oprócz pieniędzy, by te hasła skutecznie zrealizować. A przecież jesteśmy w wyjątkowo trudnym okresie, bo kryzys, który nas za chwilę dotknie, już dotyka, doprowadza do radykalnych cięć w budżetach, a my chcemy walczyć o coraz wyższy poziom i o Europejską Stolicę Kultury 2016.
DARIUSZ PAWŁOWSKI

Myślę, że należałoby też się zastanowić, kto miałby decydować o tym, jaką treścią wypełniać instytucje kultury. Jeżeli widz, to miałbym tu duże wątpliwości, bo możemy się spotkać z syndromem inż. Mamonia. I nie będziemy mieli możliwości wykreowania czegoś nowego, bo nikt tego nie będzie chciał. A po drugie, myślę że nie możemy się porównywać do Broadwayu również ze względów stricte ekonomicznych. Nie stać nas, jako obywateli tego kraju, na finansowanie kultury tylko dzięki kupowaniu biletów. Jeżeli natomiast o kulturze, o jej treści, mieliby decydować urzędnicy - to także byłoby niedobrym rozwiązaniem. Bo uważam, że urzędnik nie jest od tego, żeby kreować, wymyślać, tylko po to, żeby dawać, pomagać i umożliwiać kulturze funkcjonowanie. Może zatem warto zaufać ludziom kultury, oni chyba najlepiej wiedza, co należy robić. I tylko im należy pomóc.

PAWEŁ DOMARECKI

Piłeczka została bardzo mocno odbita...

BŁAŻEJ MODER

Ja się z takim stwierdzeniem, że byłoby niebezpiecznie zostawić decyzje widzom - nie mogę zgodzić. Ale pójdźmy dalej za takim rozumowaniem, że Polski i Łodzi nie stać dziś na Broadway. Warto wykorzystać istniejącą infrastrukturę, a także poszerzyć grono osób, które mogłyby z niej korzystać. Myślę np. o młodych aktorach. Czyli o tworzeniu quasi rynku, konkurencji, nie zamykaniu tego rynku tylko dla aktorów, którzy mają podpisany kontrakt. To by nam zostawiało sporą możliwość poszerzenia spektrum osób, które mogłyby na ten rynek wchodzić. I jeśli stworzymy taką infrastrukturę, to kto się w niej sprawdzi? Osoby najbardziej kreatywne, które najlepiej wpiszą się w oczekiwania widzów. I główną tego lokomotywą będą ludzie kultury. Studenci szkoły filmowej, teatralnej - to oni zaczną tę infrastrukturę wykorzystywać, a dzięki temu ona zacznie żyć i stawać się konkurencyjna. Uważam, że wypróbowanie tego modelu jest warte grzechu, ponieważ system, który dzisiaj funkcjonuje, ma dużo wad i cały czas się zastanawiamy, jak go ulepszyć. Mamy już przykłady polskich teatrów, które w ten sposób mogą funkcjonować. Choćby teatr pani Jandy.

WOJCIECH NOWICKI

W kryzysie rodzą się różne pomysły - z piekła rodem i nie z piekła rodem. Jedno jest pewne: w Polsce mamy ponad100 teatrów. Boję się, że kryzys spowoduje, że ta liczba się zmniejszy. Być może, i mam tu podejrzenie graniczące z pewnością, jak mawiał były premier, że reforma teatrów jest w drodze. Reforma kultury w ogóle. We Francji tak naprawdę działa około 24 teatrów państwowych a reszta funkcjonuje na takiej zasadzie, że jeśli samorząd ma ambicje i pieniądze -to proszę bardzo. A jeśli nie, to możemy je zlikwidować i nie muszą działać. Lecz jeśli chodzi o teatry prywatne - trzymam za nie kciuki. Ale muszę przy tym powiedzieć, że jeśli ja na premierę mogę przeznaczyć ze swej krwawicy i dotacji Urzędu Marszałkowskiego 100 tys. złotych, to pani Janda, czego mogę tylko zazdrościć, dostaje dotację z ministerstwa kultury wwysokości300 tysięcy. Na jedną premierę. I jak to się ma do teatru prywatnego? Żaden teatr prywatny by nie funkcjonował w Polsce, gdyby nie zatrudniał aktorów instytucjonalnych. W teatrze pani Jandy poruszamy się od gwiazdy do gwiazdy, w związku z tym to są aktorzy etatowi, utrzymywani przez państwowe instytucje kultury, przepłaceni przez panią Jandę, i słusznie, żeby mogli zagrać u niej na premierze prywatnie lub półprywatnie.
Zazdroszczę, gratuluję, ale ma się to nijak do prywatnego teatru. Pan był uprzejmy kilkakrotnie powiedzieć o infrastrukturze. Nie wiem, co pan przez nią rozumie, ale muszę stwierdzić, że infrastrukturę w Łodzi mamy doskonałą, a widoki jeszcze lepsze. Proszę zwrócić uwagę na infrastrukturę Teatru Jaracza: budynki, wyposażenie - na miarę XXI wieku. Tylko patrzeć, jak Teatr Wielki stanie na nogi. Teatr Muzyczny również za chwilę będzie doskonale wyposażony. Wszystkie instytucje tego typu w Łodzi bardzo się starają i ich organy założycielskie także. Teatr Jaracza nie byłby największym teatrem dramatycznym w Polsce, gdyby nie sympatia Urzędu Marszałkowskiego, który w jego infrastrukturę zainwestował ogromne pieniądze, w tym w jego cztery sceny regionalne. To o tyle godne podziwu, że inne urzędy marszałkowskie, organy założycielskie teatrów w Polsce, nie wykazują takiej ochoty i chęci. I żeby podsumować: reforma teatru nas czeka, nie ma innego wyjścia, pytanie tylko - kiedy. Być może kryzys i to także przyspieszy. Z racji tego, że w Polsce funkcjonuje Unia Teatrów Polskich -jako związek pracodawców, a ja zostałem jego wiceprezesem, mamy wgląd we wszystkie akty prawne powstające w Polsce, szczególnie w dziedzinie kultury. I z przymiarek prowadzonych przez resort kultury i dziedzictwa narodowego wynika, że urzędy marszałkowskie, czyli średni szczebel, do tego stopnia się tu nie sprawdzają, że zostaną przy okazji najbliższej reformy teatru wyeliminowane. Organami założycielskimi teatrów staną się państwo i gminy, czyli miasta. Ale proszę się zastanowić, jak wyglądałyby instytucje kultury w Łodzi, gdyby nie Urząd Marszałkowski. Fatalnie.

KRZYSZTOF CANDROWICZ

Niestety, albo na szczęście, muszę pogodzić te dwa stanowiska. Choć skłaniam się do zdania, że obaj panowie mają jednak rację, musimy tu znaleźć złoty środek. Nie możemy stworzyć takiego systemu, jaki jest we Francji czy w Niemczech, gdzie większość wydarzeń kulturalnych wisi na garnuszku państwa i samorządów, jest to system czysto etatystyczny. Ale nie możemy też stworzyć systemu wolnorynkowego, jaki funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych i który jest finansowany niemalże w99 procentach przez sponsorów prywatnych. Wszystkie największe muzea w Stanach Zjednoczonych utrzymywane są przez sponsorów i donatorów prywatnych. Myślę, że jesteśmy na takim etapie rozwoju państwa, bo jesteśmy krajem na dorobku, że nie możemy pójść zdecydowanie ani w jedną, ani w drugą stronę. Potrzebujemy silnego partnera w postaci Urzędu Marszałkowskiego i Urzędu Miasta - bez tego nie damy sobie rady. Niezależnie od tego, czy jesteśmy teatrem czy instytucją pozarządową, festiwalem, nadal potrzebujemy silnych partnerów. Ale musimy wciąż pamiętać, że mamy wolny rynek. I że nie możemy wzorem francuskim czy niemieckim uczyć się bezradności i zakładać, że rolą państwa jest zabezpieczanie w stu procentach działalności kulturalnej, bo tak przecież nie jest. Znajdujemy się gdzieś pośrodku i to dlatego obaj panowie mają tu rację. Natomiast co do tej drugiej polemiki, też macie panowie rację, ale tu dla odmiany występują dwie płaszczyzny. Kultura jest przecież nie tylko elitarna. Ale to musi wyjść od nas, od środowiska, od nas, którzy jesteśmy aktorami, autorami, reżyserami tych wydarzeń. Ale kultura to także kultura wolnego czasu, kultura ludowa, kultura masowa. I te wydarzenia muszą się sprzedać, one muszą podobać się widzom. Mówiliśmy tu o dwóch różnych obszarach i stąd to nieporozumienie. Ale to już dyskusja bardziej o definicji kultury, a nam bardziej zależy na Łodzi -zatem wracam do Łodzi, na nasze podwórko. Zacznę od pozytywów. Jeśli miałbym wystawić ocenę kulturze w Łodzi, byłaby to bardzo silna piątka, może z plusem, w skali od jednego do sześciu. Piątka, bo nigdzie nie jest idealnie. Łódź po latach kultywowania swego industrialnego charakteru, bardzo silnie się obudziła. I to widać. Ten potencjał jest coraz bardziej widoczny i wykorzystywany. Wydaje mi się, że Europejska Stolica Kultury to tylko taka flaga, sztandar, którym wymachujemy, idąc w pewnym, wyznaczanym sobie kierunku. Czy ten tytuł zdobędziemy, czy nie, chodzi oto, żeby stworzyć realną strategiczną wizję rozwoju Łodzi i iść w tamtą stronę. A potencjał, który mamy, jest gigantyczny. Dlaczego jesteśmy tu najwyżej oceniani we wszystkich rankingach? Przyniosłem ze sobą około 30 artykułów i klasyfikacji, w których jesteśmy zawsze umieszczani na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o kulturę. Nigdy na drugim.
We wszystkich ogólnopolskich pismach, które przyniosłem, Łódź jest postrzegana jako najlepszy polski kandydat do Europejskiej Stolicy Kultury. Dlaczego inne miasta nam zazdroszczą? Dlaczego sami nie doceniamy własnego potencjału? Choć z zewnątrz jest to widoczne? Myślę, że siłą Łodzi jest ruch oddolny,awangarda. W Łodzi ludzie biorą sprawy w swoje ręce. Na sali widzę nawet parę osób z Grupy Pewnych Osób. To są ludzie, którym zależy na pewnych inicjatywach. Wśród fundacji i stowarzyszeń w Łodzi jest około dziesięciu instytucji, w których ludzie aż się palą do tego, żeby coś w mieście zrobić. I wydaje mi się, że to jest siła. Nie obserwuję takich ruchów w innych miastach - Katowicach, Lublinie, Szczecinie, widzę tam zdecydowanie większy marazm. I sądzę, że to jest najsilniejsza podstawa tego, co jest w Łodzi. Potencjał jest, tylko moim marzeniem jest, byśmy tego nie zmarnowali. I wydaje mi się, że te pomosty, które budujemy, powinny być wielopłaszczyznowe. Musimy je budować - na przykład z panem dyrektorem stworzyliśmy silny front wraz z innymi instytucjami kultury, z urzędem, z Filharmonią, z Teatrem Wielkim - tu nie ma rywalizacji, spotykamy się wszyscy i rozmawiamy, co można zrobić. Tak samo jest na poziomach związanych z organizacjami pozarządowymi. Na pewno można razem budować, o ile nie znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to zepsuć. A oczywiście tacy ludzie zawsze się znajdą. Więc mam nadzieję, że wszystko, co budujemy od dwóch lat i co jest widoczne w tych rankingach, uda nam się zamienić na realne projekty. Moim zdaniem, powinniśmy obrać trzy kierunki: wszystkie spięte pod pewnym leitmotivem, jakim jest nowa ziemia obiecana. Tak powstało nasze miasto imam nadzieję, że tak się właśnie budzi po marazmie, który panował w Łodzi przez kilkanaście ostatnich lat. I te kierunki to przede wszystkim przemysły kreatywne oraz wszelkie obszary styku kultury i biznesu. To jest taka rozwojowa część kultury, która dźwignie za sobą gospodarkę. No i przede wszystkim sztuki wizualne. Wyróżniamy się w Polsce, Europie, a nawet na świecie z drugą kolekcją sztuki nowoczesnej. Film, fotografia, moda, design - to są wszystko dziedziny sztuki, w których jesteśmy w Polsce niekwestionowanym liderem. Poza tym, jest jeszcze kolejna silna strona Łodzi. Co jest naszą tkanką? Fabryki. To ta cecha naszej marki, której nie mają inne miasta. Tym też się wyróżniamy. Mam nadzieję że będą ratowane, także dzięki osobom na tej sali. Więc myślę, że wszystkie te kierunki powinniśmy zebrać i w Łodzi, nowej ziemi obiecanej, rozwijać. A to powinno dźwignąć to miasto. I jeszcze jedna sprawa. W wielu badaniach i rankingach inwestorzy prywatni wybierają na drugim albo trzecim miejscu właśnie kulturę i życie kulturalne miasta, jako podstawę atrakcyjności inwestycyjnej danego ośrodka. Pierwsze to infrastruktura drogowa, lotnisko itd. Ale życie kulturalne miasta jest często wymieniane tuż potem. No i jest jeszcze kolejny, ostatni z ważnych, kierunek, w którym powinniśmy iść. Analizowałem ostatnio przypadek pięciu miast europejskich, które osiągnęły sukces: Berlina, Bilbao, Barcelony. Lille, Liverpoolu. Wszystkie one dźwignęły się gospodarczo dzięki kulturze. Stała się mechanizmem rozwoju tych miast. To przecież właśnie Berlin, Bilbao czy Liverpool stworzyły markę i odradzały gospodarkę, tworząc infrastrukturę miasta z kulturalną flagą. Myślę, że jesteśmy pierwszym takim miastem w Polsce, które identyfikuje się aż tak z kulturą i tworzy tożsamość przez kulturę. Jeśli będziemy to kontynuować - nie pożałujemy.

PIOTR DZIĘCIOŁ

Na razie, w czasie naszej dyskusji, słowo film padło tylko raz. A myślę, że zaproszono mnie tu jako przedstawiciela tzw. Łodzi filmowej. Świadomie użyłem słowa tak zwanej, ponieważ bardzo nie lubię tego określenia. Non stop przychodzą do mnie dziennikarze i rozmawiamy o Łodzi filmowej. Uważam, że Łodzi filmowej tak naprawdę tutaj nie ma. Nie ma Łodzi filmowej, która była tutaj dwadzieścia lat temu. Co nam z niej zostało? Szkoła filmowa, jeden duży festiwal, dwa mniejsze, Studio Filmów Animowanych, moje studio, które coś próbuje w tym mieście stworzyć. I to wszystko. Co zrobić, żeby było inaczej? Wydaje mi się, że pierwsze kroki już zostały poczynione. Łódź była pierwszym miastem w Polsce, które utworzyło fundusz filmowy. Im więcej będzie takich źródeł finansowania produkcji filmowej, tym większa szansa, że będzie powstawało więcej filmów w Łodzi. Jest to motywacja, żeby film kręcić w tym mieście, z artystami z tego miasta. Wydaje mi się, że warto namówić też marszałka, żeby włączył się do tej inicjatywy, ponieważ w tej chwili fundusze regionalne rozwijają się w wielu miastach i bardzo często środki miejskie są łączone z funduszami marszałkowskimi. Jeżeli tych pieniędzy będzie troszeczkę więcej, to mam nadzieję - tym bardziej że mamy tutaj szkołę filmową i w tej chwili kilkunastu, a nawet więcej producentów ją kończy - to powtarzam, mam nadzieję, że ci ludzie będą chcieli zostać w Łodzi i tu robić filmy. Łódź filmowa to tak naprawdę nie są miejsca, ale ludzie. Którzy chcą tutaj pracować, którzy tutaj znaleźli sobie miejsce. Tak jak ja znalazłem miejsce 15 czy20 lat temu. Tak więc jakieś wyjście z tej trudnej sytuacji jest. Być może za kilka lat będziemy mogli mówi o Łodzi filmowej, bo w tej chwili raczej nie możemy.
BŁAŻEJ MADER

Chciałbym odnieść się do tego, co powiedział Krzysztof Candrowicz. Uważam, że podzielił stanowisko moje i pana dyrektora Nowickiego. Rzeczywiście mówiłem o tym, żeby otworzyć infrastrukturę kulturalną miasta, żeby ona stała się szerzej dostępna nie tylko dla zakontraktowanych aktorów. Zgadzam się również z tym, co Krzysztof powiedział, że pewien zakres aktywności kulturalnej i kultury wolnego czasu musi po prostu być zaakceptowany przez widza i tutaj nie ma wyjścia. Jeśli zaś chodzi o kulturę wysoką, w której pan dyrektor jest większym specjalistą niż ja, będzie się ona rządziła troszeczkę innymi prawami oraz będzie wymagała współfinansowania ze strony sektora publicznego oraz zaangażowania sektora prywatnego. A mamy już w Łodzi inicjatywy takie jak Atlas Sztuki czy Galeria Amcor, czy Projekt Art. Strefa - Specjalnej Łódzkiej Strefy Ekonomicznej. Tak więc powoli, w miarę rozwoju gospodarczego Łodzi i bogacenia się przedsiębiorców, oni chętnie kulturę sfinansują. Zauważono to już w XVIII wieku w rozwijającej się Ameryce -że przedsiębiorcy przejmują rolę mecenasów. Sposób spędzania wolnego czasu, czyli kultura wolnego czasu, jest bardzo istotny i bardzo często podnoszony i komentowany w dyskusjach. Trzeba tu zwrócić uwagę na szansę z tego dla Łodzi wynikającą i magnes dla przyjezdnych. Utalentowane i kreatywne jednostki mamy i teraz trzeba stworzyć taki system, w którym ta kreatywność będzie mogła rozkwitać, przynosząc efekty i chwałę miastu. Wracając do roli sektora publicznego - powraca także temat infrastruktury. To, że ona jest przygotowana - to wspaniale. Ale teraz zacznijmy ją na szeroką skalę wykorzystywać. Tylko mam cały czas wątpliwości, dlaczego, mając tak wspaniale przygotowaną infrastrukturę, nie możemy sprowadzić na przykład organizacji koncertów rockowych do Łodzi. A centrum koncertów w całej Polsce pozostaje Chorzów.

KRZYSZTOF CANDROWICZ

W Łodzi nie ma hali. Mamy ją mieć, więc liczę na to, że od tego roku zaczną do nas przyjeżdżać artyści. Jest przewidziana na 14 tysięcy osób, więc liczę na to, że tak się stanie.

WOJCIECH NOWICKI

Pozwolę sobie teraz panów pogodzić. Mieliście rację i nie mieliście jej. Bo z tym, że piątka dla łódzkiej kultury - to ja się zgadzam. W tym, że ogromna jest i może być wmieście rola kultury, w tym ekonomiczna, przemysłów kultury - też się zgadzamy. Natomiast bardzo groźnie brzmi wymieniany przez pana Modera postulat udziału w kulturze sektora niepublicznego. To też jest symptomatyczne: myśmy to już wielokrotnie przerobili. Często spotykałem się z takim pytaniem: a jak tam u pana z mecenatem i sponsoringiem? Zawsze odpowiadam, że bardzo dobrze, natomiast w skali Polski to wygląda fatalnie. I to jest coś, z czym my -ludzie kultury - nie daliśmy sobie rady. W skali Polski udział w kulturze sektora niepublicznego wynosi średnio pół procent. Odrobiłem tę lekcję: w Grecji - 20 procent, w Szwajcarii - 13 procent, w Estonii - 10 procent. Mało -my nie mamy instrumentów do tego, by mecenat prywatny, sponsoring, ściągnąć. Jeszcze parę lat temu można było, jeśli się było donatorem kultury - odpisać sobie pewne rzeczy od podatku. Ale od dwóch lat, od kiedy weszła ustawa o organizacjach pożytku publicznego, darowizna na cele kulturalne nie może już ulec odliczeniu. Podczas gdy w innych krajach, takich jak Wielka Brytania, to jest podstawa istnienia instytucji kultury. Nie zaś dotacje.
KRZYSZTOF CANDROWICZ

Mało: instytucje kultury nie są zwolnione z podatku od nieruchomości, a instytucje działające na obszarze sportowym - owszem. Tak więc bardzo mocno się zastanawialiśmy - być może zarejestrujemy w Łódź Art Center klub sportowy i wtedy będzie nam trochę lżej. I naprawdę wiele trzeba zmienić.

WOJCIECH NOWICKI

Fundacja może być instytucją pożytku publicznego, teatr - nie.

PAWEŁ DOMARECKI

Cały czas rozmawiamy tu z punktu widzenia producentów kultury. Cały czas mówimy o sprawach tych, którzy tę kulturę tworzą. Ale gdzie w tym wszystkim są jej odbiorcy w Łodzi?

BŁAŻEJ MODER

Widz wybiera. Idzie na spektakl albo nie idzie. Na dobry - przyjdzie. Wtedy tego typu działalność będzie rozkwitała. Jeśli powiemy sobie, że jest segment kultury wysokiej, w dużej mierze skierowanej do elit, i tak jak się zgodziliśmy -musi być wsparty przez sektor publiczny, to jest też jakaś część problemu. Natomiast cała ta idea, o której mówiłem na początku, jest taka, że twórca kultury, jej animator, musi stworzyć taki produkt, który zainteresuje widzów, i dzięki którym on będzie mógł funkcjonować. Natomiast uważam że na tym pierwszym etapie potrzebne jest wykorzystanie infrastruktury publicznej, bo jak Krzysztof mówił - jesteśmy na etapie, na którym nie zbudujemy w Polsce dzikiego kapitalizmu. W którym kultura będzie finansowana w 99 procentach przez sektor prywatny. Zapotrzebowanie na różnego rodzaju kulturę w Łodzi jest ogromne. Wystarczy zdobyć bilety na Bogosjana. Trzeba na nie czekać dwa-trzy miesiące. Czyli działa u nas czynnik, o którym wspomniałem na początku -że to widz może dyktować wiele rzeczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki