Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy cię Łódź czerwona trzyma to nie puści już... "Czerwona Łódź" to tylko propaganda PRL

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Czy Łódź to było „czerwone” miasto? Przez lata ciągnęła się za nią taka opinia. Jednak wielu historyków przekonuje, że to zabiegi propagandowe z minionej epoki sprawiły, że miasto zyskało właśnie taki przymiotnik.

Wielu starszych łodzian zna na pewno słowa piosenki, którą śpiewało się na szkolnych apelach, obozach harcerskich czy koloniach. To słynny „Walczyk o Łodzi”.

- Miasto fabryk i Tuwima i rewolucyjnych burz, gdy cię Łódź czerwona trzyma to nie puści już - brzmiał fragment tej piosenki. Czy jednak Łódź była rzeczywiście „czerwona”?

Prof. Krzysztof Lesiakowski z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego tłumaczył nam, że w historii miasta znajdzie się podstawy, żeby taką tezę udowodnić.

- Łódź była dużym miastem przemysłowym - mówił nam prof. Krzysztof Lesiakowski. - Mieszkały w nim tysiące robotników. Siłą rzeczy byli w konflikcie ze swoimi pracodawcami. Dochodziło do wielu sporów. Niekiedy bardzo dynamicznych, połączonych nawet z rozlewem krwi.

Wystarczy wspomnieć Bunt Łódzki z maja 1892 roku. W fabrykach doszło wtedy do sześciodniowego strajku. Robotnicy wyszli na ulice. Interweniowała policja, carskie wojsko. Manifestacje zostały krwawo stłumione. Sześciu robotników zabito, a 300 zostało rannych.

Potem nadszedł rok 1905. Wtedy mówiono, że doszło do łódzkiej rewolucji. Było wiele demonstracji, walki robotników z kozakami. Łódzkie ulice zamieniły się w barykady. Znów nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Są różne dane dotyczące ich liczby. Można jednak śmiało powiedzieć, że na łódzkich ulicach zginęło wtedy około 200 osób.

- To wszystko tworzyło pewien obraz miasta - twierdzi prof. Krzysztof Lesiakowski.

Prof. Kazimierz Badziak z Instytutu Historii UŁ zauważał, że już pod koniec XIX wieku zwiększyła się liczba mieszkańców Łodzi. Łódzki przemysł zaczyna się „dusić”. Wielu robotników znalazło się w trudnym położeniu ekonomicznym. Na tym tle uaktywnia się ruch socjalistyczny. Socjaliści obiecują zmiany ustrojowe, nowe rozwiązania, które poprawią los najuboższych.

Zmarły w 1981 roku Eugeniusz Ajnenkiel, znany łódzki historyk, działacz przedwojennego PPS, po wojnie należący do PZPR, napisał w 1933 roku, że Łódź to tragiczne miasto, złe miasto, ohydne miasto, miasto złudnych nadziei i rozpaczy, nędzy i beznadziejności, miasto zysku i wyzysku.

- Miasto buntów, rzadkich zresztą, lecz za to kosztownych dla robotników - pisał w „Księdze Jubileuszowej Polskiej Partii Socjalistycznej 1892-1932”. - Miasto to wpisywało swą nazwę na karty historii walk polskiego proletariatu, wpływając swym czynem na zmianę i kształtowanie się myśli politycznej polskiego socjalizmu. Czymże była ta Łódź dla polskiego socjalizmu? Wszystkim i niczym. Ale przede wszystkim ta Łódź była i jest stolicą proletariatu Polski. Co prawda nie gnieździ się on wyłącznie w piwnicach i na facjatach, ale też i nie w jasnych, czystych i przestronnych mieszkaniach. Przeciwnie, w naprędce budowanych przez partaczy kamienicach, z na wpół zgniłego i tandetnego materiału, z na wpół wypalonej cegły, ciasnych, zapleśniałych, stęchłych, słychać, co mówią przez ścianę, co robią „pod podłogą”, każdy krok i poruszenie sąsiadów „nad głową” aż tynk z sufitów leci, dziw, że się całkiem na głowy nie zwali, chyba że go podtrzymuje powietrze, pełne wyziewów i kopciu naftowej lampy, gęste i tak w zaduchu stężałe, iżby w nim „można siekierę zawiesić”, jak głosi suchotniczy dowcip mieszkańców tych ponurych ubikacji. W nich się rodzi, umiera, bawi się, choruje, gotuje, pierze i ogień naftą rozpala proletariat łódzki.

Eugeniusz Ajnenkiel zdiagnozował też łódzki proletariat. Zauważył, że tworzyła ją głównie wiejska emigracja. Byli to synowie małorolnego chłopstwa, córki folwarcznej służby. Dziedzica zastąpił fabrykant, a ekonoma czy rządcę - majster, których dalej się bali.

- Proletariat łódzki jest religijnie praktykujący, choć drwi z dewocji - napisał łódzki historyk. - Boi się jednak sądu ostatecznego i piekła. To osłabia jego siłę rewolucyjną, to dało możność rozwijania się na jego organizmie różnym tworom reakcyjnym celem tłumienia dążeń wolnościowych wśród robotników. To powoduje, że rozmach buntu załamuje się, okupiony ofiarą kilku rannych lub zabitych - żniwem zawsze dotychczas zwycięskiej policji.

Prof. Kazimierz Badziak w rozmowie z nami zauważał, że wbrew obiegowej opinii przedwojenna Łódź nie była komunistyczna, „czerwona”. W mieście było może kilkudziesięciu działaczy Komunistycznej Partii Polski, która była nielegalna. Silny był za to ruch socjalistyczny. Socjaliści nawet współrządzili w Łodzi.

- Kryzys gospodarczy sprawił, że lewica otrzymała wiatr w żale - mówił nam prof. Kazimierz Badziak. - Nie zapominajmy jednak, że wielu robotników było apolitycznych. A na wybory, tak jak dzisiaj, nie chodzili wszyscy.

Po II wojnie światowej jednym z symboli komunistycznej, przedwojennej Łodzi stała się Włada Bytomska. 3 listopada 1938 roku w łódzkich gazetach można było przeczytać dramatycznie brzmiące tytuły: „Usiłowali spalić kobietę! Kim są bestialscy okrutnicy?”, „Potworna zbrodnia czy niezwykłe samobójstwo”. Władę Bytomską znaleziono prawie nagą, poparzoną, w okolicach cmentarza na Dołach. Po kilku godzinach zmarła w szpitalu na Radogoszczu. Okazało się, że była członkiem Komunistycznej Partii Polski. Zaczęto zastanawiać się dlaczego zginęła. Jedną z hipotez, którą skwapliwie przyjęła ówczesna łódzka policja, było samobójstwo Włady Bytomskiej. Dlaczego jednak chciałaby się podpalić? Mogła wybrać prostszy sposób pożegnania się z życiem. Ale podobno miała powód do samobójstwa. Jako komunistka trafiła do więzienia. Podobno była w nim gnębiona przez strażników. Pojawiają się hipotezy, że załamała się i wsypała towarzyszy. Możliwe, że przyczyną podpalenia mogły być porachunki rozpadającego się KPP ze światem przestępczym. Po wojnie komunistyczne władze zrobiły z Włady Bytomskiej męczennice. Jej imieniem nazwano jedno z osiedli mieszkaniowych w Łodzi. Ulicę Dworską, na której mieszkała nazwano ulicą Włady Bytomskiej (dziś WiN). Lansowano teorię, że została porwana i podpalona przez sanacyjną policję.

Prof. Krzysztof Lesiakowski zaznacza, że badania nad ruchem komunistycznym w przedwojennej Polsce są trudne. Z jednego powodu. Materiały na ten temat są bardzo skromne. Większość z nich pojawiła się już w czasach PRL-u, więc nie do końca są przydatne. Pisano je w określonym duchu.

Ale nie wolno zapominać, że przed 1939 rokiem Łódź znalazła się w samym centrum wielkiego kryzysu gospodarczego. Odbijał się on na kondycji łódzkiego przemysłu. Wielu łodzian pozostawało bez pracy, żyło w nędzy. Wybuchały strajki, podczas których robotnicy walczyli o poprawę swego bytu.

- Na przykład w 1932 roku w całej Polsce wybuchły 32 strajki, z czego w samej Łodzi aż 18 - zauważa prof. Lesiakowski. - To wszystko jednak nie uprawnia do tego, by mówić, że Łódź była miastem skomunizowanym. Ale na pewno duże wpływy przed wojna miała tu Polska Partia Socjalistyczna.

Ciekawie wyglądała też łódzka, żydowska scena polityczna, zwana „ulicą żydowską”. Był na niej pełen wachlarz ugrupowań partyjnych. Od nurtu religijno-konserwatywnego, przez nacjonalistyczny do socjalistycznego i komunistycznego. Przy czym Żydzi - komuniści stanowili część Komunistycznej Partii Polski. Jednak na tej „ulicy żydowskiej” było bardzo duże rozdrobnienie. Nie było tu podziału na prawicę i lewicę, tylko na syjonistów i antysyjonistów.

- Partii było więc dwa razy więcej - opowiadał nam dr Jacek Walicki z Centrum Badań Żydowskich UŁ. - Była na przykład robotnicza partia syjonistyczna i robotnicza partia antysyjonistyczna, religijna partia syjonistyczna i religijna partia antysyjonistyczna. To rozdrobnienie powodowało, że reprezentacja polityczna ludności żydowskiej była słabsza, niż by to z proporcji ludnościowych.

Żydowskie partie nie były duże. By zaistnieć na scenie politycznej, pokazać się wyborcom, musiały być agresywne. Wzajemnie obrzucały się błotem. Syjoniści mogli liczyć, w zależności od okresu, na 20-40 procent poparcia. Największą popularność partie syjonistyczne miały na przełomie lat 20. i 30. Pogarszająca się stacja gospodarcza zaczęła uderzać w małe żydowskie zakłady, sklepy. Rosną wpływy partii robotniczych. W przeprowadzonych w 1939 roku wyborach samorządowych w Łodzi zwycięstwo odniósł Bund, czyli Powszechny Żydowski Związek Robotniczy. Partia programowo antyreligijna. Znajdowała się na lewo od PPS-u. Jej przywódcy jedli w soboty kabanosy, w żydowskie święta palili papierosy, chodzili z odkrytą głową. Robili wszystko co zakazane.

Z wielką siłą tę czerwoną twarz Łodzi zaczęto kreować po 1945 roku. Robiono wiele, by stała się ona miastem pracy socjalistycznej.

- I znów były do tego podstawy - twierdzi prof. Krzysztof Lesiakowski. - Warszawa po zniszczeniach wojennych nie mogła ruszyć szybko z przemysłem. Podobnie Wrocław, Gdańsku. W Łodzi ten przemysł uruchomiono stosunkowo szybko. Tu też często przyjeżdżali partyjni dygnitarze. Już w 1945 roku właśnie w Łodzi rozpoczęto młodzieżowy wyścig pracy, który z czasem upowszechnił się w całej Polsce.

- Choć oczywiście ten wyścig pracy nie jest polskim czy łódzkim wynalazkiem, tylko importem ze Związku Sowieckiego - zaznacza prof. Krzysztof Lesiakowski.

Józef Śreniowski, działacz opozycji z czasów PRL-u, jedyny członek - założyciel Komitetu Obrony Robotników z Łodzi, zauważa że w 1949 w uchwale Biura Politycznego PZPR znalazł się zapis o utrwaleniu proletariackiego charakteru Łodzi.

- Ale też w Łodzi prowodyrami strajków byli robotnicy, członkowie PPR-u - przyznaje Józef Śreniowski. - Znalazłem listę 800 nazwisk, uznanych za takich prowodyrów. Za karę zwolniono ich z pracy i wyrzucono z partii.

Po wojnie w Łodzi było wielu wykwalifikowanych robotników, którzy potrafili walczyć o swoje prawa.

- Do 1948 roku Łódź była bardzo niepokornym miastem - twierdzi prof. Krzysztof Lesiakowski. - W tym czasie co czwarty strajk, który wybuchł w Polsce miał miejsce właśnie w Łodzi. Te wydarzenia nie uprawniały, by nazywać ja „czerwonym” miastem.

Z drugiej strony w Łodzi utworzono Centralną Szkołę Partyjną najpierw PPR, a potem PZPR. Nosiła imię Juliana Marchlewskiego. Istniała tu do 1952 roku. Z Łodzią związani byli twardogłowi działacze Polskiej Partii Robotniczej, a potem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. A więc Mieczysław Moczar, Kazimierz Mijal, Ignacy Loga-Sowiński.

Ignacy Loga-Sowiński urodził się w 1914 roku w niemieckim Vankewitz. Ale młodość spędził w Łodzi. Pracował jako robotnik budowlany. Zaprzyjaźnił się wtedy z Mieczysławem Moczarem. Działał najpierw w Komunistycznym Związku Młodzieży Polski, a potem KPP. W czasie wojny był członkiem Komitetu Centralnego PPR-u. Do Łodzi powrócił w mundurze oficera I Armii Wojska Polskiego. Został tu delegatem lubelskiego Rządu Tymczasowego. On zaraz po wojnie rządził Łodzią. Szybko wybrano go na I sekretarza KW PPR w Łodzi, a potem został I sekretarzem Komitetu Łódzkiego. Komitet Łódzki PPR-u mieścił się kamienicy przy Placu Komuny Paryskiej. Dopiero w 1952 roku Komitet Łódzki już Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej przeniesiono do nowego gmachu wybudowanego przy al. Kościuszki. Dziś mieszczą się tam łódzkie sądy.

Józef Śreniowski zauważa, że Loga-Sowiński, który miał stopień pułkownika, kierował łódzką partią w wojskowym stylu. A swoją karierę w Łodzi zakończył we wrześniu 1948 roku. Wyjechał do Warszawy. Został zastępcą członka, a następnie członkiem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Działał w Centralnej Radzie Związków Zawodowych. Był członkiem Rady Państwa, a między 1965 a 1971 rokiem, zastępcą przewodniczącego. Partyjno-polityczną karierę zakończył w 1978 roku jako ambasador PRL w Turcji. Zmarł w 1992 roku w Warszawie.

Z „czerwoną” Łodzią kojarzy się też Michalina Tatarkówna-Majkowska. Przez ponad 20 lat stała na czele łódzkiej partii, rządziła miastem. Była córką folusznika z Widzewa. Przed wojną związała się z ruchem komunistycznym. Po jej zakończeniu została działaczką PPR-u, a potem PZPR-u. Została I sekretarzem komitetu dzielnicowego partii na Widzewie. W 1953 roku mianowano ją I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Łodzi, a potem I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR dla miasta Łodzi. Wchodziła w skład Komitetu Centralnego PZPR. Między marcem 1954 roku a lipcem 1956 roku była zastępcą członka KC PZPR. 28 lipca 1956 roku otrzymała nominację na członka Komitetu Centralnego PZPR. Michalina Tatarkówna przyjaźniła się z Władysławem Gomułką, a także jego żona Zofią. Ta ich przyjaźń nawiązała się jeszcze w przedwojennych czasach. Władysław Gomułka na początku lat 30. próbował zorganizować strajk w Łodzi. Został postrzelony prze policję na łódzkim „Młynku”. Został skazany na cztery lata więzienia. Karę odbywał w więzieniu mieszczącym się przy ul. Gdańskiej w Łodzi.

Michalina Tatarkówna-Majkowska razem Zofią Gomułkówną wyjeżdżała na urlop zwykle do Zakopanego. Mieszkały w jednym z zakopiańskich pensjonatów. Potem w wywiadzie udzielonym Andrzejowi Kacperskiemu, kustoszowi Muzeum Tradycji Niepodległościowych Michalina Tatarkówna opowiadała, że razem z Zofią Gomułkową załatwiły drewno na budowę jednego z zakopiańskich kościołów.

- Potem to drewno przechowywano na podwórku pensjonatu w którym mieszkały - mówił nam Andrzej Kacperski.

Przyjaźń z Tatarkówną sprawiał, że Władysław Gomułka często odwiedzał Łódź. Jedna z pracownic Komitetu Łódzkiego PZPR opowiadała o jednej z takich wizyt. Pierwszy sekretarz KC PZPR nie znosił przepychu. Wszyscy o tym wiedzieli, ale mimo tego chcieli godnie przyjąć gościa z Warszawy. Sekretarki urządziły więc wystawne przyjęcie. Na stole pojawiły się najlepsze koniaki, papierosy, wędliny. W końcu pojawił się Gomułka. Najpierw zatrzymał się w pokoiku rekreacyjnym dla ważnych gości. - U ciebie Michalina to na pewno będzie tak jak trzeba - powiedział do niej Gomułka. - Kaszaneczka, wódeczka z czerwoną kartką, papierosy bez filtra.

Gdy usłyszały to pracownice sekretariatu wpadły w panikę. Natychmiast wszystko ściągnęły ze stołów. Pojawiły się na nim gazety, kaszanka, zwykła wódka, papierosy bez filtra. Na szczęście zdążono przed wejściem gościa. Gomułka nie krył zadowolenia.

- Wiedziałem, że na was zawsze można liczyć, to prawdziwa, robotnicza Łódź! - powiedział, gdy zobaczył stół.

Tatarkówna-Majkowska odeszła na emeryturę w 1964 roku. Oficjalnym powodem był stan zdrowia Miała 56 lat. Zdawała sobie jednak sprawę, że jeśli sama nie odejdzie zostanie usunięta ze stanowiska. Straciła zaufanie Gomułki. Miała się narazić władzom, gdy walczyła o zniesienie nocnej zmiany w fabrykach. Tak jak walką o to, by nie budowano w Łodzi mieszkań w systemie szczecińskim. Mówiła też, że sprzeciwiała się usuwaniu ze stanowisk ludzi o żydowskim pochodzeniu. Zrozumiała też, że Gomułka to już nie ten sam człowiek z którym się przyjaźniła. - Został całkowicie przekabacony - tłumaczyła w wywiadzie. Chyba na pocieszenie wybrano ją do sejmu. Posłanką była do 1969 roku. Nie miała swoich dzieci, ale wiele czasu im poświęcała. Działała w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci. To jemu przekazała cały swój majątek, w tym domek letniskowy w Grotnikach. Zmarła w lutym 1986 roku. Na jej pogrzeb na cmentarzu na Zarzewie przyszły tłumy łodzian.

Nie zapominajmy jednak, że w 1971 roku to łódzkie włókniarki, a nie stoczniowcy z Gdańska i Gdyni wstrzymały podwyżki cen. Ale za Łodzią dalej ciągnęła się opinia „czerwonej”, choć potrafiła walczyć o swoje...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki