Wielu starszych łodzian zna na pewno słowa piosenki, którą śpiewało się na szkolnych apelach, obozach harcerskich czy koloniach. To słynny „Walczyk o Łodzi”.
- Miasto fabryk i Tuwima i rewolucyjnych burz, gdy cię Łódź czerwona trzyma to nie puści już - brzmiał fragment tej piosenki. Czy jednak Łódź była rzeczywiście „czerwona”?
Prof. Krzysztof Lesiakowski z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego tłumaczył nam, że w historii miasta znajdzie się podstawy, żeby taką tezę udowodnić.
- Łódź była dużym miastem przemysłowym - mówił nam prof. Krzysztof Lesiakowski. - Mieszkały w nim tysiące robotników. Siłą rzeczy byli w konflikcie ze swoimi pracodawcami. Dochodziło do wielu sporów. Niekiedy bardzo dynamicznych, połączonych nawet z rozlewem krwi.
Wystarczy wspomnieć Bunt Łódzki z maja 1892 roku. W fabrykach doszło wtedy do sześciodniowego strajku. Robotnicy wyszli na ulice. Interweniowała policja, carskie wojsko. Manifestacje zostały krwawo stłumione. Sześciu robotników zabito, a 300 zostało rannych.
CZYTAJ WIĘCEJ >>>>
Potem nadszedł rok 1905. Wtedy mówiono, że doszło do łódzkiej rewolucji. Było wiele demonstracji, walki robotników z kozakami. Łódzkie ulice zamieniły się w barykady. Znów nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Są różne dane dotyczące ich liczby. Można jednak śmiało powiedzieć, że na łódzkich ulicach zginęło wtedy około 200 osób.
- To wszystko tworzyło pewien obraz miasta - twierdzi prof. Krzysztof Lesiakowski.
Prof. Kazimierz Badziak z Instytutu Historii UŁ zauważał, że już pod koniec XIX wieku zwiększyła się liczba mieszkańców Łodzi. Łódzki przemysł zaczyna się „dusić”. Wielu robotników znalazło się w trudnym położeniu ekonomicznym. Na tym tle uaktywnia się ruch socjalistyczny. Socjaliści obiecują zmiany ustrojowe, nowe rozwiązania, które poprawią los najuboższych.
Zmarły w 1981 roku Eugeniusz Ajnenkiel, znany łódzki historyk, działacz przedwojennego PPS, po wojnie należący do PZPR, napisał w 1933 roku, że Łódź to tragiczne miasto, złe miasto, ohydne miasto, miasto złudnych nadziei i rozpaczy, nędzy i beznadziejności, miasto zysku i wyzysku.
>>>>
- Miasto buntów, rzadkich zresztą, lecz za to kosztownych dla robotników - pisał w „Księdze Jubileuszowej Polskiej Partii Socjalistycznej 1892-1932”. - Miasto to wpisywało swą nazwę na karty historii walk polskiego proletariatu, wpływając swym czynem na zmianę i kształtowanie się myśli politycznej polskiego socjalizmu. Czymże była ta Łódź dla polskiego socjalizmu? Wszystkim i niczym. Ale przede wszystkim ta Łódź była i jest stolicą proletariatu Polski. Co prawda nie gnieździ się on wyłącznie w piwnicach i na facjatach, ale też i nie w jasnych, czystych i przestronnych mieszkaniach. Przeciwnie, w naprędce budowanych przez partaczy kamienicach, z na wpół zgniłego i tandetnego materiału, z na wpół wypalonej cegły, ciasnych, zapleśniałych, stęchłych, słychać, co mówią przez ścianę, co robią „pod podłogą”, każdy krok i poruszenie sąsiadów „nad głową” aż tynk z sufitów leci, dziw, że się całkiem na głowy nie zwali, chyba że go podtrzymuje powietrze, pełne wyziewów i kopciu naftowej lampy, gęste i tak w zaduchu stężałe, iżby w nim „można siekierę zawiesić”, jak głosi suchotniczy dowcip mieszkańców tych ponurych ubikacji. W nich się rodzi, umiera, bawi się, choruje, gotuje, pierze i ogień naftą rozpala proletariat łódzki.
Eugeniusz Ajnenkiel zdiagnozował też łódzki proletariat. Zauważył, że tworzyła ją głównie wiejska emigracja. Byli to synowie małorolnego chłopstwa, córki folwarcznej służby. Dziedzica zastąpił fabrykant, a ekonoma czy rządcę - majster, których dalej się bali.
>>>>