Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby nie operacja w łonie matki, nie wydałaby nawet jednego oddechu

Joanna Barczykowska
W 26 tygodniu ciąży mama Mai dowiedziała się, że dziewczynka ma trzy duże torbiele na płucach. Dzięki zabiegowi, jaki przeprowadzili łódzcy lekarze, dziewczynka przeżyła
W 26 tygodniu ciąży mama Mai dowiedziała się, że dziewczynka ma trzy duże torbiele na płucach. Dzięki zabiegowi, jaki przeprowadzili łódzcy lekarze, dziewczynka przeżyła
Diagnoza była dla nich szokiem. Dziecko miało torbiele na płucach, które nie pozwalały na rozwój płuc i serca. Nikt nie dawał małej Mai szans na przeżycie. Prof. Krzysztof Szaflik zdecydował, że będzie operował. W łonie matki.

To było rutynowe USG. Kolejne w pierwszej ciąży pani Edyty. Nagle lekarka zauważyła coś niepokojącego na płucach malucha. To były trzy, sporej wielkości torbiele. Pani Edyta nie chciała w to uwierzyć i ze strachem spojrzała w ekran. Nie wiedziała jeszcze, co to oznacza. Tego samego dnia trafiła do specjalistycznego szpitala w Poznaniu. Lekarze potwierdzili wcześniejszą diagnozę. Pani Edyta zapytała, co to oznacza dla niej i dziecka? - Dziecko i tak tego nie przeżyje. Torbiele uciskają na płuca, uniemożliwiając ich rozwój i serca. Ciąża będzie trwała jeszcze dwa, może trzy tygodnie. Jak przestanie pani czuć ruchy dziecka, to proszę się zgłosić do szpitala - usłyszała od lekarza. - Nic nie da się z tym zrobić - dodał.

Załamała się. Nie chciała wierzyć. Po wyjściu ze szpitala zaczęła płakać. To był 26 tydzień jej pierwszej ciąży.

- 15 marca minie 10 lat od diagnozy, a w kwietniu moja córka skończy 10 lat - mówi pani Edyta, patrząc na swoją śliczną córeczkę. Właśnie wracają razem z basenu.

Mimo upływu czasu pani Edyta pamięta każdy dzień, minuta po minucie. W czwartek dowiedziała się, że płód nie rozwija się prawidłowo przez torbiele na płucach. W poniedziałek siedziała już z mężem w samochodzie w drodze do Łodzi. Jechała do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki.

Od koleżanki lekarki usłyszała nazwisko prof. Krzysztofa Szaflika, łódzkiego ginekologa, który jako jeden z pierwszych w Polsce zaczął zajmować się terapią płodu. W Poznaniu nie miała szans na pomoc. Tam lekarze stwierdzili szereg patologii i nie dali jej nadziei. Na pytanie, gdzie może szukać pomocy, usłyszała, że może w Szwecji. Szukała jej w Łodzi. Tu się przecież urodziła, więc może to dobry znak - pomyślała.

Profesor przyjął ją od razu. W jej oczach pojawił się cień nadziei. Prof. Szaflik odłożył na bok stertę papierów z opisami od wcześniejszych lekarzy i zlecił ponowne badania. Diagnoza była taka sama, ale odpowiedź inna. Powiedział, że spróbuje.

- Wtedy nie wyobrażałam sobie nawet tego, jak to będzie wyglądało i czy to w ogóle możliwe. Nie mieliśmy nic do stracenia, a mogliśmy tylko zyskać - mówi Edyta Pędzińska.

Pierwsza taka klinika w Polsce

Pani Edyta w ciąży przeszła zabieg odbarczenia torbieli na płucach dziecka i założenia szantów (sprężynki zamykające torbiele). Lekarze dostali się do dziecka za pomocą fetoskopu, czyli małego laparoskopu. To jeden z 17 zabiegów wewnątrzmacicznych, które wykonuje się w Klinice Terapii Płodu w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Właśnie mija osiem lat od powstania kliniki. Tyle też trwał program Ministerstwa Zdrowia, który zakładał powstanie kliniki, wyposażenie oddziału i rozwój wykonywanych tu zabiegów. Program się kończy, ale klinika działa dalej. Lekarze chcą rozszerzać zakres leczonych wad.

- Terapia płodu to nowe zagadnienie w klasycznym, konserwatywnym położnictwie. Dawniej zabiegów wewnątrzmacicznych nie było, ponieważ patologia ciąży nie była znana. Nie było też tak dokładnej diagnostyki prenatalnej, która dzięki finansowaniu NFZ jest dziś coraz bardziej popularna. Poza tym pojawił się coraz doskonalszy sprzęt i grupa ludzi, która potrafi bardzo wcześnie rozpoznać zmiany czy patologie płodu. Nie chcieliśmy biernie obserwować skutków danej patologii czy wady płodu. Cieszyło nas to, że dużo można zobaczyć dzięki rozwojowi diagnostyki. To powodowało również wzrost liczby płodów z rozpoznanymi wadami. Niezależnie od ich charakteru, każda matka pytała, co można z tym dalej zrobić. Był okres, w którym poza diagnostyką i monitorowaniem, nie potrafiliśmy odpowiedzieć na to pytanie. Teraz coraz częściej potrafimy - mówi prof. Krzysztof Szaflik, kierownik Kliniki Terapii Płodu w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki.

CZYTAJ WIĘCEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Maja ma dziś 10 lat

Pani Edycie prof. Krzysztof Szaflik zaproponował zabieg odbarczenia torbieli. Chodziło o wypuszczenie płynu. W trakcie ciąży nie można było torbieli usunąć.

- Lekarze nakłuwali mnie trzy razy. Maja, moja córeczka, nie była łatwym celem, ponieważ układała się plecami, a lekarze bali się, że nakłuwając mi brzuch uszkodzą jej kręgosłup. Kolejne zabiegi wykonywano mi co dwa dni - wspomina pani Edyta.

Za pierwszym razem przez nakłucia lekarze wypuścili płyn z torbieli, dzięki czemu przestały uciskać płuca i serce. Gdyby na tym poprzestali, płyn napełniłby je z powrotem.

Przy trzecim zabiegu łódzcy lekarze założyli maleństwu specjalny szant, który uniemożliwiał napełnianie się torbieli płynem. To wszystko miało sprawić, by płuca i serce dziewczynki bez ucisków mogły się rozwinąć.

- Cały czas się bałam, ale byłam szczęśliwa, że się udało. Po trzecim zabiegu wypisano mnie do domu na Wielkanoc, żebym odpoczęła. Pojechałam do rodziców do Kępna. Szybko okazało się, że Maja w brzuchu wyrwała sobie szant, bo najprawdopodobniej pociągnęła go rączką. Dwa dni później odeszły mi wody - wspomina pani Edyta.

W nocy wsiadła z mężem do samochodu i wyruszyła do Łodzi. 150 kilometrów. To był 9 kwietnia. Maja wytrzymała w brzuchu mamy jeszcze ponad dwa tygodnie. Pani Edyta urodziła ją siłami natury. Dziewczynka dostała pięć punktów w skali Apgar. Była słabiutka, ale żyła. Potem trafiła na stół operacyjny w ręce prof. Jacka Molla, słynnego dziecięcego kardiochirurga.

- Trzeba było usunąć torbiele. Lekarze zawsze usuwali torbiele razem z częścią płuc, żeby nie mogły się odbudować. Maja była słabiutka, ale nam się udało - mówi Edyta Pędzińska.

Maja w kwietniu skończy 10 lat. Rozwija się jak wszystkie inne dzieci. Nie ma problemów ze zdrowiem, kocha sport. Wielu trudno było uwierzyć, że przeżyła. Kolejni nie dają wiary, że tak świetnie się rozwija.

- Kiedy o tym opowiadałam ludziom, traktowali to jak jakiś szamanizm. W Polsce terapia płodu jest jeszcze mało znanym zjawiskiem - mówi Pędzińska.

Pani Edyta z wdzięczności do łódzkich lekarzy, postanowiła im pomóc. Założyła stowarzyszenie i zaczęła się kontaktować z matkami innych dzieci, które urodziły się i przeżyły dzięki zabiegom wykonanym przez prof. Krzysztofa Szaflika i jego zespół. Do kliniki trafiają kobiety w ciąży z całej Polski. Lekarze wykonali już ponad dwa tysiące zabiegów wewnątrzmacicznych.

-Kiedyś mogliśmy tylko biernie obserwować, czy dana wada się pogłębia, powodując spustoszenie innych organów, czy też pewne objawy ustępują. To nie satysfakcjonowało ani matek, ani nas lekarzy. Często biernie obserwowaliśmy bowiem wciąż postępującą destrukcję innych organów płodu: przy wodogłowiu następowała destrukcja kory mózgu, przy wodonerczu czy uropatii dochodziło do destrukcji kory nerek i niewydolności, przy płynie w jamie opłucnowej następowała hypoplazja płuc płodu, czyli niewykształcenie tego organu. Taki płód po urodzeniu nie podejmował ani jednego oddechu. Czasem prosta nieprawidłowość powoduje poważną wadę, która nie pozwala na funkcjonowanie po urodzeniu - tłumaczy prof. Szaflik.

Lekarze zdecydowali, że muszą podjąć próby terapii płodu. Pierwsze sięgają lat 90.

- Wtedy zaczęliśmy w Łodzi m.in. podawać płyn owodniowy w małowodziu, zaczęliśmy redukować wielowodzie, uropatie zaporowe i wodogłowie. Gama naszych zabiegów wciąż się powiększa. Mój najstarszy pacjent ma dziś prawie 20 lat - mówi prof. Szaflik.

CZYTAJ WIĘCEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Płód stał się pacjentem

W Klinice Terapii Płodu w Łodzi wykonuje się już 17 typów zabiegów wewnątrzmacicznych, a lekarze przygotowują się do kolejnych. Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki jest ośrodkiem zbudowanym dla matek z całego kraju, dlatego przyjeżdżają tu pacjentki z całej Polski: Poznania, Katowic, Tychów, Świnoujścia. Na czym polega ten fenomen?

- Terapia płodu to grupa działań, która pozwala dotrzeć nam do jamy macicy. Mamy do dyspozycji igły, narzędzia, prowadnice i fetoskopy, którymi docieramy do patologicznych miejsc. Pierwsza grupa zabiegów polega na nakłuciu i odbarczeniu przestrzeni płynowych. Druga grupa polega na założeniu szantów, wprowadzanych za pomocą specjalnych prowadnic. Tego typu szanty stosuje się m.in. w leczeniu uropatii. Zabiegi wewnątrzmaciczne mają zmniejszyć skutki danej wady i pozwolić na rozwój sąsiednich organów i układów. To zwiększa szanse na przeżycie płodu po urodzeniu - mówi prof. Szaflik.

Na zabiegi wewnątrzmaciczne w klinice czekają kolejne pacjentki. Jedna z nich potrzebuje usunięcia zrostów w macicy, by dziecko mogło się swobodnie poruszać i oddychać. Lekarze usuwają zrosty za pomocą lasera, który wprowadzają przez fetoskop. Kolejna jest w ciąży mnogiej. Potrzebuje przecięcia wspólnych mostków naczyniowych, które prowadzą do tego, że jeden bliźniak zabiera drugiemu. Jeden staje się biorcą, a drugi dawcą.

- Ten biorca zabiera bezkrytycznie, ponieważ nie wie, ile może zabrać. Zabiera tak długo, jak są połączenia, czyli anastomozy między krążeniami obu tych płodów. Płód, który pobiera, wpada potem w niewydolność krążenia, ponieważ pobrał za dużo. W takich przypadkach należy rozciąć połączenia, co w klinice wykonywaliśmy wielokrotnie - mówi prof. Szaflik.

Lekarze przestrzegają, by nie mówić o cudownym uzdrowieniu, choć w wielu przypadkach zwiększają szanse na zdrowy rozwój dziecka nawet do 80 proc.

- Nie zastąpimy Pana Boga, ale staramy się robić wszystko, żeby zminimalizować pogłębianie się wad i pozwolić na prawidłowy rozwój sąsiednich narządów. Dzieci po urodzeniu często wymagają interwencji chirurgicznej. Zakładane przez nas szanty w przypadku np. uropatii zaporowej trzeba potem usunąć - mówi profesor Szaflik.Teatr Buffo zagra dla kliniki

25 lutego w Teatrze Muzycznym w Łodzi odbędzie się koncert charytatywny pt. "Znani łodzianie - rodzinnie", którego gwiazdą będzie Natasza Urbańska i Teatr Buffo. Pieniądze z koncertu mają być przeznaczone na pomoc KliniceTerapii Płodu w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

- Bardzo cieszymy się, że w Teatrze Muzycznym w Łodzi aktorzy Teatru Buffo zagrają dla naszej kliniki. Nasza klinika poza normalnymi problemami ginekologii, rozrodczości i diagnostyki prenatalnej realizuje w swoim profilu działania terapii płodu. Dla nas płód stał się pacjentem. Pieniądze ze zbiórki w Teatrze Muzycznym przeznaczymy przede wszystkim na sprzęt zużywalny. Do wielu zabiegów używamy fetoskopów, czyli małych laparoskopów. Potrzebujemy nowych końcówek, cewników i prowadnic, które się po prostu zużywają. Mamy nadzieję, że sala się wypełni, a nam uda się zebrać minimum 50 tysiecy złotych - mówi prof. Szaflik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki