Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gentryfikacja, czyli jak Off-Piotrkowska zmierza do Paryża

Hanna Gill-Piątek
Hanna Gill-Piątek
Hanna Gill-Piątek Krzysztof Szymczak
Proces zaczyna się zwykle w biedniejszej dzielnicy albo zdewastowanym fragmencie miasta. Najpierw sprowadza się artystów - to oni są pionierami zmiany. Przestrzeń dostają za bezcen, często za własnoręcznie wykonany remont. Ich zadaniem jest ożywić okolicę, sprowadzić media i ludzi którzy normalnie by tam nie zajrzeli. Powstają pracownie, murale, alternatywne teatry, mnożą się niezależne inicjatywy zasiedlające opuszczone miejsca. Okolica powoli staje się modna, adresy rozpoznawalne.

Teraz przychodzi czas na kreatywnych. Już nie tylko kultura, ale i biznes. Ciągle niszowy, raczej niewielki. Modne knajpy wymoszczone meblami z odzysku, małe sklepiki z rękodziełem, koszulkami, designer-skimi gadżetami. Z czasem takie miejsce - czy zgoła cała dzielnica - zaczyna ożywać, ruch jest coraz większy. Miło posiedzieć wieczorem w malowniczym, postindustrialnym pejzażu ozdobionym doniczkami z pelargonią. Zaczynają pojawiać się koneserzy awangardowego klimatu z zasobniejszym portfelem.

Wszystko idzie w dobrą stronę, ale niepostrzeżenie zaczynają wzrastać czynsze. Czasem skokowo. Nic dziwnego, okolica wzglę-dnie tania, rozpoznawalna, jest zatem coraz więcej chętnych na otworzenie poważniejszego biznesu, lepszej restauracji. Dotychczasowych mieszkańców o niewielkiej sile nabywczej zaczynają uzupełniać pierwsi odważni, którzy chcą sprowadzić się na stałe. I dla autochtonów zaczyna się kłopot, bo osiedleńcy za czynsz są w stanie zapłacić o wiele więcej, co powoduje podwyżki dla wszystkich.

Miły sąsiedzki klimacik, w którym koegzystują tubylcy razem z artystami, coraz bardziej zamienia się w wypucowane siedlisko klasy średniej. Rosną płoty wokół lawinowo wykupowanych nieruchomości, kurczy się przestrzeń publiczna, w której nie ma już miejsca dla biedniejszych mieszkańców dzielnicy. Zaczyna się migracja, która wypycha uboższych na przedmieścia, tworząc nowe enklawy biedy, a pozostawiając w pełni wyczyszczoną oazę bogactwa.

Tak mniej więcej przebiega modelowy proces gentryfikacji w zachodnich miastach. W Polsce mało jeszcze mamy przykładów, gdzie nastąpiłby on w skali całej dzielnicy. Przykłady to krakowski Kazimierz i warszawska Praga, choć zmiany tam dopiero się zaczynają i są dość powolne. Gentryfikacja różni się tym od rewitalizacji, że w żaden sposób nie likwiduje to problemów społecznych, spychając je tylko w mniej widoczne miejsca. Zamienia miejscami ubóstwo i dobrobyt, nie likwidując problemów wynikających z ich koncentracji.

A według badaczy jest tych problemów sporo: nierówne szanse edukacyjne w rejonowych szkołach, dziedziczenie biedy, niski poziom bezpieczeństwa, w skrajnych przypadkach bunty społeczne. W pełni zgen-tryfikowanym dzielnicom Paryża odpowiadają takie, do których boi się wjeżdżać policja. Dlatego gentryfikacja jest uznawana za proces niekorzystny. Zamiast rozwiązywać problemy, wzmaga je i przenosi gdzie indziej.

Opozycją tego pojęcia jest rewitalizacja, która powinna - oprócz narzędzi ekonomicznych - uwzględniać również aspekt społeczny czy przestrzenny. Tu jednak potrzebna jest wizja i odrobina inżynierii, czyli praca z lokalnymi społecznościami, programy walki z wykluczeniem, ochrona przestrzeni publicznej. Kiedy jednak słucham głosów o odnowie centrum Łodzi, to, co powszechnie nazywa się rewitalizacją, staje się faktycznie projektem gentryfikacyjnym. To naturalne, że najprościej wsunąć problemy pod dywan. Kłopot w tym, że nawet upchnięte na obrzeża miasta, nadal pozostają nierozwiązane. Jesteśmy jednak na samym początku tej drogi i wszystko jeszcze jest możliwe. Dlatego "Mia100 Kamienic" uważam za doby pomysł, bo - punktowo, ale jednak - wzbogaca tkankę centrum o nowych zamożniejszych mieszkańców, którzy dotąd od Śródmieścia stronili. Dzięki takim działaniom przełamuje się złą sławę całych ulic.

Mamy za to sporo przykładów gen-tryfikacji w mikroskali. Off-Piotrkowska znajduje się na etapie, który można ulokować między pierwszym a drugim akapitem tego tekstu. Dawno już z powodów ekonomicznych wyniosło się stamtąd stowarzyszenie Fabrykancka, które wypełniało stare mury alternatywną kulturą, koncertami, wystawami. Teraz obserwujemy szczyt etapu kreatywnych - właśnie pojawiają się wieści o nadciągających podwyżkach czynszów. Życzę Off-owi jak najlepiej, w obecnym kształcie bardzo mi się podoba, ale prawa gentryfikacji są nieubłagane. Możliwe, że za kilka lat będziemy chodzić tam do banków. W końcu to teren prywatny i ma przynosić możliwie największy zysk.

Gdzie przeniosą się z Off-a fajne inicjatywy? Może do Wi-My na Piłsudskiego, gdzie alternatywa właśnie zaczyna popiskiwać z powodu rosnących kosztów wynajmu i widać już pierwsze kreatywne biznesy.

A artyści? Nie bez powodu ktoś nazwał ich "pożytecznymi idiotami gentryfikacji". Da się im kolejną zniszczoną fabrykę, niech remontują i promują nowy adres.

Hanna Gill-Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gentryfikacja, czyli jak Off-Piotrkowska zmierza do Paryża - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki