Teraz przychodzi czas na kreatywnych. Już nie tylko kultura, ale i biznes. Ciągle niszowy, raczej niewielki. Modne knajpy wymoszczone meblami z odzysku, małe sklepiki z rękodziełem, koszulkami, designer-skimi gadżetami. Z czasem takie miejsce - czy zgoła cała dzielnica - zaczyna ożywać, ruch jest coraz większy. Miło posiedzieć wieczorem w malowniczym, postindustrialnym pejzażu ozdobionym doniczkami z pelargonią. Zaczynają pojawiać się koneserzy awangardowego klimatu z zasobniejszym portfelem.
Wszystko idzie w dobrą stronę, ale niepostrzeżenie zaczynają wzrastać czynsze. Czasem skokowo. Nic dziwnego, okolica wzglę-dnie tania, rozpoznawalna, jest zatem coraz więcej chętnych na otworzenie poważniejszego biznesu, lepszej restauracji. Dotychczasowych mieszkańców o niewielkiej sile nabywczej zaczynają uzupełniać pierwsi odważni, którzy chcą sprowadzić się na stałe. I dla autochtonów zaczyna się kłopot, bo osiedleńcy za czynsz są w stanie zapłacić o wiele więcej, co powoduje podwyżki dla wszystkich.
Miły sąsiedzki klimacik, w którym koegzystują tubylcy razem z artystami, coraz bardziej zamienia się w wypucowane siedlisko klasy średniej. Rosną płoty wokół lawinowo wykupowanych nieruchomości, kurczy się przestrzeń publiczna, w której nie ma już miejsca dla biedniejszych mieszkańców dzielnicy. Zaczyna się migracja, która wypycha uboższych na przedmieścia, tworząc nowe enklawy biedy, a pozostawiając w pełni wyczyszczoną oazę bogactwa.
Tak mniej więcej przebiega modelowy proces gentryfikacji w zachodnich miastach. W Polsce mało jeszcze mamy przykładów, gdzie nastąpiłby on w skali całej dzielnicy. Przykłady to krakowski Kazimierz i warszawska Praga, choć zmiany tam dopiero się zaczynają i są dość powolne. Gentryfikacja różni się tym od rewitalizacji, że w żaden sposób nie likwiduje to problemów społecznych, spychając je tylko w mniej widoczne miejsca. Zamienia miejscami ubóstwo i dobrobyt, nie likwidując problemów wynikających z ich koncentracji.
A według badaczy jest tych problemów sporo: nierówne szanse edukacyjne w rejonowych szkołach, dziedziczenie biedy, niski poziom bezpieczeństwa, w skrajnych przypadkach bunty społeczne. W pełni zgen-tryfikowanym dzielnicom Paryża odpowiadają takie, do których boi się wjeżdżać policja. Dlatego gentryfikacja jest uznawana za proces niekorzystny. Zamiast rozwiązywać problemy, wzmaga je i przenosi gdzie indziej.
Opozycją tego pojęcia jest rewitalizacja, która powinna - oprócz narzędzi ekonomicznych - uwzględniać również aspekt społeczny czy przestrzenny. Tu jednak potrzebna jest wizja i odrobina inżynierii, czyli praca z lokalnymi społecznościami, programy walki z wykluczeniem, ochrona przestrzeni publicznej. Kiedy jednak słucham głosów o odnowie centrum Łodzi, to, co powszechnie nazywa się rewitalizacją, staje się faktycznie projektem gentryfikacyjnym. To naturalne, że najprościej wsunąć problemy pod dywan. Kłopot w tym, że nawet upchnięte na obrzeża miasta, nadal pozostają nierozwiązane. Jesteśmy jednak na samym początku tej drogi i wszystko jeszcze jest możliwe. Dlatego "Mia100 Kamienic" uważam za doby pomysł, bo - punktowo, ale jednak - wzbogaca tkankę centrum o nowych zamożniejszych mieszkańców, którzy dotąd od Śródmieścia stronili. Dzięki takim działaniom przełamuje się złą sławę całych ulic.
Mamy za to sporo przykładów gen-tryfikacji w mikroskali. Off-Piotrkowska znajduje się na etapie, który można ulokować między pierwszym a drugim akapitem tego tekstu. Dawno już z powodów ekonomicznych wyniosło się stamtąd stowarzyszenie Fabrykancka, które wypełniało stare mury alternatywną kulturą, koncertami, wystawami. Teraz obserwujemy szczyt etapu kreatywnych - właśnie pojawiają się wieści o nadciągających podwyżkach czynszów. Życzę Off-owi jak najlepiej, w obecnym kształcie bardzo mi się podoba, ale prawa gentryfikacji są nieubłagane. Możliwe, że za kilka lat będziemy chodzić tam do banków. W końcu to teren prywatny i ma przynosić możliwie największy zysk.
Gdzie przeniosą się z Off-a fajne inicjatywy? Może do Wi-My na Piłsudskiego, gdzie alternatywa właśnie zaczyna popiskiwać z powodu rosnących kosztów wynajmu i widać już pierwsze kreatywne biznesy.
A artyści? Nie bez powodu ktoś nazwał ich "pożytecznymi idiotami gentryfikacji". Da się im kolejną zniszczoną fabrykę, niech remontują i promują nowy adres.
Hanna Gill-Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?