Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gimnazjalisto, zostań specjalistą?

Maciej Kałach
Łódzki Gastronomik cieszy się dużą popularnością
Łódzki Gastronomik cieszy się dużą popularnością Grzegorz Gałasiński
W kończące się ferie dyrektorzy szkół ponadgimnazjalnych wcale nie odpoczywali. Szefowie placówek w swoich gabinetach niczym generałowie planowali wiosenną kampanię wojenną. Ta rusza od kwietnia. Bitwa, jak wyliczył magistrat, toczy się o wzięcie 6015 szesnastolatków. Obecni uczniowie ostatnich klas gimnazjów będą wybierać szkołę, w której przyjdzie im zdobyć wykształcenie średnie. Prawie 4,8 tys. z nich to młodzi łodzianie, z reszty ograbimy ościenne powiaty, a zdarza się, że dzięki linii kolejowej nawet placówki skierniewickie.

Dyrektorzy się starają, ale "Specmen" nie żyje

Jednak i grabieże na małych sąsiadach nie ratują sytuacji Łodzi. Do naszych ogólniaków, techników i zasadniczych szkół zawodowych i tak wybierze się o pół tysiąca kandydatów mniej niż w poprzedniej rekrutacji. Według magistratu, podobne spadki notujemy rok w rok. W dodatku absolwenci gimnazjów wolą wybierać ogólniaki i żadna z prowadzonych przez władze miasta kampanii promocyjnych tej sytuacji nie odwróciła: wciąż blisko dwie trzecie kandydatów chciałaby uczyć się w liceum - a nie w technikach i szkołach zasadniczych. Zakładam, że i tej wiosny rewolucji w wyborach 15-latków nie będzie. Zresztą dziwić się nie można - wspomniane urzędnicze kampanie prowadzone są chaotycznie i bez kontynuacji. Świetną robotę wykonuje duża część dyrektorów wciąż starając się o patronaty nowoczesnych firm, ale w urzędzie miasta kogoś z pomysłem na skuteczne promowanie szkolnictwa zawodowego nie widać od lat.

Propagowane w 2008 r. plakatami na wiatach MPK hasło "Gimnazjalisto, zostań specjalistą!", które rzucił ówczesny wiceprezydent Łodzi Przemysław Wojcieszek, pamięta już chyba mniej osób niż postać samego Wojcieszka. Zaś "Specmen", czyli sztandarowa strona internetowa mająca promować szkolnictwo zawodowe w Łodzi w ostatnie wakacje po prostu "umarła" - zawarte tam informacje dotyczą naboru 2011 r. Magistrat zapowiada, że lada dzień rusza nowa kampania, ale uwaga: gdybym był 15-latkiem, któremu akurat dziś znudziłyby się łyżwy, albo inne feryjne lenistwo, żadnej oficjalnej informacji o ofercie szkół zawodowych w sieci nie znajdę.

Naszych fryzjerów będziemy bronić jak niepodległości

Jest za to "partyzantka" pojedynczych dyrektorów. Przed feriami głośna stała się sprawa sporu Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 21 z Zespołem Szkół Przemysłu Mody. Wprawdzie decyzji magistratu o tym, gdzie otworzy się dany kierunek jeszcze nie ma, ale "modowcy" z ul. Naruszewicza postanowili informować na swojej witrynie, że uruchamiają nową klasę fryzjerską. To rozzłościło pracowników ZSP nr 21 z ul. Żubardzkiej, którzy powołują się na pół wieku tradycji kształcenia mistrzów nożyc i niebezpieczeństwo, że nabór fryzjerów, wystarczający na działanie jednej szkoły, rozbity na dwie placówki nie wystarczy żadnej z nich. Nauczyciele z Żubardzkiej złożyli ostry protest w magistracie. W liście mowa jest o "nieuczciwej konkurencji" i "wrogim przejęciu". A ostatni akapit brzmi jak deklaracja wypowiedzenia wojny: "Nadmieniamy, że chętnie poszerzymy naszą ofertę szkolną o kształcenie w zawodach: krawiec i technik technologii odzieży" - napisała rada pedagogiczna ZSP nr 21. Akurat dwa wymienione fachy to specjalności "modowców". Pismo ZSP nr 21 można rozumieć jako ostrzeżenie: nie ratujcie się naszym kosztem, bo jeśli tak, to my wykopiemy wam grób.

Krzysztof Piątkowski, oświatowy wiceprezydent, kłótni jeszcze nie rozstrzygnął. M.in. dlatego opóźnia się decyzja o przydziale kierunków dla łódzkich szkół, bez której dyrektorzy prowadzą swoje kampanie zupełnie po omacku. Nietrudno się domyślać, że im mniej kandydatów, tym więcej partyzanckich wojenek możemy się spodziewać w przyszłości.

W tym roku demografia zaboli zwłaszcza ogólniaki

Fakt, że dwie trzecie łódzkich gimnazjalistów chce iść do ogólniaka, wcale nie oznacza, że tak będzie. Skoro marnie prowadzone kampanie promocyjne nie działają, trzeba używać innych sposobów. Władze miasta postanowiły, że do liceów wpuszczą 55 procent naszych szesnastolatków. Reszta przypadnie technikom i szkołom zasadniczych. Jeśli pracownicy tych placówek wyślą 14 lutego do wydziału edukacji jakąkolwiek walentynkę, to tylko w podzięce za swoją wysoką "pulę gwarantowaną".

Ale decyzja magistratu zaboli dyrektorów ogólniaków. Pół tysiąca kandydatów mniej oznacza ucięcie 15 klas pierwszych we wszystkich szkołach ponadgimnazjalnych w porównaniu z naborem 2011. Wydział edukacji łódzkiego magistratu stanął przed wyborem, komu je zabrać. Zdecydowanie padło na licea, które stracą aż 12 klas. Pierwszy z wariantów zakłada, że technika otworzą o 6 klas mniej, ale zawodówki o 3 oddziały więcej. W drugiej opcji zawodówki nic nie zyskują, a technika tracą tylko 3 klasy. Sumując oświatową matematykę: we wrześniu 2012 r. zawodówki powinny otworzyć 29 klas pierwszych (lub 26), technika 66 (albo 69), zaś ogólniaki 108 ( zamiast 120 w 2012 r.).

Problem w tym, że gdyby wpuścić wszystkich chętnych do łódzkich ogólniaków, szkoły te mogłyby stworzyć i 130 klas. Ale tu dochodzimy do pytania nurtującego wszystkich macherów od szkolnictwa średniego: kto powinien się w nich uczyć?

Droga do dyplomu fachowca trudniejsza niż matura

Absolwent gimnazjum rekrutując się do szkoły ponadgimnazjalnej w poprzednim naborze miał do zdobycia 200 punktów - połowę za świadectwo, połowę za państwowy egzamin. Bywało, że o przyjęcie do ogólniaka ubiegali się uczniowie z 40 punktami. Z powodzeniem.

"Tacy uczniowie nie powinni trafiać do liceum" - to komentarz, który najczęściej można usłyszeć wśród urzędników. Niby prawda, ale skąd znowu pewność, że słabeusz wyrośnie na świetnego fryzjera, kucharza czy logistyka? Czy twierdzenie, że miejsce słabych jest w szkolnictwie zawodowym nie jest dla tych placówek ciosem silniejszym od demograficznej zapaści miasta?

Państwowy sprawdzian na koniec kształcenia w wybranym fachu bywa uznawany za trudniejszy niż matura - do zaliczenia "egzamin dojrzałości" wystarcza przecież zdobycie zaledwie 30 procent możliwych do zdobycia punktów, podczas gdy dyplom zawodowy zdobywa się dopiero po uzyskaniu 75 procent punktów. Wniosek może być taki, że wysyłając po naukę fachu zdemotywowanego brakiem sukcesu w rekrutacji do ogólniaka słabeusza wychowamy np. beznadziejnego dekarza i to bez dyplomu. Z drugiej strony, dyrektorzy dobrych techników podkreślają, że duża część ich absolwentów bezlitośnie "kosi" konkurencję po ogólniakach w walce o indeksy np. Politechniki Łódzkiej. Oby reforma edukacji, która we wrześniu dotrze także do szkolnictwa zawodowego nie zepsuła tego osiągnięcia.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki