Do przerwy statystyki piłkarzy z Bełchatowa były katastrofalne, bo oddali zaledwie trzy strzały i w dodatku wszystkie były niecelne. O ile przed tygodniem piłkarze trenera Macieja Bartoszka mogli pocieszać się, że choć zagrali słabo, to jednak pokonali Lechię Gdańsk, o tyle w sobotnie popołudnie takiego usprawiedliwienia znaleźć nie mogli.
Zabrzanie spisują się w tym sezonie zaskakująco dobrze, ale wcale nie musieli wygrać z zespołem z Bełchatowa. Od pierwszych minut przewaga należała do piłkarzy trenera Adama Nawałki, ale dobrych sytuacji bramkowych nie było. Łukasz Sapela pewnie wyłapywał strzały z dalszej odległości i dośrodkowania, a raz - w 40 minucie - piłka wylądowała na poprzeczce po tym, jak Daniel Sikorski chciał przelobować Sapelę. Bełchatowianie właściwie nie atakowali, a jedyny godny odnotowania strzał wykonał w 32 minucie Kamil Poźniak. Piłka przeszła jednak obok słupka.
- Mecz nam się nie układa. Po przerwie musimy wyjść z większym zaangażowaniem - mówił Janusz Gol po pierwszych czterdziestu pięciu minutach. I właśnie Gol - po raz drugi z rzędu - mógł zostać bohaterem Bełchatowa. W 60 minucie grający przeciętnie Tomasz Wróbel popisał się świetnym dośrodkowaniem, a Gol, zupełnie nieatakowany, z kilku metrów posłał piłkę obok bramki. Gdyby dobrze trafił głową, Adam Stachowiak nie miałby żadnych szans.
- To był mecz do pierwszej bramki i było to widać. Szkoda, że Janek nie wykorzystał tej okazji - żałował po meczu Bartoszek. Bełchatowski trener pięć minut wcześniej także przeżył rozczarowanie, bo najpierw szansę na gola miał Marcin Drzymont, a gdy obrońcy zablokowali jego strzał, piłkę próbował dobijać Zlatko Tanevski. Zrobił to jednak fatalnie i Stachowiak złapał piłkę.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o sytuacje bramkowe bełchatowian. Tym bardziej, że atakujący niemal non-stop górnicy czuli, że mogą mieć kłopoty ze zdobyciem gola, więc postawili na stałe fragmenty gry. Całymi seriami wykonywali rożne, aż wreszcie - po czternastym - zdobyli gola. Najlepszy na boisku były piłkarz ŁKS Mariusz Magiera świetnie dośrodkował, a Tomasz Zahorski wyprzedził obrońców i pięknym strzałem głową dał zabrzanom prowadzenie.
- Dyktowaliśmy warunki w tym meczu i chyba nikt nie ma wątpliwości, że wygraliśmy zasłużenie - mówił bohater Górnika. Miał rację, co przyznawali nawet bełchatowianie.
- Górnik był dzisiaj zespołem lepszym, a my mieliśmy problemy przede wszystkim z utrzymaniem się przy piłce - narzekał Maciej Małkowski. Zarówno on, jak i Wróbel - tak chwaleni po pierwszych meczach tego sezonu - zagrali słabiej. Ale można ich usprawiedliwić, bo trudno wymagać od niektórych piłkarzy, by w każdym meczu byli najlepsi. Szkoda, że w sobotnie popołudnie w Zabrzu nikt ich w roli liderów ataku nie zastąpił.
Słabsza gra skrzydłowych od razu przekłada się też na słabszą grę Marcina Żewłakowa, który zdobył w tym sezonie cztery gole, w tym trzy po idealnych asystach właśnie Wróbla i Małkowskiego. Żewłakow tylko raz zagroził Stachowiakowi, ale uderzył z woleja nad bramką. W drugiej połowie miał z kolei szansę, by zagrozić, ale oddał zbyt lekki strzał po ziemi. Dziesięć minut przed końcem świetnym rajdem popisał się debiutujący w Bełchatowie Jeremiah White, podał do Dawida Nowaka, a ten wystawił piłkę na szesnasty metr, gdzie czekał Żewłakow. Ale to właśnie wtedy strzelił zbyt lekko.
- Czekaliśmy na swoje okazje z tym meczu, ale niestety, nawet gdy one były, to nie umieliśmy ich wykorzystać - mówił Bartoszek.
W końcówce jego podopieczni rzucili się do dość rozpaczliwych ataków, wbijając często piłkę w pole karne i licząc na szczęście. Tym razem jednak szczęścia nie było i bełchatowia-nie nie zdołali wyrównać. Tuż przed końcem meczu Małkow-ski dośrodkował piłkę w pole karne z wolnego, ale Mate Lacić nie trafił w bramkę.
- Atakowaliśmy do ostatnich minut, ale bez rezultatu - narzekał Bartoszek.
Bełchatowski trener nie zdecydował się na wystawienie od pierwszej minuty Dawida Nowaka, który już tydzień temu zagrał 45 minut w spotkaniu z Lechią. W Zabrzu też usiadł na ławce rezerwowych, ale na boisku pojawił się później, niż tydzień temu, bo dopiero w 63 minucie. Decyzja Bartoszka mogła dziwić, bo w meczu z Lechią słabiej wypadł Poźniak, ale w Zabrzu i tak wybiegł w podstawowej jedenastce. I tym razem spisał się przeciętnie.
- Uważam z wprowadzaniem Dawida do gry, bo doskonale pamiętam, że jeszcze niedawno był kontuzjowany. Myślę nie tylko o wyniku, ale i o zdrowiu zawodników - tłumaczył Bartoszek.
- Wejście Nowaka bardzo wzmocniło siłę uderzenia drużyny Bełchatowa, dzięki czemu w końcówce było ciekawiej - mówił Nawałka. Występem Nowaka nie można się jednak zachwycać, bo ani razu poważnie nie zagroził bramce Stachowiaka, a przecież jest piłkarzem, który - w najwyższej formie - potrafi sam przesądzić o losach meczu. Tej najwyższej formy ''Dawidek'' jeszcze nie osiągnął.
Nie ma jednak wątpliwości, że bełchatowski trener, mimo porażki, może być zadowolony z gry Wojciecha Jarmuża, który zastąpił kontuzjowanego Jacka Popka, oraz debiutu Amerykanina White'a. Jarmuż zaczął nerwowo, ale później grał bardzo dobrze, a White - choć pojawił się na boisku dopiero w 78 minucie - popisał się jednym kapitalnym rajdem i pokazał, że jest bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Już widać, że będzie idealnym konkurentem dla Wróbla i Małkowskiego, bo najlepiej czuje się grając na skrzydłach. Zarówno White, jak i Jarmuż pokazali, że Bartoszek może na nich stawiać. I nie musi się bać, że go zawiodą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?