Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gowin, wrogowie, śmiertelni wrogowie i towarzysze partyjni [WYWIAD]

Redakcja
Jarosław Gowin
Jarosław Gowin Jakub Pokora
Z Jarosławem Gowinem, filozofem, który został ministrem sprawiedliwości w drugim rządzie Donalda Tuska, rozmawia Marcin Darda:

"Gowin. Problem Tuska". To byłby dobry tytuł do tego wywiadu?

Ja jestem, mam nadzieję, problemem nie dla premiera, tylko dla tych, którzy sprzeciwiają się deregulacji. Nie wydaje mi się, żeby moja działalność była kłopotliwa dla premiera, dlatego że on postawił przede mną dwa istotne zadania. Jednym z nich jest skrócenie czasu orzekania w polskich sądach i dbam o to ze zwiększoną determinacją, korzystając przy tym z dorobku mojego poprzednika Krzysztofa Kwiatkowskiego. Natomiast drugie zadanie to właśnie deregulacja i wydaje mi się, że to jest najpopularniejsza reforma tego rządu.

Właśnie w tym rzecz. Pan na tej reformie urośnie jeszcze bardziej, a premierowi słupki sondaży polecą w dół po przejściu reformy emerytalnej. Jak pańscy konserwatyści urosną w siłę, to odejdą z PO, a wtedy rząd nie będzie miał większości. Co Pan sądzi o takich interpretacjach? Bo pojawiają się coraz częściej.

Środowisko konserwatystów w Platformie jest środowiskiem polityków nastawionych najbardziej wolnorynkowo na naszej scenie politycznej. Stoimy murem za wszystkimi wolnorynkowymi reformami Donalda Tuska, na czele z reformą emerytalną. Natomiast co do tych wszystkich informacji o rozłamie w Platformie, to chcę powiedzieć, że po pierwsze byłoby to kompletnie absurdalne w sytuacji, w której premier okazał mi tak ogromne zaufanie, powierzając najbardziej sztandarową reformę w tej kadencji. Po drugie, mam pełną świadomość, że środowisko wolnorynkowych konserwatystów może wywierać większy wpływ na rzeczywistość. My chcemy mieć wpływ na rzeczywistość jako część szerokiej formacji, jaką jest Platforma. Nie interesuje mnie tworzenie kolejnej politycznej kanapy tylko dlatego, że mógłbym siedzieć w jej środku. Interesuje mnie zmienianie prawa gospodarczego czy usprawnianie pracy sędziów, a to mogę robić tylko w Platformie.

Pan premierowi rośnie. A gdzie jest dziś Grzegorz Schetyna, który urósł Tuskowi w partii, albo Krzysztof Kwiatkowski, który urósł w poprzednim rządzie? Przepadają bez wieści. Nie obawia się Pan tego losu?

A czy ja wyglądam na człowieka strachliwego? Nie jestem także naiwnym dzieckiem. Wiem, że polityka to jest zawsze konkurencja. Niemcy mówią, że ludzie dzielą się na wrogów, śmiertelnych wrogów i towarzyszy partyjnych, więc mam też świadomość, że konkurencja często powoduje wstrząsy wewnątrz tego samego ugrupowania. Powiem jasno - nie aspiruję do bycia liderem Platformy, bo ona zachowa siłę i jedność tylko wtedy, gdy liderem partii będzie ktoś z centrum. Przejęcie władzy przez lewoskrzydłowego albo prawoskrzydłowego doprowadziłoby do rozpadu partii. Nie aspiruję więc do funkcji przewodniczącego Platformy, moja ambicja polega na utrzymaniu obecnych wpływów konserwatystów w Platformie.

Mówi Pan o naiwności, ale Schetyna też naiwniakiem nie jest. No i gdzie dziś szukać jego albo Kwiatkowskiego?

Krzysztof Kwiatkowski kieruje jedną z najbardziej prestiżowych komisji w Sejmie, czyli komisją kodyfikacyjną. Z pewnością należy do grupy tych polityków, do których ja jestem zaliczany niesłusznie, czyli do tych, którzy będą w przyszłości pełnić najważniejsze funkcje w państwie i w partii. Moim zdaniem nie został ponownie ministrem sprawiedliwości tylko z jednego powodu, a mianowicie takiego, że premier inaczej ustawił priorytety Ministerstwa Sprawiedliwości. Grzegorz Schetyna to człowiek numer dwa w Platformie, z mocnymi wpływami w klubie parlamentarnym.

Co do Kwiatkowskiego, który według zapowiedzi Tuska jest jednym z przyszłych przywódców Platformy, to ta deklaracja mogła Tuska nic nie kosztować. Przykładem choćby Schetyna, o którym premier mówił, że wróci do rządu, a dostał tylko szefostwo Komisji Spraw Zagranicznych.

Ja jestem przekonany, że Grzegorz Schetyna i Krzysztof Kwiatkowski w przyszłości funkcję ministrów, premierów czy wicepremierów bądź inne ważne stanowiska parlamentarne, będą pełnić wielokrotnie. Nie dlatego, że ktoś im te funkcje łaskawie przekaże, tylko dlatego, że ich potencjał polityczny i kompetencje do tego ich predestynują.

A co pomyślał Pan, gdy premier zaproponował Panu resort sprawiedliwości? Że rzeczywiście chodzi o "pańską pozytywną szajbę do deregulacji", czy o to, żeby zakneblować usta krytykowi rządu z Platformy?

Byłem kompletnie zdumiony tym, że ja, największy krytyk rządu poprzedniej kadencji, dostanę tekę w nowym rządzie tego samego premiera. A moje zaskoczenie było jeszcze większe, gdy dowiedziałem się, że premier chce mi powierzyć resort sprawiedliwości. Natomiast dziś nie można mu odmówić racji, że powołał na to stanowiska nieprawnika. Nieprawnikowi pewne decyzje podejmować łatwiej niż komukolwiek ze środowiska prawniczego.
Natomiast mówiąc, że Donald Tusk mógł świadomie powołać na stanowisko ministra osobę, co do której podejrzewał, że ona sobie nie poradzi z tym stanowiskiem, sugeruje pan, że premier jest samobójcą. Przecież moja porażka - czy porażka każdego innego ministra - byłaby i jego porażką.
Przecież cała Platforma jesienią 2007 roku mówiła, że Cezary Grabarczyk nie dostał teki ministra sprawiedliwości, a został ministrem infrastruktury, bo premier chciał, by "spokojnie się na infrastrukturze wyłożył". Nikt tego nie dementował.

Mogę powiedzieć tyle, że Cezary Grabarczyk dostał od premiera unikalną, jak na ostatnie 20 lat, szansę na wyrośnięcie na wybitnego polityka. Polityka, którego dorobek jako ministra infrastruktury mógł przejść do historii polskiej polityki. Nikt przed nim ani nikt długo, długo po nim nie będzie dysponował takimi środkami na infrastrukturalne ucywilizowanie Polski, na przeniesienie jej z wieku XX w wiek XXI. Jak minister tę szansę wykorzystał, to osobne pytanie. Ale moim zdaniem decyzja premiera Donalda Tuska, by to Cezary Grabarczyk dysponował miliardami złotych na budowę autostrad czy przebudowę kolei jest najwspanialszym prezentem, jaki mógł ministrowi Grabarczykowi sprawić.

Dlaczego nie wykorzystał tego prezentu?
Pan chyba przesądza negatywne oceny dokonań ministra Grabarczyka, a moim zdaniem wiele mu się udało.

Osiągnął najwięcej ze wszystkich ministrów infrastruktury III RP, ale nie tyle, ile deklarował, co, niestety, ma znaczenie w kontekście Euro 2012. Z Łodzi do Warszawy nie pojedziemy autostradą A2, a to nie jest jedyny przykład.

Z pewnością jego zapowiedzi trafiły w pewne oczekiwania społeczne, a on w dużej części padł ofiarą zbytniego optymizmu, również własnego, co do swoich możliwości. Niewątpliwie też, choć ja nie jestem specjalistą od infrastruktury, gołym okiem widać było pewne błędy, popełnione w poprzedniej kadencji. Dzisiaj, obserwując nowego ministra transportu Sławomira Nowaka, jestem przekonany, że można było tych błędów uniknąć.

Że Pan nie jest strachliwy, już wiem. Ale premier może kiedyś nie zdzierżyć, bo teraz sprzeciwia się Pan rządowi w kwestii ratyfikowania konwencji Rady Europy, dotyczącej przemocy wobec kobiet.

Ja bym nie wchodził w politykę, gdybym się bał, a już na pewno nie do resortu, w którym personalne zmiany zachodziły o wiele częściej niż w innych ministerstwach. Jestem 21. ministrem sprawiedliwości, co znaczy, że na jednego przypada średnio rok. Natomiast jestem głęboko przekonany, że ta konwencja dla Polski jest szkodliwa, bo oprócz postulatów bezsprzecznie słusznych, zwiększających ochronę kobiet przed przemocą, zawiera też sporo postulatów ideologicznych, dopisanych w ostatniej chwili, z którymi nie mogę się zgodzić. To są takie postulaty, jak definiowanie płci nie w kategoriach biologicznych, tylko w kategoriach ról społecznych, a wprowadzone na wniosek organizacji gejowskich. Są tam też moim zdaniem furtki do zalegalizowania tzw. małżeństw homoseksualnych. A już najbardziej niebezpieczne jest to, że to nie Polacy będą interpretować sens tych mglistych zapisów, tylko instytucja, na której działania nie będziemy mieć żadnego wpływu, a od której decyzji nie będzie możliwości odwołania. Innymi słowy uważam, że zrzeklibyśmy się suwerenności w kwestiach tak ważnych jak rodzina.

Za kilka dni leci Pan do Petersburga na spotkanie z ministrem sprawiedliwości Rosji. Ma Pan jakieś oczekiwania co do tego impasu z wrakiem tupolewa, którego Rosjanie nie chcą oddać?

Ja tam jadę kontynuować efekt bardzo wytężonej pracy mojego poprzednika ministra Kwiatkowskiego, efekt zmierzający do podpisania współpracy z Rosją w sprawach cywilnych. Ale przy okazji, oczywiście, jak każdy przedstawiciel polskiego rządu, czuję się w obowiązku poruszyć ten temat, bo jest ważny dla milionów Polaków. Dla nas wszystkich jest zniewagą, że rzecz tak symbolicznie ważna dla milionów Polaków ciągle nie zostaje nam zwrócona.

Liczy Pan na jakiś przełom?
Spotkam się w Petersburgu z ministrem sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej, a mam pełną świadomość, że decyzję w tak istotnych sprawach w Rosji zapadają na najwyższym szczeblu. Zatem nie spodziewam się przełomu, ale kropla drąży skałę.

Zapytam jeszcze o katastrofę smoleńską. Czy nie było Pańskim zdaniem błędem polskiego rządu skorzystanie z konwencji chicagowskiej? Bo po katastrofie rosyjskiego suchoja superjeta przed kilkoma dniami w Indonezji Rosjanie tę konwencję omijają, chcą mieć pełną kontrolę nad śledztwem.

Katastrofa samolotu z prezydentem Rzeczypospolitej na pokładzie była bezprecedensową tragedią w historii świata. Ani polskie prawo, ani międzynarodowe nie było do takiej sytuacji przystosowane, nie przewidziało takiego problemu. Druga istotna sprawa to fakt, że decyzje musiały być podejmowane w ciągu dosłownie minut, nawet nie godzin. Zdaniem większości ekspertów, od początku zajmujących się tą sprawą, podstawą do wyjaśnienia i jedyną możliwością polskiego udziału w śledztwie, dotyczącym katastrofy smoleńskiej, było oparcie się na konwencji chicagowskiej.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki