Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grudzień' 70. Zginęło 45 osób, ponad tysiąc rannych. Odpowiedzialności nie poniósł nikt

Marcin Koziestański
Marcin Koziestański
Demonstracja Grudnia 1970 w Gdyni. Ciało Zbyszka Godlewskiego niesione na drzwiach przez demonstrantów
Demonstracja Grudnia 1970 w Gdyni. Ciało Zbyszka Godlewskiego niesione na drzwiach przez demonstrantów fot. wikipedia
W grudniu 1970 roku władze komunistyczne po raz kolejny kazały żołnierzom i milicjantom strzelać do robotników. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęło 45 osób, a 1165 odniosło rany. W sobotę 17 grudnia obchodzimy 52. rocznicę tych wydarzeń.

Zaczęło się w Gdańsku

Pierwszy strajk ogłosili 14 grudnia pracownicy największego zakładu przemysłowego Wybrzeża – Stoczni Gdańskiej im. Lenina, domagając się godnych warunków życia, cofnięcia podwyżek i podniesienia płac. Dzień później do strajku przyłączyła się załoga Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. W owym czasie były to dwa największe trójmiejskie zakłady, zatrudniające łącznie 30 tys. ludzi. Za ich przykładem poszły potem kolejne przedsiębiorstwa m.in. z Elbląga i Szczecina. Do mniejszych protestów doszło także w głębi kraju, w Białymstoku, Krakowie i Wałbrzychu.

Strajkujący robotnicy wcale nie chcieli obalać komunizmu. Domagali się jedynie godziwych warunków życia, cofnięcia podwyżek i podniesienia płac. Początkowo zachowywali się bardzo spokojnie. Mimo to komunistyczni dygnitarze uznali ich za "kontrrewolucjonistów" i postanowili stłumić siłą pokojowy protest. Warto zauważyć, że gdańska manifestacja z 14 grudnia 1970 roku dopiero wieczorem przerodziła się w zamieszki i to milicja jako pierwsza zaatakowała robotników! To spowodowało eskalację konfliktu.

Kto odpowiada za tragedię?

Decydująca dla rozmiarów grudniowej tragedii na Wybrzeżu narada komunistycznych władz odbyła się w Warszawie, 15 grudnia o godz. 9 rano. Uczestniczyli w niej najwyżsi partyjni i państwowi decydenci (premier Józef Cyrankiewicz, minister spraw wewnętrznych Kazimierz Świtała, minister obrony narodowej gen. Wojciech Jaruzelski, komendant główny MO gen. Tadeusz Pietrzak, odpowiedzialny za partyjny nadzór MSW i wojska gen. Mieczysław Moczar, przewodniczący Rady Państwa, a zarazem marszałek Wojska Polskiego Marian Spychalski oraz Bolesław Jaszczuk, Ryszard Strzelecki i Stanisław Kania).

Na czele tego gremium stał I sekretarz PZPR Władysław Gomułka. Omówiono plany użycia wojska i milicji w poszczególnych miastach Wybrzeża. Ostateczne decyzje zatwierdził ustnie Gomułka na mocy niepisanego „autorytetu partyjnego”: zezwolono na użycie broni w przypadku podpalania czy niszczenia obiektów publicznych i atakowania mundurowych. Na Wybrzeżu wprowadzony zostaje stan wyjątkowy, a w Gdańsku godzina milicyjna. O godz. 09.50, gdy w Gdańsku podpalono już gmach KW PZPR premier Józef Cyrankiewicz telefonicznie przekazał komunikat o zasadach dopuszczających użycie broni, który obowiązywać miał od południa.

Oni zginęli

15 grudnia 1970 roku wzburzeni demonstranci spalili gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Zniszczeniu uległo również wiele innych obiektów. W trakcie walk ulicznych zginęło co najmniej sześciu manifestantów: Andrzej Perzyński (19 lat), Waldemar Rebinin (26 lat), Kazimierz Stojecki (58 lat), Bogdan Sypka (20 lat), Józef Widerlik (24 lata) i Marian Zastawny (24 lata). Dzień później pod Stocznią im. Lenina wojsko ostrzelało grupę bezbronnych robotników. Zginęli Jerzy Matelski (27 lat) i Stefan Mosiewicz (22 lata). Było też wielu rannych.

Wśród ofiar walk ulicznych znaleźli się także dwaj funkcjonariusze "bijącego serca partii". 15 grudnia 1970 roku pod Komendą Miejską MO w Gdańsku demonstranci śmiertelnie pobili czterdziestopięcioletniego zomowca Mariana Zamroczyńskiego, który dopiero co zastrzelił Józefa Widerlika. Dwa dni później zmarł gdański milicjant Jerzy Kozaczuk.

"Czarny czwartek"

Wieczorem 16 grudnia 1970 roku wicepremier Stanisław Kociołek wezwał gdyńskich robotników do powrotu do pracy. W tym samym czasie wojsko i milicja dostały rozkaz zablokowania dostępu do stoczni i portu. Spieszący na wezwanie Kociołka gdynianie trafili wprost pod karabinowe lufy. Zginęło co najmniej osiemnastu młodych mężczyzn: Brunon Drywa (34 lata), Apolinary Formela (20 lat), Zygmunt Gliniecki (15 lat), Zbigniew Godlewski (18 lat), Jan Kałużny (22 lata), Jerzy Kuchcik (20 lat), Stanisław Lewandowski (26 lat), Zbigniew Nastały (17 lat), Józef Pawłowski (24 lata), Ludwik Piernicki (20 lat), Jan Polechońki (30 lat), Zygmunt Polito (24 lata), Stanisław Sieradzan (18 lat), Jerzy Skonieczka (15 lat), Marian Wójcik (33 lata), Zbigniew Wycichowski (20 lat), Waldemar Zajczonko (20 lat) i Janusz Żebrowski (17 lat).

Dzień 17 grudnia 1970 roku przeszedł do historii jako gdyński "czarny czwartek". W tym samym czasie do walk ulicznych doszło także w Szczecinie, gdzie zabito kolejne szesnaście osób. Dzień później w Elblągu milicjant zastrzelił dwudziestoletniego Mariana Sawicza.

Dołączył m.in. Szczecin

17 grudnia 1970 r., w następstwie zapowiedzi podwyżek cen, pracownicy Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego wyszli na ulice miasta. Dołączyła do nich grupa z sąsiedniej stoczni "Gryfia", a także mieszkańcy miasta.

Po drodze dochodziło do starć między protestującymi a milicjantami. Ok. godz. 14 podpalono, wcześniej splądrowany, budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Manifestanci przenieśli się następnie przed Komendę Wojewódzką MO (obecny pl. Solidarności). Tłum protestujących rozpoczął szturm na budynek. Milicja i wojsko użyły wówczas broni, wiele osób zostało rannych, kilkanaście zabitych. W większości ofiarami byli ludzie młodzi. Liczba ofiar szczecińskiego Grudnia’70 wyniosła 16 osób, co najmniej sto kilkadziesiąt zostało rannych.

Pomnik upamiętnia tych, o których nie mówiono

"Rozpoczęła się gehenna rodzin. Ofiary pogrzebano potajemnie, rodzinom zakazywano o tym mówić. Ta gehenna trwała kolejnych dwadzieścia lat. Dopiero w wolnej, niepodległej Polsce prawda mogła zostać ujawniona" – mówił w piątek 16 grudnia zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej dr hab. Karol Polejowski, podczas odsłonięcia pomnika upamiętniający ofiary rewolty grudniowej 1970 roku, który stanął na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Na wewnętrznych płytach monumentu znajdują się nazwiska szesnastu ofiar masakry grudniowej sprzed 52 lat.

Zabici byli chowani bez uroczystości pogrzebowych. W pochówku mogła uczestniczyć tylko najbliższa rodzina, którą na miejsce doprowadzali funkcjonariusze milicji i SB. Niektóre rodziny nie zostały powiadomione o pogrzebie bliskich.

Zbrodnia bez kary

IPN przypomina, że do dziś nie ukarano osób odpowiedzialnych za wydanie zbrodniczych rozkazów strzelania do manifestantów, choć śledztwo i proces w tej sprawie ciągną się już od ponad dwudziestu lat. Do upadku ustroju socjalistycznego nikt z decydentów nie poniósł odpowiedzialności za wydarzenia grudniowe 1970. Jedynym oficjalnym gestem było przeproszenie za błędy i obietnica „ludzkich rządów” podczas spotkania Gierka z robotnikami w Gdańsku po zajściach na Wybrzeżu. Gomułka również nie wziął na siebie odpowiedzialności, obarczając nią część członków plenum KC.

Zmiana ustroju umożliwiła zmianę tego podejścia. W 1995 ówczesna Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku wniosła do Sądu Wojewódzkiego akt oskarżenia przeciwko Jaruzelskiemu, Kociołkowi, Tuczapskiemu oraz dowódcom wojsk tłumiących protest. Pierwsza rozprawa odbyła się w marcu 1996. 3 lata później proces przeniesiono do Warszawy. "Nikt nie został rozliczony za te zbrodnie. Procesy sądowe trwały lata. Jedni umierali, drugich uniewinniano. Tak naprawdę za grudzień 1970 roku nie został skazany nikt. A przyczyną tego był brak dekomunizacji, a przede wszystkim brak dekomunizacji w polskich sądach" - powiedział podczas zeszłorocznych obchodów w Gdańsku wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ "Solidarność" Roman Kuzimski.

od 16 lat

Źródło: PAP, I.pl, IPN, Wikipedia, Eska.pl, Dzieje.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Grudzień' 70. Zginęło 45 osób, ponad tysiąc rannych. Odpowiedzialności nie poniósł nikt - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki