26-letnia Monika swoich późniejszych oprawców poznała w autobusie, gdy wracała do domu. To był ciepły wieczór 17 lipca 2017 roku. Nowo poznani pasażerowie, starsi od Moniki o kilka lat, zaproponowali dziewczynie udział w imprezie. Tak 26-latka znalazła się w mieszkaniu na pierwszym piętrze przy al. Rydza -Śmigłego, które wkrótce stało się jej więzieniem.
Po przekroczeniu progu mieszkania w bloku przy al. Śmigłego–Rydza, 26-latka została uwięziona, pobita oraz wielokrotnie zgwałcona. Oprócz właściciela mieszkania, gwałcili ją także jego dwaj koledzy. Zwyrodnialcy upijali ją alkoholem, ciągnęli ją za włosy, poniżali, szarpali, przypalali papierosami i jej ubliżali. Drastyczne sceny rejestrowali aparatem w telefonie (co później pozwoliło prokuraturze na postawienie zarzutów). Grozili jej także, że w przypadku, gdy ujawni to co jej się stało, zabiją ją i jej matkę.
CZYTAJ WIĘCEJ NA NAST ĘPNYM SLAJDZIE
Męki kobiety trwały dziesięć dni. Bo udało się jej uciec. Dzięki namowie matki, zgłosiła sprawę na policję. Jeszcze tego samego dnia trafiła do Instytutu Centrum Matki Polki, gdzie przeszła szereg operacji. Lekarze walczyli o jej życie. Niestety, skala obrażeń była tak wielka, że nie udało się jej uratować. Zmarła miesiąc później, w dniu 19 sierpnia 2017 roku.
Zarzuty m.in. gwałtu zbiorowego ze szczególnym okrucieństwem usłyszało dwóch obecnie 39-latków i jeden 36-latek.
Zdaniem biegłych, wszyscy mężczyźni byli poczytalni. Usłyszeli maksymalne wyroki – po 25 lat więzienia. Matce ofiary mieli zapłacić jako zadośćuczynienie 250 tys. złotych.
ZOBACZ ZDJĘCIA KATÓW MONIKI
KLIKNIJ DALEJ
CZYTAJ WIĘCEJE NA NASTĘPNEJ STRONIE