Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwiezdne pustki

Dariusz Pawłowski
Eric Bana, czyli Nero, jako jedyny dostał rolę, w której mógł próbować pokazać, że jego zawód to aktor. Na tyle, na ile potrafił, udało się...
Eric Bana, czyli Nero, jako jedyny dostał rolę, w której mógł próbować pokazać, że jego zawód to aktor. Na tyle, na ile potrafił, udało się... fot. UIP
"Star Trek" - serial z drugiej połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w Stanach Zjednoczonych otoczony był kultem i miał swoich zagorzałych fanów, choć dziś jest już ramotą. Najnowszy kinowy "Star Trek" to dynamiczna opowieść dla dzieciaków XXI wieku. Niestety, pusta jak bęben.

"Star Trek" (jedenasty kinowy film cyklu) to właściwie prequel serialu. Załoga USS Enterprise jest jeszcze w Akademii Kosmicznej. James Tiberius Kirk, syn kapitana George'a Kirka, który ginie w walce z potężną kosmiczną jednostką dowodzoną przez tajemniczego Romulanina, marzy o przygodach i daje się we znaki swoim wychowawcom z powodu swojej niezależności. I gdy Kirk za oszustwo na egzaminie ma już wylecieć z akademii, nadchodzi sygnał SOS z planety Wulkan. Kirk podstępem dostaje się na wyruszający w dziewiczy rejs USS Enterprise. Razem ze Spockiem musi stawić czoła złemu Romulaninowi o imieniu Nero.

Jak się ma nowy film do pamiętnego serialu? Właściwie nijak i ciekawa byłaby konfrontacja opinii dojrzałych dziś fanów starego "Star Treka" i młodych odbiorców kinowego filmu, o współczesnej, teledyskowej wrażliwości, dla których dawni bohaterowie to pewnie dziwacy i ramole. Niezależnie jednak od głosów obu stron nie da się ukryć, że J.J. Abrams zapewnił oglądaczom filmów z popcornem w ręku dwie godziny dobrze zrobionej, czystej rozrywki, umożliwiającej całkowite wyłączenie mózgu. I być może pójście do kina z takim nastawieniem oszczędzi wielu rozczarowań.

"Star Trek" roku 2009 to po prostu triumf współczesnej techniki filmowej i specyficznego współczesnego luzackiego poczucia humoru. Efekty specjalne, żarty i czarowanie publiczności nie mają umiaru do tego stopnia, że finałowa ostateczna rozgrywka nie robi już żadnego wrażenia.

Jedenasty "Star Trek" to także popis współczesnej estetyki kolorowych pism. Bohaterowie są śliczni, jakby byli wycięci z Fashion TV, jednak absolutnie jednakowi i jednopłciowi. Trudno też ich poczynania nazywać aktorstwem, bo ani materiału na "pogranie" sobie, ani umiejętności na coś więcej, niż serialową płaskość. Jeden Eric Bana coś tam próbuje, ale granie ciemnych charakterów w tego rodzaju produkcjach zawsze jest aktorsko atrakcyjniejsze.

Słowem, solidne rozrywkowe kino, niczym jednak się nie wyróżniające i w sposób oczywisty, do ostatniego detalu, współczesne. Tylko czy trzeba się ciągle bawić zabawkami, które się dobrze zna?

Star Trek, USA, 2009, science-fiction, 126 minut, reż. J.J. Abrams, wyst. Chris Pine, Jennifer Morrison, Eric Bana, Winona Ryder, dystr. UIP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki