Mała dziewczynka z Kielc dokonała rzeczy niesamowitych. Sprawiła, że tysiące ludzi zjednoczyło siły, aby wspólnie zawalczyć o Jej życie. Takiego zrywu serc w historii regionu do tej pory nie było nigdy.
Dramatyczna diagnoza
Rodzice Hani dowiedzieli się, że w główce dziewczynki jest śmiertelnie niebezpieczny brodawczak, 26 listopada 2019 roku. Lekarze wycieli guza w całości. Niestety wynik badania histopatologicznego brzmiał jak wyrok - nowotwór splotu naczyniowego, złośliwy, w najgorszej postaci. Fatalne rokowania, polscy lekarze nie dawali żadnych szans. Nadzieja przyszła zza oceanu, szansą dla Hani okazała się nowatorska terapia chemią docelową, która ma “trafić” bezpośrednio w komórki nowotworowe. To, co wydawało się niemożliwe stało się faktem.
Wielki zryw serc
W styczniu 2020 roku cała Polska usłyszała o małej kielczance, która, aby walczyć z rakiem splotu naczyniowego, potrzebowała 6 milionów złotych. O Hanię walczyła rzesza ludzi - organizowano turnieje sportowe, zbiórki publiczne, a nawet zjazd na byle czym. Pomocnicy Hani skupili się także na profilu licytacyjnym, na którym do dziś są tysiące osób.
Prawie 6,5 miliona złotych zebrano w nieco ponad 3 tygodnie, z czego 3 miliony w ciągu kilkudziesięciu godzin! Wsparcie dla Hani Terleckiej popłynęło z całego świat, a potrzebną na leczenie udało się uzbierać w rekordowym czasie i już 28 stycznia o godzinie 9:30 Hania i jej rodzice wyruszyli specjalistycznym samolotem wyposażonym w najlepszy sprzęt medyczny z lotniska w Warszawie do Nationwide Childrens' Hospital w Ohio, gdzie na Hanię czekał profesor Jonathan L. Finley. To on był jej szansą, ratunkiem i nadzieją na lepsze jutro. To on walczył z największym wrogiem Hani - wstrętnym rakiem, który panoszył się w jej główce.
Terapia chemią celowaną miała trwać pół roku, jednak pojawiły się komplikacje, które przedłużyły się leczenie blisko dwukrotnie. Ostatecznie jednak terapia w Stanach przyniosła rezultaty - nowotwór się zatrzymał.
Guzy znów się pojawiły
Hania w grudniu ubiegłego roku wróciła z rodzicami do Swojego domu w Kielcach po prawie rocznym leczeniu w Stanach Zjednoczonych, spędziła z rodziną wspaniałe święta. W ostatnich miesiącach kontynuowała leczenie w Polsce, niestety okazało się, że pojawiły się guzy na jej wątrobie i rodzina dziewczynki wiedziała, że nie zostało jej wiele czasu. W opublikowanym w niedzielę, 19 września wpisie, rodzice Hani mocno podkreślili, że walka o życie ich córki nie poszła na marne. - Jeśli ktoś nawet przez chwilkę pomyśli „i po co to wszystko było” to ja dziś mówię - warto było. Dzięki Wam byłam dłużej z moją siostrą, z rodzicami, rodziną. Naprawdę bardzo się starałam pokonać chorobę ale ona okazała się silniejsza, i mimo iż byłam taka dzielna, to przegrałam tą walkę - napisali.
-Gdyby miłość mogła uzdrawiać, a łzy wskrzeszać, to nadal byłaby tu z nami - napisała na swojej stronie Fundacja Jesteśmy Blisko, która opiekowała się Hanią.
Redakcja "Echa Dnia" składa wyrazy najgłębszego współczucia rodzinie Hani. Serca krwawią...
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?