Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Heroiczna Agata, która pokazała, jak się walczy

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Agata Mróz była jedną z najwybitniejszych polskich siatkarek. Dwa razy zakładała na szyję złoty medal Mistrzostw Europy. Zawsze marzyła, by zostać matką. Mimo ciężkiej choroby spełniła to marzenie, choć córką Lilianą cieszyła się tylko dwa miesiące... Po jej śmierci zastanawiano się czy może zostać błogosławioną Kościoła katolickiego.

Agata Mróz-Olszewska miała 13 lat, gdy zaczęła uprawiać siatkówkę. Jako 15-latka opuściła rodzinny Tarnów i przeniosła się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu. Fachowcy uznali, że jest wielkim talentem. Jednak po dwóch latach okazało się, że jest ciężko chora. Lekarze zdiagnozowali u niej białaczkę. Dla 17-letniej dziewczyny i jej rodziny to był szok.

- Kiedy po raz pierwszy o tym usłyszałam, pomyślałam: przejdzie mi za tydzień - opowiadała w wywiadach siatkarka. - Nie przeszło. No to za miesiąc, za pół roku, za rok. Przecież dobrze się czuję. Ale choroba, z początku uśpiona, zaatakowała organizm
Musiała przerwać treningi. Wiele osób nie wierzyło, że Agata wróci do siatkówki. Ale ona wróciła... W 2003 roku po raz pierwszy z koleżankami z reprezentacji została mistrzynią Europy w siatkówce. Ten sukces powtórzyła dwa lata później. Była jedną ze „złotek” trenera Andrzeja Niemczyka, łodzianina.

- Stałam na podium i płakałam - wspominała moment, gdy odbierała pierwszy złoty medal. - Nie dlatego, że zdobyłyśmy mistrzostwo, ale że spełniłam nieosiągalne. Gdybym w wieku 17 lat skończyła karierę, kto wie, może byłabym zdrowa. Ale nie przeżyłabym takich chwil. W tamtym momencie wydawało mi się, że sam Pan Bóg pozwolił, abym złapała Go za nogi.
W 2007 roku znów musiała przerwać karierę. Była już wtedy żoną Jacka Olszewskiego. Choroba wróciła.

- To białaczka - usłyszała siatkarka. Jedynym ratunkiem miał być przeszczep szpiku kostnego. Znalazł się dawca. Przeszczep był wyznaczony na 22 listopada 2007 roku. Przed kwalifikacją do zabiegu musiała wykonać test ciążowy.

- Sama nie mogłam uwierzyć, kiedy zobaczyłam te dwie magiczne kreseczki - mówiła w wywiadzie dla magazynu „Viva”. - W pierwszej chwili myślałam, że to pomyłka. Zrobiłam drugi test i wynik powtarzał się. Lekarze mówili, że przy moim stanie zdrowia jest to prawie niemożliwe. Zadzwoniłam szybko do męża. Zadzwoniłam do lekarki, która też była zaskoczona, ale żeby mieć stuprocentową pewność, wysłała mnie na badania.
Potem pojechała na kwalifikację do przeszczepu do Katowic. - Niestety, muszę to przesunąć, bo jestem w ciąży - zakomunikowała komisji Agata. Zdecydowała się urodzić dziecko, choć wiedziała, że to duże ryzyko.
- Moja pani doktor miała już doświadczenie w prowadzeniu ciężarnych kobiet chorych na mielodysplazję szpiku - wspominała potem siatkarka. - Przy niej mogłam okazywać słabość. Czasem sobie pokrzyczeć, czasem popłakać. Nawiązałyśmy niezwykle bliski kontakt.

Agata Mróz-Olszewska mówiła „Vivie”, że gdy wraz z mężem ochłonęli po informacji, że będą rodzicami, pomyśleli, że to dobry znak od Boga, że zasługują na szczęście.

- Najpierw czekałam na właściwego mężczyznę, a kiedy już byliśmy z Jackiem po ślubie, to skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie rozmawialiśmy o dziecku - wyjaśniała siatkarka. - Nie planowaliśmy tego, ale też nie broniliśmy się. Ostatnią szansę miałam przed przeszczepem. W moim przypadku ryzyko niedonoszenia ciąży było większe niż u zdrowej kobiety. Przekonywało mnie to, że mielodysplazja szpiku nie jest chorobą genetyczną. Gdyby było inaczej, w ogóle nie byłoby mowy o ciąży. Nie zaryzykowałabym.
Liliana przyszła na świat 4 kwietnia w 2008 roku. Była wcześniakiem. Agata urodziła ją w siódmym miesiącu ciąży.

- Kiedy obudziłam się z narkozy, Jacek pokazał mi film, który nagrał po urodzeniu - mówiła wzruszona „Vivie”. - Kiedy mogłam już usiąść na wózku, wydałam komendę: Jedziemy!...W jednej ręce z cewnikiem, w drugiej z drenem. Nieważne. Jedziemy. Kiedy zobaczyłam Lilianę, zaczęłam płakać. Taka maleńka. Dwa kilogramy szczęścia. Cieszyłam się, że się udało. Że jest z nami. Że jest zdrowa. Widzę w niej Jacka. Wykapany tata!

Po urodzeniu córeczki Agata znów mogła myśleć o przeszczepie. Doszło do niego pod koniec maja 2008 roku w Klinice Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu. Dwanaście dni po zabiegu 4 czerwca 2008 roku Agata Mróz-Olszewska zmarła. Powodem była posocznica i powstały z jej przyczyny wstrząs septyczny.
Kilka lat temu pojawiły się głosy, że Agata powinna zostać kandydatką na ołtarze. Ona znakomita, utytułowana sportsmenka, gotowa poświęcić swoje życie dla dziecka, byłaby znakomitym wzorem matki dla młodzieży.

- W przypadku Agaty Mróz powodem do beatyfikacji jest miłość do dziecka i heroiczna walka z chorobą - wyjaśniał jeden z krakowskich księży, który był postulatorem wielu procesów beatyfikacyjnych. - Ważne jest też to, że była postacią publiczną, powszechnie znaną i szanowaną. Młoda, ładna dziewczyna i fantastyczny człowiek. Takie postaci przyciągają ludzi do wiary.
Katarzyna Mróz, rok starsza o rok siostra Agaty, była siatkarka Budowlanych Łódź, pamięta, że była nie tylko ładna, ale też wytrzymała, twarda.

- Wiedziała o swojej anemii, odkąd skończyła 16 lat- tak kilka lat temu Katarzyna Mróz opowiadała o siostrze. - Potem choroba się rozwinęła, więc Agata rezygnowała z boiska i wracała, potem znów musiała iść na leczenie. Ale nie lubiła, gdy ktoś się nad nią użalał. W sporcie trzeba być twardym. Wychodzisz na boisko i zapominasz o wszystkim innym. Po prostu robisz swoje. Po takich ciężkich zawodach i treningach zjeżdżałyśmy do Tarnowa, do domu. I zawsze ten sam refren: mama, ugotuj pierożki. Pierożki to podstawa. We dwie potrafiłyśmy zjeść cały półmisek.

Katarzyna Mróz przypomina, że lekarze nie dawali jej siostrze szans na dziecko.

- Agata zdawała sobie sprawę, że urodzenie dziecka w jej stanie może oznaczać dla niej wyrok śmierci - wyjaśniała jej siostra. - Wiedziała, że może umrzeć. Ale z drugiej strony była sportowcem, wojownikiem i chciała walczyć. Poza tym przecież nie z takich złych diagnoz ludzie potrafili wyjść obronną ręką, zdrowi. Wszystko to jest gdzieś w górze zapisane.

Katarzyna Mróz przypominała, że Agata była zwykłą dziewczyną z Tarnowa. Uwielbiała czytać. W domu zawsze miała mnóstwo książek. - Czytała dużo, wszystko co jej wpadło w rękę - mówiła Katarzyna. - Słuchała Bajmu. Grałyśmy w siatkówkę w domu. Kilka lamp poszło w drobny mak. A sąsiadka przychodziła ze skargą, że jej się lampy na suficie trzęsą. Farbowałyśmy sobie włosy. Kiedy ja to robiłam, połowa farby zdobiła łazienkę zamiast włosów. Ale zabawa była dobra.

Historia Agaty Mróz-Olszewskiej przypomina życie Włoszki Joanny Beretty Molla. Była lekarką, matką trójki dzieci. W 1961 roku zaszła w czwartą ciążę. Lekarze ostrzegali, że nie przeżyje narodzin tego dziecka. W jej macicy rozwinął się włókniak. Ona jednak postanowiła urodzić. 21 kwietnia 1962 roku na świat przyszła Gianna Emanuela. Siedem dni po porodzie Joanna zmarła. Miała 39 lat. W 2004 roku Jan Paweł II ogłosił ją świętą.
Liliana, córka Agaty i Jacka ma dziś 13 lat. Jest zdrowa, dobrze się rozwija, uczy. Od początku jest z tatą. Ten po latach odbył z córką poważną rozmowę. - Kiedyś odbyliśmy taką rozmowę, bo w Internecie pojawiają się różne komentarze, niektórzy są fachowcami dosłownie w każdej kwestii - wyjaśniał w jednym z wywiadów mąż Agaty. - Nie zdają sobie sprawy, że słowem można komuś wyrządzić wielką krzywdę, nawet jeśli robi się to nieświadomie. Córka czytała na forach komentarze, że gdyby ona się nie urodziła, to jej mama by żyła. Łapała doła, więc pogadaliśmy o tym, jak było naprawdę. Wytłumaczyłem Lilce, że w żaden sposób nie przyczyniła się do odejścia mamy. Dziś rzadko wracamy do przeszłości, staramy się myśleć o tym, co przed nami. Wspominanie tego, co było, może boleć.

Liliana poszła w ślady mamy. Gra w siatkówkę. Tata początkowo nie był z tego zadowolony, ale zapał córki okazał się silniejszy.

- Wielu ludzi twierdziło, że skoro mama tak świetnie radziła sobie na boisku, córka też musi iść tą drogą - mówił rok temu w rozmowie z portalem onet.pl Jacek Olszewski. - Chciałem, by Lilka sama zdecydowała, co chce robić. Dziś dzieci często realizują plany i ambicje rodziców, choć nie mają chęci. Ale w przypadku Liliany jest inaczej. Córce siatkówka bardzo się spodobała, trenuje w lokalnym klubie i robi szybkie postępy. Ma bardzo dobre warunki, bo w wieku dwunastu lat mierzy 173 cm. Niedawno wraz z koleżankami z drużyny szkolnej wywalczyła czwarte miejsce w Warszawie.
Mama, patrząc z góry na Lilianę, jest z niej dumna. Tak jak ze swojego męża...

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki