Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia i obyczaje: Jestem Maks. Ślepy Maks

Wiesław Pierzchała
Maks Bornsztajn żył 70 lat. Został pochowany w skromnej mogile na cmentarzu żydowskim
Maks Bornsztajn żył 70 lat. Został pochowany w skromnej mogile na cmentarzu żydowskim fot. Grzegorz Gałasiński
Przed wojną trząsł światem podziemnym w Łodzi. Rządził nim żelazą ręką. Nie znosił sprzeciwu. Kto mu stanął okoniem, marnie kończył. Po wojnie UB oferowało mu współpracę, ale nie wiadomo czy się zgodził, czy też odmówił. Brak konkretów i dokumentów sprawia, że wciąż nie znalazł się w słowniku biograficznym Żydów łódzkich.

Maks Bornsztajn, zwany Ślepym Maksem, już za życia stał się legendą. Przed wojną był królem łódzkiego świata podziemnego i szefem miejscowej dintojry. Ubodzy Żydzi z Bałut traktowali go zaś jak Mesjasza, bo na jego pomoc zawsze mogli liczyć. Dlatego jedni mówili na niego Al Capone, a drudzy nazywali Robinem Hoodem.

Brudne ulice, odrapane domy i rupiecie na podwórkach. Bieda aż piszczy. Z każdego kąta. Mimo to gwar, ruch i monotonne okrzyki "handełe, handełe!". Tak, to Bałuty - uboga dzielnica Łodzi, w której przed wojną mieszkali głównie Żydzi. W takim środowisku wychował się mały Maks. Mieszkał z matką, ojcem Mendelem i siostrą Gitlą.

Miał 10 lat, gdy spotkała go rodzinna tragedia. Na jego oczach ojciec, który na skraju chodnika ostrzył noże, został potrącony przez bryczkę powożoną przez Arona Goldberga, syna znanego bogacza Abrahama. Aron, wściekły z powodu kraksy, zaczął batem okładać rannego, stójkowy poprawił pałką i Mendel zmarł.

Maks z matką szukali pomocy i sprawiedliwości w cyrkule, gminie żydowskiej, a nawet u ojca sprawy wypadku, ale nic nie wskórali. Wprost przeciwnie. Stójkowy napadł na ulicy na Maksa, wciągnął do bramy i zaczął go katować. To wtedy stracił oko i stąd się wziął jego sławny przydomek.

Stójkowy zabiłby Maksa, gdyby nie pomoc Staszka Ponety, który nożem zranił carskiego policjanta. Ten zachwiał się. Wykorzystał to Maks, który pochwycił rewolwer stójkowego i go zastrzelił. Była to pierwsza ofiara młodego Bornsztajna, ale nie ostatnia.

Od tej pory Staszek - jak zaznacza Arnold Mostowicz w "Balladzie o Ślepym Maksie" - stał się prawą ręką Maksa i jego najbliższym przyjacielem. Pozostali chłopcy z ferajny to: Szaja Magnat, Fajwel Bucik i Szmul Rozenberg. To oni z czasem zaczęli trząść Bałutami i całą Łodzią. Ale zanim do tego doszło zbijali bąki na łódzkich ulicach i podwórkach. Przełomem stało się dla nich poznanie tajemniczego pasera i arcyzłodzieja. Był znany jako Natan Ksiądz. Kiedyś był mnichem w klasztorze kamedułów, ale zrzucił habit i wkroczył na drogę występku. Mimo że nie był Żydem, świetnie znał jidysz i na Bałutach czuł się jak ryba w wodzie. Maksa i jego nastoletnich kompanów nauczył, jak i kogo skutecznie okradać.

Chłopcy doskonalili swój kunszt i pod koniec I wojny światowej dali się we znaki okupantom, jako groźna banda okradająca niemieckie pociągi towarowe, które w drodze na front wschodni zatrzymywały się na łódzkich dworcach.
Maks i jego gang najchętniej kradli cukier i węgiel, które na czarnym rynku szły jak woda. Odbiorcami trefnego towaru byli dwaj bossowie handlowego podziemia: Franek Zielonka zwany Królem Chojen i... Aron Goldberg - ten sam, który przyczynił się do śmierci Mendla. Ślepemu Maksowi ciągle marzyła się zemsta, ale na razie postanowił działać jak Ulisses. Dogadał się z Aronem, co do współpracy i podziału wpływów na czarnym rynku. Nie spodobało się to Frankowi Zielonce, który doniósł żandarmom, kto okrada transporty wojskowe.

Riposta Maksa była błyskawiczna. Jego ludzie w nocy zakradli się na teren imperium Króla Chojen przy ul. Rzgowskiej, obezwładnili wartowników, podpalili składy i magazyny, załadowali trzy wagony produktami i rozbiwszy bramę wyjechali na miasto. Rekin wśród spekulantów został puszczony z torbami. Na czarnym rynku w Łodzi zostali tylko dwaj gracze: Maks i Aron. Ten pierwszy postanowił uśpić czujność rywala i poprosił go o... rękę jego atrakcyjnej córki Gołdy, której jednak nie kochał. Działał więc z wyrachowaniem i dla geszeftu - tak samo, jak Karol Borowiecki.

Oświadczyny zostały przyjęte i wkrótce doszło do hucznego wesela, podczas którego ojciec panny młodej został zasztyletowany przez ludzi nasłanych przez pana młodego. Zemsta za śmierć ojca wypełniła się. Ślepy Maks przejął majątek Arona Goldberga, jako że jego córka była jedyną spadkobierczynią. Mając wszystkie asy w rękawie postanowił zrobił porządek w świecie przestępczym i rządzić nim żelazną ręką. Jak? Za pomocą dintojry.

Utarło się, że termin ten oznacza krwawe porachunki wśród bandytów. Nic bardziej mylnego, gdyż tak nazywano... żydowskie sądy polubowne. W świecie Ślepego Maksa dintojra też była sądem. W oparciu o niepisany kodeks przestępczy ferował on wyroki w sprawie rzezimieszków, którzy "zbłądzili". Przykładem może być sprawa Feliksa Świtały zwanego Trupią Główką, który napadał z bronią na bogatych łodzian, okradał ich i na koniec okrutnie torturował. Wysłannicy dintojry tłumaczyli mu, że taki sadyzm nie przystoi szanującemu się bandycie. Trupia Główka śmiał się z tych uwag i dalej robił swoje. I doigrał się. Wyrokiem dintojry został zlikwidowany.

Głośna była też sprawa znakomitego skrzypka żydowskiego Bronisława Hubermana, który w latach 30. przyjechał na występy do Łodzi. Miał pecha, bo na dworcu skradziono mu bezcenne skrzypce Stradivariusa. Policji nie udało się ich odnaleźć, więc o pomoc poproszono Ślepego Maksa. Ten był tak zbulwersowany, że bez jego wiedzy i zgody okradziono wybitnego skrzypka, że zarządził pogotowie bojowe i w ciągu 12 godzin "stradivarius" wrócił do rąk właściciela.
Król podziemia mieszkał w domu przy ul. Sienkiewicza 9, w której prowadził też słynne Biuro Próśb i Podań. Jego klientami byli ubodzy Żydzi z Bałut, którzy ucierpieli z powodu kanciarzy, łowców posagów i innych wydrwigroszy. Za symboliczną opłatą mogli liczyć na pomoc specjalnego patrolu interwencyjnego. Składał się on z kilku potężnie zbudowanych fachowców, którzy uzbrojeni w takie atrybuty urzędnicze, jak noże, kastety i pistolety, wyruszali na pomoc pokrzywdzonym. Byli tak skuteczni, że na przykład Leon Goldman, który ożenił się z pewną krawcową i dzień po ślubie zniknął z posagiem, po spotkaniu z patrolem wylądował w szpitalu.

W taki sposób przechodzi się do legendy. Nic więc dziwnego, że bałucki Robin Hood opiewany był w ulicznych piosenkach: "Słuchajcie Żydzi, co wam bajka opowie, kamienicznik Lewkowicz od Maksa dostał po głowie".

- Gdyby Maks Bornsztajn żył dzisiaj, najpewniej zostałby politykiem - mówi pół żartem, pół serio Ryszard Bonisławski, wytrawny znawca dawnej Łodzi.

Stało się inaczej. Po wybuchu wojny szef dintojry uciekł do Łucka na Wołyniu. Po inwazji Armii Czerwonej odmówił przyjęcia obywatelskiego sowieckiego i został zesłany do Kazachstanu. Przeżył. Po wojnie wrócił do Łodzi i ponoć pracował jako portier w zakładach włókienniczych. Podobno podjął współpracę z UB lub MO. Same znaki zapytania.

- Wciąż mam za mało faktów o Maksie Bornsztajnie, aby umieścić go w moim słowniku biograficznym Żydów łódzkich - tłumaczy wydawca Marek Szukalak. - Gdy będę miał więcej danych, na pewno to uczynię.

Ślepy Maks został pochowany w centrum cmentarza żydowskiego w Łodzi, tuż przy mauzoleum Izraela Poznańskiego. Z napisu na skromnej płycie nagrobnej wynika, że miał na imię Menachem, urodził się 15 stycznia 1890 r. i zmarł 18 maja 1960 r. Kwiaty i symboliczne kamienie na grobie świadczą o tym, że ktoś go stale odwiedza - zapewne ostatnia żona, która podobno mieszka na Chojnach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Historia i obyczaje: Jestem Maks. Ślepy Maks - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki