Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Łodzi: Masakra w więzieniu na Radogoszczu [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
fot. archiwum Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi
Sześćdziesiąt dziewięć lat temu Łódź cieszyła się z zakończenia niemieckiej okupacji. Jednak radość tę zmąciła tragedia więźniów Radogoszcza. Zginęło wówczas około 1500 z nich...

Więzienie w Radogoszczu hitlerowcy stworzyli w listopadzie 1939 roku na bazie istniejącego już obozu przejściowego. Mieścił się on w fabryce włókienniczej należącej do Michała Glazera. Znajdowała się ona przy ul. Krakowskiej, obecnej Liściastej. Obóz ten powstał około 9-10 listopada 1939 roku.

Zorganizowano go w związku z represjami, jakie Niemcy mieli przeprowadzić wobec łódzkiej inteligencji, głównie nauczycieli, działaczy kultury, samorządowych, politycznych. Do stycznia 1940 roku trafiło do obozu blisko 2000 kobiet i mężczyzn. Około pięćset nich doraźne sądy skazały na karę śmierci. Wyroki były wykonywane w podłódzkich lasach.

W zabudowaniach, w których dziś znajduje się radogoskie muzeum, a więc murach fabryki należącej do Samuela Abbe, przy zbiegu ul. Sowińskiego i Zgierskiej, znajdował się obóz przesiedleńczy dla mieszkańców Łodzi i województwa łódzkiego. Od połowy grudnia 1939 roku zaczęto tam przenosić więźniów z fabryki Glazera.

Jednocześnie przy ul. Zgierskiej utworzono więzienie policyjne dla mężczyzn. W lipcu 1940 roku otrzymało ono nazwę Rozszerzone Więzienie Policyjne (Erweitertes Polizeigefängnis Radegast). W sierpniu 1943 roku w związku z reorganizacją łódzkiej policji, Niemcy połączyli więzienie radogoskie i obóz pracy karnej na Sikawie, co znalazło odbicie w nowej nazwie: "Erweitertes Polizeigefängnis und Arbeitserziehungslager" i pod taką nazwą funkcjonowało już do końca okupacji hitlerowskiej.

Do obozu trafiano za ogólnie pojęte "przestępstwa przeciw III Rzeszy". Więziono w nim m.in. uciekinierów z przymusowych robót, handlujących nielegalnie żywnością, za nielegalne przekraczanie granicy pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem i Krajem Warty, ucieczki z robót przymusowych w Niemczech. Przywożono tu także zatrzymanych w łapankach ulicznych.

Osadzano tu też więźniów politycznych przed wysłaniem np. do obozów koncentracyjnych głównie w Gross-Rosen, Mauthausen-Gusen. Na jednym piętrze trzymano więźniów będących do dyspozycji gestapo. Przebywali tu też jeńcy radzieccy, którzy byli ściśle izolowani od innych. Szacuje się, że przez Radogoszcz przewinęło się około 40 tysięcy więźniów.

Wojciech Źródlak, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz podkreśla, że obóz ten nie był miejscem masowej eksterminacji, jednak każdego dnia na skutek głodu, chorób, wycieńczenia, tortur, oraz sadystycznego znęcania się strażników umierali tu ludzie.

- Więźniowie wręcz cieszyli się, że są wywożeni do innych obozów i więzień! - twierdzi historyk. - Byli tu bardzo pilnowani. Znajdowali się na łasce i niełasce wachmanów. Nie mieli w zasadzie żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Rodziny nie mogły im przesyłać paczek z żywnością, a najwyżej z ubraniami i środkami czystości. Więźniowie nie mogli też pisać listów do najbliższych.

Z Radogoszcza wywożono ludzi na masowe egzekucje w rejonie Łodzi. Stąd zabrano grupę więźniów, których zamordowano w największej na terenie Kraju Warty publicznej egzekucji, dokonanej w Zgierzu 20 marca 1942 roku. W radogoskim obozie przebywał m.in. Aleksy Rżewski, jeden z pierwszych prezydentów Łodzi. Tu był też więziony ks. biskup Kazimierz Tomczak, sufragan łódzki.

Wiele osób podawało, że na Radogoszczu znajdowały się komora gazowa i krematorium. - Komora gazowa była, ale nie służyła do eksterminacji więźniów - wyjaśnia Wojciech Źródlak. - Wraz ze specjalnym kotłem była przeznaczona do dezynfekcji ubrań więźniów. Na wejściem do niej znajdował się napis "Gasszelle" i pewnie stąd wzięła się mylna informacja.

Nie było tu też krematorium. Niektórzy myśleli pewnie, że śladem po nim był górujący nad fabryką komin. Należał do fabrycznej kotłowni. Ciała zamordowanych i zmarłych więźniów wywożono do kostnicy miejskiej. Zwłoki były wydawane rodzinom lub chowane na cmentarzu Kurczaki.

- Według jednego ze świadków, który był więziony w Radogoszczu w 1942 roku, zabitych więźniów chowano także na więziennym dziedzińcu, pod gruszą i na tyłach budynku - dodaje Wojciech Źródlak. - Prawdopodobnie nie były to częste przypadki.

Najtragiczniejszą kartą w historii więzienia była noc z 17 na 18 stycznia 1945 roku. Wtedy uciekający z Łodzi Niemcy podpalili budynki obozu. Rozkaz nie został odnaleziony. Najprawdopodobniej wydał go dowódca SS i policji, pełniący obowiązki prezydenta miasta. Do podpalenia doszłow nocy z 17 na 18 stycznia.

- Mieli tam też zginąć więźniowie przetrzymywani przy ulicy Sterlinga i kobiety z więzienia przy Gdańskiej - opowiada historyk. - Ale nie dotarli na Radogoszcz. Wiadomo, że wyszedł transport więźniarek z Gdańskiej, ale przyszedł rozkaz, by je cofnąć. Gdy zobaczył je wracające komendant więzienia przy ulicy Gdańskiej, podobno wymsknęło mu się: Dziękujcie Bogu, że tak się stało...

Więzienie na Radogoszczu podpalono około godziny 3-4 nad ranem. Niektórzy mówili, że zginęło wtedy nawet 4.500 ludzi co nie jest prawdziwą liczbą. Inni wspominają o 2.500. Najprawdopodobniej podczas tej masakry zginęło około 1.500 więźniów.

- W momencie podpalenia większość z nich była już martwa - mówi Wojciech Źrodlak. - Wachmani pod dowództwem komendanta obozu Waltera Pelzhausena zaczęli mordować ludzi znajdujących się w więziennych salach. Strzelali do nich. Pod koniec tej masakry napotkali na opór więźniów, wycofali się i podpalili budynek więzienia. Z masakry ocalało trzydziestu więźniów. Sześciu z nich ocalało, bo ukryło się w zbiorniku na wodę. Ostatni z ocalałych zmarł kilka lat temu w Opatówku.

W radogoskim więzieniu pracowała około 70 policjantów. W większości byli łódzkimi volksdeutschami. Niestety, tylko kilku z nich udało się po wojnie ukarać, między innymi łódzkiego Niemca Adolfa Orłowskiego, który po wybuchu wojny przyjął nazwisko Adler i podpisał volkslistę. Został skazany na karę śmierci.

Z życiem uszedł jeden z największych oprawców Radogoszcza, tzw. "krwawy Józio", nazywany też "rudym lub ryżym Józiem". Chodziło o Józefa Heinricha, który przed wojną był dorożkarzem w Pabianicach. Był wielkim sadystą. Łódzki ruch oporu dostarczył informację o nim do Wielkiej Brytanii. "Krwawy Józio" został zaocznie skazany na karę śmierci. W styczniu 1945 roku udało mu się uciec z Łodzi. Zamieszkał w Niemczech. Umarł w lutym 1961 roku. Pozostał bezkarny. Udało się za to złapać Waltera Pelzhausena, który był przez cały okres okupacji komendantem obozu. Skazano go na kilkakrotną karę śmierci. 1 marca 1948 roku powieszono go w więzieniu przy ul. Sterlinga.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki