Łódź zawsze lubiła poczarować. Tu w 1976 roku powstał Krajowy Klub Iluzjonistów jedyna organizacja w Polsce zrzeszająca i prestidigitatorów zawodowych i amatorów. Założyli go w Łódzkim Domu Kultury Jan Jakubiszyn, nieżyjący już dyrektor ŁDK i dwóch iluzjonistów - Włodzimierz Wagner i Jerzy Mecwaldowski, który od tego czasu, już 33 lata, sam tworzy czasopismo "Hokus Pokus".
Nawet w czasach PRL-u kongresy iluzjonistów w Łodzi były jednymi z niewielu takich imprez w kraju, na które przyjeżdżali artyści z zza żelaznej kurtyny.
- Pamiętam kongresy z lat 80., kiedy mieliśmy gości z Francji, Holandii, Szwajcarii, Niemiec, Norwegii - wspomina Jerzy Stanek, dziś prezes KKI i organizator zbliżającego się XXXI Kongresu Iluzjonistów w Łodzi.
Polska była wówczas dla zagranicznych gości atrakcyjna, ze względu na papieża Polaka i Lecha Wałęsę, jako przywódcę Solidarności, która walczyła z komunizmem.
- Fotografowali kolejki po papier toaletowy, puste sklepy. Prosili o załatwienie oryginalnego znaczka Solidarności - wspomina Stanek. - Przyjeżdżali praktycznie na własny koszt. Pieniądze, które byliśmy w stanie im zaproponować za występ i dwa seminaria oni potem wydawali w hotelu na jedną kolację.
Dziś Krajowy Klub Iluzjonistów liczy około stu członków w całej Polsce. Połowa z nich to hobbyści, zgłębiający sekrety magiczne, żeby zaspokoić swoją ciekawość. Druga grupa to iluzjoniści, którzy mają inny zawód, ale opanowali kilka lub kilkanaście magicznych sztuczek. Profesjonaliści stanowią 15-20 procent całej grupy.
Członkami stowarzyszeń iluzjonistów w Polsce i na całym świecie są przedstawiciele różnych zawodów. Wśród iluzjonistów znajdziemy prawników, lekarzy, biznesmenów, nauczycieli, urzędników.
- W stowarzyszeniu mamy nawet zakonnika jezuitę - opowiada szef stowarzyszenia. - Zakonnik spotkał się z iluzjonistą podczas posługi w hospicjum dla dzieci. Iluzjonista sprawił, że ciężko chore, umierające dzieci uśmiechały się.
Jezuita dostał zgodę przeora. Robi proste triki z kartami, sznureczkami, piłeczkami. Koledzy z KKI dopiero po czasie dowiedzieli się, że ten skromny człowiek prowadził zajęcia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i obronił doktorat z filozofii. Obecnie wyjechał na studium habilitacyjne do Rzymu.
Jerzy Stanek iluzją zajmuje się 29 lat. Jego magiczna przygoda rozpoczęła się na ostatnim roku studiów.
- Kończyłem germanistykę, szukałem materiałów do pracy magisterskiej w Empiku, bo to było jedyne miejsce w PRLu, gdzie można było kupić zagraniczne książki. Pewnego razu zobaczyłem niemiecki podręcznik sztuki iluzji. Natychmiast kupiłem tę książkę. Zaopatrzyłem się w karty, sznurki, chusteczki. Zacząłem ćwiczyć - wspomina. - Zasypiałem z książką na poduszce o czwartej nad ranem, w ręku trzymając piłeczki pingpongowe, karty i kolorowe naparstki. Po kilkunastu tygodniach miałem mały repertuar kilku sztuk magicznych, które mi wychodziły. Potrafiłem robić rzeczy, które pozornie były niewytłumaczalne.
Od znajomego z południa Polski dowiedział się, że w mieście, w którym studiował, działa Krajowy Klub Iluzjonistów.
Najbardziej utytułowanym iluzjonistą w Polsce jest łodzianin Sławek Piestrzeniewicz, czyli Arsen Lupin. Dwukrotnie otrzymał drugą nagrodę w kategorii manipulacji na światowym kongresie iluzji w 1982 i 1991 roku w Lozannie oraz nagrodę specjalną w kategorii innowacje w Hadze w 2003 roku.
- Sławek przedstawił numer z rozmnażającymi się krzesłami, które jednocześnie robiły mu psikusy. Kiedy włożył krzesło nogami w dół do czworokątnego tubusa, ono odwracało się nogami do góry albo na boki, mimo, że tubus nie uległ przesunięciu. Potem z jednego krzesła zrobiły się dwa, potem trzecie, czwarte, mimo że w tubusie mogło zmieścić się tylko jedno - opowiada organizator łódzkich kongresów.
Arsen Lupin osiagnął mistrzostwo w manipulacji. To najtrudniejsza dziedzina iluzji, w której liczą się superzręczne dłonie i błyskawiczne ruchy palcami niedostrzegalne dla widza, pozwalające na osiąganie efektów pojawiania się w pustych dłoniach przedmiotów - kart, monet, żetonów, papierosów, piłeczek, ich rozmnażania, zmiany kolorów, znikania. Efekt trwający trzy, cztery sekundy wymaga - w zależności od talentu - od pół roku do dwóch lat żmudnych ćwiczeń.
Z czasem Piestrzeniewicz rozszerzył swój repertuar. Zajął się mikroiluzją, czyli trikami pokazywanymi w wąskim gronie, z niedużymi rekwizytami, przy stoliku, a także dużą iluzją sceniczną, przy użyciu skrzyń, klatek, trików z lewitującą asystentką, przecinaniem jej na kilka kawałków, zamianą artysty w asystentkę i odwrotnie, "pojawianiem" się ludzi na scenie i ich" znikaniem", przenikaniem przez przeszkody, jak ściana czy lustro.
- Arsen Lupin jest jedynym w Polsce iluzjonistą, który lata. W czasie pokazu galowego w Łodzi także pokona prawo grawitacji i wzniesie się nad scenę - zapowiada Stanek.
W Łodzi mieszka także mentor i nauczyciel wielu iluzjonistów Jerzy Mecwaldowski-Caroni, który jest autorem naszego fachowego czasopisma "Hokus pokus". Od 1976 roku, przez 33 lata, wszystkie teksty wychodzą spod pióra jednej osobie.
- To jedyny taki przypadek, o jakim słyszałem. Mamy się więc czym w świecie pochwalić, tym bardziej, że i szata graficzna i układ tekstów, i ich treść stawiają to pismo w czołówce pism iluzjonistycznych na świecie - dodaje Jerzy Stanek.
Iluzjonistą z wieloletnim stażem jest Marek Woźniak, pseudonim Corelli. Nadzieją łódzkich iluzjonistów stał się Szymon Maciak, absolwent politechniki, który trzy lata temu na łódzkim kongresie zdobył pierwszą nagrodę w kategorii iluzji scenicznej i pierwszą nagrodę w kategorii mikroiluzji.
- Ma bardzo duży talent, jest pracowitym człowiekiem, jeśli starczy mu samozaparcia i wytrwałości, za trzy lata na kolejnym festiwalu światowym w Blackpool ma spore szanse na jedną z wyższych nagród - rekomenduje kolegę szef KKI.
Stronę internetową klubu iluzjonistów tworzy kolejny młody iluzjonista, student politechniki Jerzy Jakub Buczyński.
- W iluzji nie chodzi o pokazywanie trików. Człowiek, który wychodzi na scenę, żeby pokazywać triki nigdy nie będzie artysta. Jeśli nie potrafi poruszyć widza, dostarczyć mu przeżyć estetycznych, będzie lepszym lub gorszym rzemieślnikiem - konkluduje Stanek. - My, iluzjoniści, nie mamy aż tak silnych narzędzi, jak muzycy, malarze czy aktorzy, aby sprawić, żeby ludzie wzruszali się do łez. Mamy inne narzędzia, dzięki którym potrafimy sprawić, że dorośli ludzie, nawet o siwych włosach, reagują spontanicznie jak dzieci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?