Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

I jak tu nadal być sobą? Stranieri a sprawa ŁKS

R. Piotrowski
Hiszpan Samuel Corral (z lewej) i Portugalczyk Ricardo Guima (tuż za nim) podczas treningu ŁKS [Fot. Krzysztof Szymczak]
W kadrze beniaminka ekstraklasy jest już siedmiu obcokrajowców. Jeśli wiosną choć sześciu z nich wybiegnie na murawę z jednym z meczów, pobity zostanie wynik sprzed kilku lat, gdy w ŁKS zagrało w lidze pięciu stranieri.

Do Hiszpanów Daniela Ramireza i Jose Pirulo, Portugalczyka Ricardo Guimy i Serba Dragoljuba Srnicia dołączyli w przerwie zimowej Słoweniec Tadej Vidmajer oraz dwaj kolejni Hiszpanie – obrońca Carlos Moros Gracia i napastnik Samuel Corral. Nietrudno sobie wyobrazić, że sześciu z nich znajdzie się wiosną w tym samym momencie na boisku, a dodajmy, że nigdy dotąd aż tylu obcokrajowców nie wystąpiło w barwach ŁKS w meczu polskiej ekstraklasy.

Na rozdrożu?

Znak czasu to czy też jego przekleństwo? Opinie na ten temat są podzielone, choć większość zwykła psioczyć (i nie bez powodu) na manię ściągania przeciętnych kopaczy z Bałkanów, Ameryki Południowej, Czech, Słowacji czy ostatnio Hiszpanii.
Jak to się ma do zespołu „Rycerzy Wiosny”? ŁKS chwalono dotąd za sposób budowania drużyny, bo choć w talii trenera Kazimierza Moskala nie brakowało asa w postaci Daniela Ramireza, trzon zespołu stanowili Polacy. Teraz, gdy strach zajrzał beniaminkowi w oczy, klub sięgnął po trzech kolejnych cudzoziemców, ma dziś ich w kadrze już siedmiu (w tym iberyjską kolonię), więc niewykluczone, że wiosną szkoleniowiec ŁKS nieco inaczej rozłoży akcenty.

Oczywiście najważniejsze jest utrzymanie drużyny w elicie, ale wielu kibiców chciałoby, by szefowie ŁKS nie zawracali z raz obranej drogi i nadal wyróżniali się pod tym względem na tle ligowych rywali. Trudno nie odnieść bowiem wrażenia, że beniaminek stanął teraz w rozkroku pomiędzy chęcią dochowania wierności swojej filozofii, a widmem spadku z ligi, czemu stranieri mają zapewne w zamyśle dyrektora sportowego Krzysztofa Przytuły i jego współpracowników zapobiec. Jeśli sprowadzeni zimą piłkarze okażą się o klasę lepsi od swoich poprzedników, tematu nie będzie, a włodarze ŁKS obronią swoje decyzje wynikiem sportowym (choć dla bezstronnych obserwatorów, krytycznie odnoszących się do liczby obcokrajowców w lidze, sukces łodzian będzie miał gorzki smak).

Jeśli natomiast beniaminek spadnie z hukiem z ekstraklasy, nikt raczej nie będzie chciał słuchać tłumaczeń o problemach obcokrajowców z aklimatyzacją czy horrendalnych cenach jakich konkurencja żąda za polskich graczy (nawet jeśli tłumaczenia te będą w jakimś stopniu zasadne). Jedno wydaje się pewne - zagraniczni piłkarze sprowadzani hurtowo do naszego kraju nie podnieśli dotąd poziomu ekstraklasy, zdołali co najwyższej czasowo poprawić sytuację kilku klubów w lidze, co na kondycję naszego piłkarstwa nie wywarło znaczącego wpływu. Papierkiem lakmusowym są tu zawsze europejskie puchary i niekiedy żenująca w nich postawa polskich klubów. ŁKS nie musi co prawda zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami, lecz nie zdoła uciec w przyszłości od pytań na temat wiarygodności swojej koncepcji, jej celów, korekt, w końcu także tożsamości. I jak udowodniły to przypadki kilku innych polskich klubów tutaj nietrudno wpaść we własne sidła.

Pięciu w jedenastce

Przez lata „budulcem” pierwszej kadry łódzkiego zespołu byli zawodnicy związani z regionem (a przede wszystkim wychowankowie). Dopiero otwarcie polskiego rynku piłkarskiego na Europę i świat w latach 90. nieco zachwiał tę tendencją. W erze Antoniego Ptaka, a więc u schyłku XX wieku, przez ŁKS przewinęło się wielu zawodników m.in. z Brazylii i Nigerii na czele z Rodrigo Carbone i Omodiagbe Darlingtonem, którzy w 1998 roku świętowali z ŁKS mistrzostwo Polski. Gwoli ścisłości dodajmy, że obaj nie mieścili się na szczęście w pojęciu „zagranicznego szrotu”, czego niestety nie da się powiedzieć o wielu z tych, którzy przywędrowali na al. Unii 2 w XXI wieku.

W pierwszych latach nowego stulecia obcokrajowcy coraz częściej pojawiali się w ŁKS, ale na boisku zwykle oglądaliśmy nie więcej niż dwóch-trzech. Wyjątkiem była wiosna sezonu 2006/2007, gdy w meczu z Legią w Warszawie na murawie zameldowało się czterech cudzoziemców (Bośniacy Tarik Cerić i Ensar Arifović, Litwin Marius Kižys oraz Serb Miroslav Opsenica). Z kolei kilka miesięcy później padł rekord, bo 15 września 2007 roku w wygranym 3:0 meczu z Zagłębiem Sosnowiec na boisku po raz pierwszy zameldowało się w tym samym czasie aż pięciu stranieri (poza Cericiem, Arifoviciem i Opsenicą, także dwóch Brazylijczyków – Andreson oraz znany potem z występów w Tottenhamie i FC Barcelonie Paulinho). We wspomnianym, jak i kolejnym sezonie sytuacja, w której pięciu obcokrajowców biegało po murawie z przeplatanką na piersi, powtarzała się jeszcze kilkukrotnie.

A dziś? Trener Kazimierz Moskal będzie miał do dyspozycji wiosną siedmiu stranieri. Najliczniejszą grupę stanowią piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego. Jest ich dziś w klubie aż pięciu.
- Na pewno jest to duży plus, bo obecność rodaków pomaga - stwierdził kilka dni temu Samuel Corral, przyznając przy okazji, że fakt ten miał wpływ na podjęcie przez naspastnika decyzji o przenosinach do Łodzi. Teraz wspomniana piątka wraz z Serbem i Słoweńcem spróbuje uratować ŁKS przed spadkiem z ligi. I oby tylko łódzki klub w trakcie tej walki o ligowy byt nie stracił wątku, bo akurat pod tym względem snuł dotąd całkiem spójną i sensowną opowieść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki