Wydawałoby się, że raczej gospodarności. Bo po co na dyrektorów instytucji skądinąd artystycznych wybierają nie twórców, a zarządców, administratorów, względnie menedżerów, szefów artystycznych przesuwając w hierarchii niżej. I czemu posady te bywają prezentem dla, jak mówi Łukaszewicz, „swojego człowieka”?
Policzmy, by unaocznić stan rzeczy: w dwóch miejskich teatrach lalkowych od lat dyrektorami są reżyserzy, ale już spośród trzech pozostałych scen tylko w Teatrze Nowym dyrektorem naczelnym (i artystycznym zarazem) był niewątpliwie artysta, Zdzisław Jaskuła. Do puli dodajmy menedżerów/dyrektorów z zawodu w marszałkowskich teatrach „Wielkim”, „Jaraczu” i w Filharmonii Łódzkiej, która niemal od roku, po rozstaniu z dyrygentem Raiskinem, w ogóle pozbawiona jest stałego kierownictwa artystycznego. Ciekawe, prawda?
A przecież są w kraju samorządy, które nawet zadłużone instytucje, jak Teatr im. Kochanowskiego w Opolu, potrafią powierzyć artyście, dokładnie reżyserowi Norbertowi Rakowskiemu. A u nas? Nasi urzędnicy stale mówią, że „kultura jest ważna” (to prezydent Zdanowska), że „ma być kołem zamachowym rozwoju miasta” (wiceprezydent Piątkowski), że z kulturą pojedziemy do Wrocławia, a może i dalej. Może pojedziemy. Czy będzie to kultura autentyczna, a więc wartościowa, i prawdziwe koło zamachowe to już naprawdę inna rzecz. Może więc jednak urzędnicy są bardziej jak te „króle z panami brzuchatemi”, którym coś „w bankach nie sztymuje” (to Julian Tuwim w „Do prostego człowieka”), a kulturę widzą jako wypadkową porządku w papierach? Duch rachunkowości duchem napędzającym kulturę - rzeczywiście kreatywność godna kreującej Łodzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?