Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ile platform jest w łódzkiej Platformie, czyli krajobraz po Kacprzaku

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda fot. Grzegorz Gałasiński
Najdłużej w najnowszej historii Łodzi sprawujący funkcję szefa Rady Miejskiej Tomasz Kacprzak (PO) przeszedł do historii. Rządził przez ostatnie 5,5 roku, czyli także wtedy, gdy PO była w opozycji do Jerzego Kropiwnickiego i PiS. A odwołano go w sytuacji, gdy Platforma ma 25 z 43 radnych. Bo dziś ta większość to teoria, która nie zawsze przekuwa się na praktykę.

Symboliczne jest to, że przed głosowaniem o odwołanie szefa radnych odpowiedzi łódzkich notabli PO na pytania jaki obstawiają wynik głosowania były w stylu "nie wiem, wierzę, że będzie dobrze", a sam Tomasz Kacprzak spodziewał się "każdego wyniku". I teraz paradoks polega na tym, że PO mając niby-większość w Radzie Miejskiej, tak naprawdę przy każdym głosowaniu może się spodziewać "każdego wyniku".

Problem większości w RM leży w degrengoladzie Platforma. Jest tam grupa Młodych Demokratów z liderem Kacprzakiem, frakcja Cezarego Grabarczyka i prezydent Hanny Zdanowskiej oraz frakcja Krzysztofa Kwiatkowskiego. Ta ostatnia to wewnętrzna opozycja budowana od czasu, gdy w 2010 r. ówczesny minister Kwiatkowski rozstał się z marzeniami o kandydowaniu na prezydenta Łodzi, ale o nich nie zapomniał. Dziś to właśnie ósemkę radnych Kwiatkowskiego podejrzewa się o to, że byli tymi, którzy razem z opozycją z SLD i PiS dołożyli ręce w niejawnym głosowaniu do odwołania Kacprzaka (wynik 25 do 18).

Oni zaprzeczają, a sytuację zagmatwał tylko fakt, że w głosowaniu nad absolutorium dla Hanny Zdanowskiej cała arytmetyka zadziałała już po myśli PO i cały klub był "za". To zdezorientowało nieco dowództwo klubu, bo po odwołaniu Kacprzaka mówiło się o usunięciu radnych Kwiatkowskiego, potem zaś, że "nie, bo jednak mamy większość".

Jeśli przewodniczącego Kacprzaka odwołali rzeczywiście radni Kwiatkowskiego, to zagrali zręcznie. W głosowaniach jawnych popierają PO, nie dają więc partii kolejnych haków na siebie samych, poza tym kilkoro z nich pracuje w miejskich spółkach, co też nie jest bez znaczenia. W niejawnych ustawiają całą grę personalną w RM, bo przecież następcę przewodniczącego Kacprzaka wybierze się niejawnie. W tych przypadkach Zdanowska większości nie może być pewna, stąd dziś nikt z jej frakcji, ani z frakcji Kacprzaka nie wychyli się z kandydowaniem, bo przegra.

Szefem zostanie ktoś z opozycji, ktoś od Kwiatkowskiego (w obu przypadkach dyskomfort dla Zdanowskiej), albo ktoś z PO, kogo wynegocjuje Zdanowska z klubem SLD, za jakieś frukty w spółkach. Mówi się np. o Pawle Bliźniuku, żołnierzu Zdanowskiej, który miał być niegdyś wiceszefem RM, ale zablokowała go frakcja... Kacprzaka, co z kolei rzuca ciekawy kontekst na odwołanie Kacprzaka.

Robi się z tego konstrukcja piętrowa, bo ludzie Kwiatkowskiego mają wyroki usunięcia bądź zawieszenia w prawach członków PO, tyle, że nieprawomocne. W sytuacji, kiedy centrala PO ogłosiła już, że Kwiatkowski będzie kandydatem partii na szefa NIK, oni tracą politycznego patrona. Do NIK Kwiatkowski nie zabierze wszystkich, zatem nie mają nic do stracenia, choć Zdanowska może im obiecać wszystko, łącznie z atrakcyjnymi miejscami na listach.

Uwierzą? W głównym nurcie PO mówi się, że są bez szans i grają tylko do wyborów. W kuluarach RM mówiło się, że "ktoś ważny z kancelarii premiera" miał rozmawiać z Kwiatkowskim i naciskać na lojalne zachowanie jego ludzi wobec Kacprzaka. Widać znów coś nie zagrało.

Sam Tomasz Kacprzak jest zaś ofiarą polityki łódzkiego zarządu PO, który sam współtworzy i de facto sam też jest sobie winien. W błahej sprawie doraźnej komisji ds. NCŁ cała frakcja Kwiatkowskiego nie utrzymała dyscypliny i za to sprawy trafiły do sądu partyjnego. Choć wszyscy głosowali tak samo, kary dostali różne: od wykluczeń po zawieszenia, z tym, że terminy zawieszeń były takie, by nie załapali się na wewnętrzne wybory w partii, albo listy wyborcze PO do samorządu. Różne wyroki miały frakcję podzielić, a ją scementowały.

SLD tę sytuację wykorzystał, składając wniosek o usunięcie Kacprzaka po niezbyt kontrowersyjnej wpadce. Chciał się zapisać do komisji rewizyjnej, a nie miał prawa, tyle, że podobnie postąpił wiceszef RM z PiS, przy milczącej akceptacji ich odpowiednika z SLD. I klub SLD z pewnością liczył na to, że może znaleźć sojuszników w PO. Bo konfrontacyjna polityka Zdanowskiej i zarządu PO z oddaniem sprawy do sądu partyjnego obróciła się przeciw Kacprzakowi. A przecież wiadomo, że wielu radnych w ważniejszych głosowaniach łamało dyscyplinę, tylko sprawy się przedawniły, co śmierdzi hipokryzją.

Ludzi Kwiatkowskiego postanowiono usunąć bezwzględnie, stąd Kacprzak dziś jest jedynym przegranym. Bo Zdanowska jednak absolutorium uzyskała i wygrała. Teraz mówi się, że gdyby lojalność ludzi Kwiatkowskiego znów szwankowała, to Zdanowska będzie szukać doraźnych koalicji w konkretnych głosowaniach. Senator Maciej Grubski, były szef RM, który namaścił Kacprzaka na swego następcę mówi tak: "Jeśli to ludzie Kwiatkowskiego odwołali Kacprzaka, to jest to zwykłe sk...stwo. Platforma dała im miejsca na listach, dzięki którym są dziś radnymi i mają wpływy. Na miejscu Zdanowskiej w ogóle bym na nich nie liczył, tylko szukał porozumienia z klubem SLD".

Tyle senator Grubski, może dosadnie, acz z wizją. Pytanie tylko, co dalej, jeśli to nie ludzie Kwiatkowskiego? Bo po odwołaniu Kacprzaka na twarzach współpracowników Zdanowskiej smutku się nie dostrzegało. Do scenariusza Grubskiego warto dodać, że Zdanowską przy absolutorium wsparł Ruch Palikota w sile dwójki radnych, co też jakąś wąziutką perspektywę otwiera. Jednak konkretne polityczne szachy dopiero przed nami, bo w lipcu głosowania o odwołanie wiceprzewodniczących z PiS i SLD.

Pozostaje jeszcze kwestia Tomasza Kacprzaka. Co prawda niedługo po nim odwołano wiceszefową RM Elżbietę Królikowską-Kińską, ale to jego porażka była tą pierwszoplanową . Są tacy w PO, którzy uważają, że to było już jego ostatnie ważne stanowisko: przegrał stołek szefa RM, wcześniej w wyborach do Sejmu wynik osiągnął katastrofalny, bo zdobył tylko nieco ponad 1,6 tys. głosów. Nie wiadomo, czy utrzyma stanowisko wiceszefa partii w Łodzi. Ktoś pod adresem radnych Kwiatkowskiego rzucił pytanie: "czy mają prawa jazdy, bo jeśli nie, to teraz na pewno nie zdadzą". Bo Tomasz Kacprzak to wicedyrektor łódzkiego WORD. Ze względu na obowiązki szefa RM częściej jednak bywał w "terenie" i w magistracie, niż w pracy. Teraz popracuje trochę inaczej. Młodzi Demokraci uwielbiają szermować hasłami z "Psów" Pasikowskiego. Do Kacprzaka pasowało "czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisji". Już nie pasuje.

Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ile platform jest w łódzkiej Platformie, czyli krajobraz po Kacprzaku - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki