Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Implanty brakujących kości drukowane lub frezowane na miarę

Paweł Patora
ze zbiorów prof. Kozakiewicza
Pacjenci z całej Polski przyjeżdżają do Łodzi na wszczepienie implantów, dokładnie zastępujących utracone kości. Zabiegi wykonuje profesor Marcin Kozakiewicz.

Był koniec lutego lub początek marca 2014 roku, gdy 23-letni Grzegorz Grelus z Pabianic został przez grupę chuliganów pobity tak, że stracił przytomność. Mężczyzna trafił do szpitala w Pabianicach z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Ponadto w okolicy oka miał tak silny obrzęk, że nie mógł otworzyć powieki. Okazało się, że ma całkowicie zniszczoną dolną ścianę oczodołu. Wkrótce został przewieziony do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. WAM w Łodzi przy ulicy Żeromskiego. Tam, zanim został wypisany do domu, rozmawiał z profesorem Marcinem Kozakiewiczem, kierownikiem kliniki chirurgii szczękowo-twarzowej Uniwersytetu Medycznego, który zaproponował mu wszczepienie implantu dolnej ściany oczodołu.

- Pan profesor dokładnie mi wyjaśnił, na czym będzie polegał zabieg i jakie przyniesie skutki - wspomina Grzegorz Grelus. - Musiałem też podpisać zgodę na eksperyment medyczny, bo - jak mi wytłumaczono - jest to nowa metoda leczenia, której jeszcze nie stosuje się powszechnie.

Pan Grzegorz opowiada, że gdy już zeszła mu opuchlizna i mógł otwierać oko, okazało się, że widzi podwójnie. Co prawda po kilku tygodniach mózg częściowo dostosował się do nowej sytuacji i sygnały otrzymywane z inaczej rozmieszczonych względem siebie oczu próbował połączyć w jeden ostry, trójwymiarowy obraz, ale był to obraz daleki od doskonałości i wymagał nachylenia głowy pod pewnym szczególnym kątem. Co gorsza, zapadnięcie się oka było widoczne i oszpecało twarz młodego mężczyzny.

Przed zabiegiem Grzegorz Grelus kilka razy przyjeżdżał do szpitala na badania, m.in. tomografię komputerową, niezbędną do wykonania implantu. Operacja odbyła się po dwóch miesiącach od pobicia. Już trzy dni po zabiegu pacjent został wypisany ze szpitala.

- Gdy wychodziłem do domu, uprzedzono mnie, że może boleć. Kupiłem więc przepisany przez lekarza ketonal - wspomina pan Grzegorz. - Zażyłem jedną tabletkę na wszelki wypadek, bo obawiałem się, że gdy przestaną działać leki, jakie dostawałem w szpitalu, mogę czuć silny ból. Potem jednak nie połknąłem już żadnej tabletki przeciwbólowej, bo nie było takiej potrzeby. Do dziś została mi prawie cała fiolka ketonalu.

Zaraz po operacji pacjent znów widział podwójnie, bo jego mózg już zdążył odzwyczaić się od prawidłowego rozmieszczenia gałek ocznych.

- Jednak mniej więcej po czterech miesiącach, gdy mózg znowu wszystko sobie poprzestawiał, miałem już - i mam do tej pory - normalne pole widzenia - mówi Grzegorz Grelus. - Lekko opada mi jeszcze powieka, ale myślę, że najpóźniej za pół roku i ten problem zniknie.

56-letni Zbigniew Kowalewski z Fromborka dzięki operacji, wykonanej 5 sierpnia 2013 roku przez profesora Marcina Kozakiewicza i jego zespół, nie tylko odzyskał normalny wygląd twarzy, ale też pozbył się wcześniejszych kłopotów z poruszaniem żuchwą. Pan Zbigniew przez 20 lat nie golił się, aby zamaskować widoczny ubytek kości żuchwy od ucha aż do środka bródki. Jednak różnicę było widać, gdy otwierał usta. Dużą część żuchwy utracił w wyniku choroby nowotworowej. Nie wiadomo, skąd wziął się ten rak. Pan Zbigniew domyśla się, że przyczyną mogło być uszkodzenie kości, jakiego nabawił się w wojsku, gdy usuwano mu bolącą ósemkę.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Dwa lata po wyjściu z wojska dostałem jakiegoś szczękościsku - opowiada pan Zbigniew. - Pojechałem do Gdańska i tam w Akademii Medycznej wycięli mi kawałek kości żuchwy, zostawiając dolną krawędź i wycięty fragment uzupełnili przeszczepem z kości biodrowej. Po pół roku organizm to odrzucił. Usunęli mi więc tę kość i wszczepili jakiś plastik. Niestety, po siedmiu latach zaczęło mi to ropieć i trzeba było wyciągnąć. Proponowali mi kolejne implanty, ale nie zgodziłem się. Miałem już dosyć tych prób. Przez kolejnych 20 lat chodziłem bez części żuchwy. Jadłem tylko prawą stroną i nie mogłem gryźć niczego twardego.

W 2012 roku pan Zbigniew, podczas wizyty w Elblągu u doktora Bogdana Chomika, dowiedział się od niego, że istnieją nowe metody leczenia ubytków kości i zdecydował się na podjęcie jeszcze jednej próby.

- Doktor Chomik wysłał moje zdjęcia do pana profesora do Łodzi - wspomina Zbigniew Kowalewski. - Pan profesor zadzwonił do mnie i zapytał, czy mógłbym przyjechać do Łodzi, żeby porozmawiać, co i jak można zrobić. Gdy pojechałem, był październik 2012 roku. Później jeszcze jeździłem kilka razy na badania i różne przymiarki, aż do operacji, która odbyła się 5 sierpnia 2013 roku. Teraz mam wszczepiony implant tytanowy i jestem spokojny, że nie grozi mi odrzucenie przeszczepu. Jest elegancko. Wszystko się pogoiło i już nie noszę długiej brody.

Obaj pacjenci mieli szczęście, że trafili do kliniki, kierowanej przez profesora Marcina Kozakiewicza. Jest to jedyna klinika w Polsce, w której wszczepiane są implanty brakujących ścian oczodołu i innych części twarzoczaszki. Wytwarzane na miarę, precyzyjnie dostosowane do kształtu i wielkości ubytku tkanki kostnej pacjenta. Pierwszą taką operację profesor Kozakiewicz przeprowadził osiem lat temu. Była to zmiana rewolucyjna.

Wcześniej w przypadku rekonstrukcji brakujących ścian oczodołu stosowano implan-ty, wybierane z dostępnego typoszeregu, dostosowując je, w miarę możliwości, do anatomicznych cech pacjenta. Inną metodą jest formowanie przez chirurga implantu podczas zabiegu z wcześniej przygotowanego materiału.

Nowe możliwości pojawiły się wraz z rozwojem techniki obrazowania komputerowego. Teraz badanie tomografem komputerowym pozwala precyzyjnie ustalić wielkość i kształt brakującej części tkanki kostnej i stworzyć trójwymiarowy wirtualny model, a na jego podstawie sam implant, idealnie dostosowany do niepowtarzalnej budowy utraconego fragmentu kości pacjenta.

Implanty wykonywane są z siatki tytanowej, bloku tytanu albo - co jest absolutną nowością - z polietylenu o ultrawysokiej masie cząsteczkowej. Powstają dzięki ścisłej współpracy kliniki profesora Kozakiewicza z kierowaną przez doktora Marcina Elgalala Pracownią Implantów Łódzkiego Regionalnego Parku Naukowo-Technologicznego i z łódzką firmą LEDO PPHU. Indywidualne implanty medyczne są wytwarzane przez drukarkę 3D albo przez frezarkę CNC.

Drukarka buduje implant identyczny z wirtualnym modelem, warstwa po warstwie ze sproszkowanego stopu tytanu, natomiast frezarka CNC usuwa z bryły materiału jego nadmiar, tak by otrzymać zaprogramowany obiekt.

Dzięki implantom na miarę do minimum maleje możliwość wystąpienia powikłań śródoperacyjnych, praktycznie nie zdarza się konieczność wymiany implantu z powodu jego niewłaściwej wielkości lub kształtu i skraca się czas operacji.

- Podczas zabiegu mam przed oczami małą szczelinę. Niewiele się widzi - mówi profesor Kozakiewicz. - Wytworzenie idealnie pasującego wszczepu podczas zabiegu jest praktycznie niemożliwe. Chirurg ma do tego za mało danych i za mało czasu. Wcześniejsze przygotowanie implantu o indywidualnym kształcie bardzo ułatwia mi pracę, bo nie muszę się zastanawiać, czy to co zrobiłem jest dobre. Już przed zabiegiem wiem, że wszczep będzie pasował tylko w zaplanowanym miejscu i będzie dokładnie odbudowywał naturalną anatomię w sposób najlepszy dla pacjenta.

Dzięki indywidualnym implantom medycznym radykalnie poprawiła się skuteczność leczenia i jakość życia pacjentów, okaleczonych m.in. wskutek wypadków komunikacyjnych, pobić i nowotworów.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki