W przychodniach do lekarzy ustawiają się kolejki, a w szkołach brakuje po kilkanaście osób. Tak jest w przypadku 7-letniej Julki, która 1 września poszła do pierwszej klasy. Po kilku dniach wróciła do domu z gorączką i bólem gardła.
- Julka w przedszkolu rzadko chorowała. Niestety, zaczęła się szkoła i córka od razu złapała jakąś infekcję - mówi Marika Klimczak, mama 7-letniej Julki.
W klasie Julki prawie połowa ławek stoi pusta. - Byłam u wychowawczyni, żeby spytać czego mam się uczyć z córką w domu, żeby nie miała zaległości. Okazało się, że inne dzieci też chorują i dlatego nauczyciele nie będą przez ten tydzień przerabiać trudniejszych zadań - mówi pani Marika.
Od dwóch dni w łóżku leży też Agnieszka Pietruszewska, która za dwa tygodnie zostanie szczęśliwą mamą. - Boli mnie gardło, mam katar i kaszel. Kuruję się miodem i czosnkiem. Mam nadzieję, że w ciągu tygodnia dojdę do siebie, bo przede mną czas wielkiego wysiłku.
Choć lekarze codziennie przyjmują po kilkudziesięciu pacjentów, uspokajają, że jeszcze nie mamy epidemii grypy.
- W pogodzie jest okres przejściowy. Wielu pacjentów ubiera się w letnie rzeczy, a przecież wieczory są już coraz chłodniejsze. Do tego zaczął się rok szkolny, a przebywanie w dużych skupiskach sprzyja zachorowaniom. Dzieci łapią wirusy w szkole, a potem zarażają rodziców - tłumaczy dr Maciej Adamiec, dyrektor Miejskiej Przychodni "Chojny" w Łodzi. - Zawsze okres kulminacyjny, w którym notujemy najwięcej przypadków zachorowań przypada na luty i marzec. W tym roku zachorowania zaczęły się już we wrześniu, ale na szczęście większość z nich to zwykłe infekcje. Wyleczyć można je w kilka dni.
Mimo że o epidemii grypy nie ma mowy, lekarze przestrzegają, by nie lekceważyć tej choroby. - Miałem już dwójkę chorych na wirus grypy. Trzeba pamiętać, że nawet zwykła grypa jest niebezpieczna i może wywołać poważne powikłania - mówi dr Adamiec.
Lekarze uważają, że większa liczba zachorowań jest efektem coraz większej niechęci łodzian do szczepień.
- Kiedy w Polsce szalała ptasia grypa, wywołana wtedy psychoza nakłoniła wielu mieszkańców do szczepień przeciw grypie. To skutkowało spadkiem zachorowań w następnym roku. Niestety, pacjenci szybko o tym zapomnieli i przestali się szczepić, dlatego teraz mamy wzrost zachorowań - twierdzi dr Maciej Adamiec, dyrektor Miejskiej Przychodni "Chojny" w Łodzi. - Duża liczba chorych może być zachętą do zmiany zdania. Jeśli zaszczepimy się teraz to przeciwciała w naszym organizmie wytworzą się już po dwóch tygodniach. Będziemy wtedy zabezpieczeni na cały sezon.
Część łodzian może skorzystać z darmowych szczepień, które finansuje Urząd Miasta. Program jest kierowany do osób powyżej 65. roku życia, mieszkańcow domów pomocy społecznej, bezdomnych przebywający w schroniskach, pracowników socjalnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i domów pomocy społecznej, placówek opiekuńczo-wychowawczych i resocjalizacyjnych, a policjantów i strażników miejskich.
Miasto przygotowało 15 tys. szczepionek, na które wydało 450 tys. zł. W programie bierze udział 13 przychodni m.in. ZOZ Łódź Polesie, miejska przychodniach Widzew, Batory, Odrzańska oraz Centrum Medyczne Bazarowa i Szpital św. Rodziny.
Nie obowiązuje rejonizacja, wystarczy zgłosić się z dowodem osobistym lub legitymacją emeryta czy rencisty. Osoby nie objęte programem profilaktycznym muszą wydać na szczepionkę od 20 do 40 zł.
Lekarze ostrzegają, że zbagatelizowana grypa może wywołać powikłania. - Jeśli pojawi się wysoka gorączka i bóle mięśni, to może być wirus grypy. Trzeba uważać, żeby nie pojawiło się zapalenie płuc - mówi dr Adamiec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?