Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Inferno”, czyli kultura musi również zmuszać do wysiłku. Premiera Teatru Logos

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Po ubiegłorocznej premierze na scenie łódzkiego Teatru Logos niosącego nadzieję „Czyścca”, drugiej części „Boskiej komedii” Dantego Alighieri, reżyserka Ewa Wycichowska wróciła do początku, realizując otwierające poemat „Piekło - Inferno”. W jakże odmiennych okolicznościach.

Wyjątkowość i znaczenie Logosu polega między innymi na tym, iż to prawdopodobnie jedyna w kraju umiejscowiona przy parafii scena repertuarowa, grająca spektakle regularnie, nie od święta, w dodatku zawsze opowiadająca o sprawach ważnych, nawet w kontekstach nie zawsze oczywistych dla miejsca, w którym prezentowane są spektakle. Podobnie jest z „Inferno” na motywach dzieła Dantego (w przekładzie Agnieszki Kuciak), według koncepcji dramaturgicznej i w reżyserii Ewy Wycichowskiej. Obostrzenia związane z zagrożeniem epidemiologicznym sprawiły, iż zamiast w ciasnej salce teatralnej Logosu, spektakl zaistniał w przestrzeni Kościoła Rektoralnego Środowisk Twórczych, przy którym scena funkcjonuje. Piekło w kościele - już tylko to ileż buduje znaczeń przy uwzględnieniu tego, co się we współczesnym kościele dzieje... oraz zaciskającej gardło niepewności, która tak szybko zastąpiła przekonanie, iż ciągle będzie nieźle.

Pandemiczna rzeczywistość wymusiła ingerencję nie tylko w miejsce prezentacji przedstawienia, ale również jego formę. Ewa Wycichowska zdecydowała się na hybrydę struktury dramaturgicznej oraz filmu, złożonego ze zrealizowanych różnymi nośnikami przez 33 artystów związanych z Teatrem Logos etiud, a następnie opracowanych przez Jarosława Darnowskiego. Ponadczasowość tekstu z przełomu średniowiecza i renesansu zostaje więc skonfrontowana ze współczesnością, uniwersalizm podkreślony niezmiennością grzęźnięcia człowieka w przyziemnej rozpaczy. Co ciekawe, odniesienie „Boskiej komedii” do dzisiejszych realiów i bolączek wypadło bardziej intrygująco w tak niejednoznacznej, złożonej z komentujących się nawzajem planów, a przecież „przyciętej” ograniczeniami formule, niż przez czysto teatralne wprowadzanie na scenę przed rokiem w „Czyśccu” narkomanów i innych cierpiących bliskich obecnym doświadczeniom. Wówczas tego rodzaju działania jawiły się nieco blado przy mocy grzmiących ze sceny i nagranych przez aktorów fragmentach poematu Dantego. Teraz towarzysząc dostojeństwu wygłaszanych niczym czytania podczas mszy kwestii z „Inferno” powiodły całość ku znacznie dotkliwszej, nie wyrażanej tak wprost metaforze - czasem ironicznej: bawiliśmy się przecież na każdym weselu windą powożącą do nieba. Tutaj jedzie ona w dół, do niższych kręgów piekieł...

Do piekieł zresztą zstępujemy jeszcze przed przekroczenim wrót kościoła, przechodząc obok nieszczęśników cierpiących na rozmaite przypadłości, które mogą dotknąć ludzkie ciało i umysł, żebrzących o wsparcie i uwagę. Mijamy ich, bo spieszymy na przedstawienie. Ale piekło zaczyna się przecież od odwrócenia od bliskich, pogardy wobec słabszych, odrzucenia biednych ze względów estetycznych.

W kościele-teatrze-piekle to już my stajemy się grzesznikami, wzywani przez prowadzących ceremonię i przyznający się do swoich nikczemności recytując zdania z „Boskiej komedii” zapisane na kartkach podawanych przez aktorów Logosa. Ostateczne ustawienie widza w niewygodnej (przyszłościowej?) perspektywie. A może jeszcze jedna okazja do refleksji i odmiany póki to jeszcze możliwe? A na pewno przypomnienie, że kultura nie jest tylko rozrywką, musi również zmuszać do wysiłku i jakiekolwiek niedogodności związane z koniecznością izolacji nie mogą być alibi dla zwrócenia się w stronę łatwej rozrywki.

Przez piekło słowami Dantego prowadzi widzów znakomity kwartet aktorski: Mariusz Saniternik, Marek Kasprzyk, Karolina Łukaszewicz i Jolanta Kowalska, czytając poszczególne fragmenty z klasą, energią kazania, ale i intymnością modlitwy oraz bezwzględną świadomością tekstu. A bezwzględną, bo pozbawioną aktorskich zabiegów, które mogłyby uatrakcyjniać zapisaną wizję piekła oraz łagodzić stawiane nam oczekiwania. Zostajemy sami z tekstem. A w ten sposób sami ze sobą. I swoimi niedociągnięciami...

A wszystko zamyka muzyka Bacha (podczas spektaklu, który oglądałem w pięknym wykonaniu Michała Jana Barańskiego i Aleksandry Nawe), która w kilka minut potrafi powiedzieć wszystko to, co niejednokrotnie zamykamy w długich zdaniach.

Wchodzących na spektakl ostrzega się długo wbijając im do głów: „wchodząc, porzućcie wszelkie swe nadzieje”. A przecież nadzieja w dobru i teatrze. W sam raz taka, by za rok wybrać się z Logosem i Ewą Wycichowską do „Raju”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki