Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Irena Santor obchodzi 88 urodziny. Jest doktorem honoris causa łódzkiej Akademii Muzycznej

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Jest jedną z najwybitniejszych polskich artystek. Piosenkarką uwielbianą przez kolejne pokolenia Polaków. Nie na darmo Lucjan Kydryński nazwał Irenę Santor damą polskiej piosenki.

Irena Santor rodziła się w Papowie Biskupim na Kujawach. Irena Wiśniewska, bo tak brzmi jej panieńskie nazwisko, miała niecałe pięć lat, gdy straciła ojca.

To było w nocy z 28 na 29 października 1939 roku – opowiadała Irena Santor w wywiadzie dla portalu Poza Toruń. - Został zabity, razem z grupą innych mężczyzn. W tym mordzie brała udział osoba, którą znała moja rodzina. Przed wojną ten człowiek przychodził do nas do domu, był przyjacielem mojego ojca. W czasie okupacji mieszkałyśmy przy ulicy nazwanej na cześć tego „przyjaciela” ojca. On był chyba kimś bardzo ważnym w Solcu Kujawskim. Później szykanował moją rodzinę. Na przykład mama stała w kolejce po węgiel, była już blisko, żeby ten węgiel odebrać, a on podchodził i mówił: „Raus”, żeby stawała jeszcze raz na końcu kolejki. Te wspomnienia są bardzo smutne.

Irena Santor wspominała, że w dzieciństwie zachowywała się bardziej jak chłopak niż dziewczyna. Wdrapywała się na wszystkie drzewa w okolicy.

Kiedyś całe nasze przedszkole brało udział w święceniach księdza, w tzw. białym kościele – wspominała piosenkarka. - Dwa rzędy dzieci klęczały a między nimi szedł do ołtarza ksiądz. Każde z nas miało bukiecik kwiatków i trzeba było mu te kwiatki rzucać pod nogi. Jednak ja, zamiast rzucić na podłogę, to rzuciłam kwiatami w tego księdza. On się zaplatał w sutannie, potknął i o mały włos i by się przewrócił. Co ja miałam z tego powodu w domu!

Gdy była mała chciała zostać zakonnicą. Pani Irena tłumaczyła, że to pod wpływem obrazu św. Teresy od Dzieciątka Jezus, który wisiał w jej rodzinnym domu. Wielkie wrażenie robiły na niej promienie okalające św. Teresę, fioletowe kwiaty opadające na ziemię. I chciała być taka jak święta.

Po wojnie wraz z babcią i mamą, która była krawcową wyjechała do Polanicy Zdroju. Chodziła do szkoły zdobienia szkła. Uczyła się zawodu szlifierza. I może nie pewien splot okoliczności do emerytury wycinałaby wzorki na szklanych naczyniach. Ale do Polanicy przyjechał Zdzisław Górzyński, dyrygent Opery Poznańskiej. Jej nauczycielka pani Basia sprawiła, że jej uczennice wysłuchał gość z Poznania. Dał jej jeszcze list polecający do Tadeusza Sygietyńskiego, twórcy „Mazowsza”.

Irena Wiśniewska szybko została solistką tego zespołu. Tam też poznała swego pierwszego męża Stanisława Santora. Był pierwszym skrzypkiem Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji pod dyrekcją Stefana Rachonia. Przez pewien czas mieszkali u pana Stefan. Wybitny dyrygent odstąpił im jeden ze swoich dwóch pokoi. To małżeństwo po 19 latach zakończyło się rozwodem, ale do śmierci pana Stanisława, w 1998 roku, pozostawali ze sobą w przyjaźni. Dziś pani Irena związana jest ze Zbigniewem Korpolewskim, prawnikiem, reżyserem, aktorem, który m.in. prowadził koncert Rolling Stones w Warszawie.

W życiu Ireny Santor nie brakowało dramatycznych wydarzeń. 5 listopada 1961 roku Irena Santor wracała z Łodzi samochodem z nagrania programu „Muzyka lekka, łatwa i przyjemna”. Niedawno odeszła z „Mazowsza” i zaczynała swoją solową karierę. Razem z nią podróżowała piosenkarka Ludmiła Jakubczak. Auto prowadził jej mąż, kompozytor Jerzy Abratowski. W okolicach Błonia doszło do wypadku. Samochód wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Ludmiła Jakubczak zmarła w drodze do szpitala. Wiele lat później, tuż przed Wielkanocą 2000 roku u Ireny Santor stwierdzono nowotwór piersi.

Przeraziłam się nieludzko i powiedziałam: Pani doktor, jak trzeba coś obciąć, to wszystko, co pani tylko chce! - opowiadała magazynowi „Viva”. - Tylko żebym mogła żyć. To był malutki rak, ale bardzo złośliwy. Nie straciłam piersi. Przeszłam przez to bez chemii, brałam tylko naświetlania. Najgorsze jest czekanie na wyniki. To jest taka niemoc, jak w obozie koncentracyjnym, że się żyje, ale nie wiadomo, czy jeszcze jutro się wstanie. Wiem, że trzeba umrzeć, ale chciałabym żyć jak najdłużej.

Irena Santor przyznaje, że jej największym skarbem jest głos. Raz ją jednak zawiódł. Kiedyś pojechała do Przemyśla. Był to kolejny występ... A wcześniej ktoś powiedział piosenkarce, że jeśli będzie czuła się zmęczona to ma pić wodę z cytryną. Zaczęła ją popijać.

Ale głos powiedział: Stop! Pani Irena nie wiedziała, że nie można używać cytryny kiedy się śpiewa! „Ścięło” jej struny głosowe...Reakcja była taka jakby polewała je octem. Koncertu nie była. Ale pani Irena dostała wtedy nauczkę na całe życie. Od tego czasu wie, że nie może krzyczeć, forsować strun głosowych. Dziś przekazuje to młodym ludziom.

Irena Santor zbiera bursztyny i kamienie szlachetne. Ma także dużą kolekcję karykatur przedstawiających jej wizerunek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki