Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ireneusz Jabłoński: emigranci nie wracają do kraju, bo nie mają po co

Piotr Brzózka
Dr Ireneusz Jabłoński, członek zarządu Centrum im. A. Smitha.
Dr Ireneusz Jabłoński, członek zarządu Centrum im. A. Smitha. Krzysztof Szymczak
Polska jako wspólnota niewątpliwie emigrantów potrzebuje, aczkolwiek w obecnych warunkach ich powrót sprawiłby, że wskaźnik bezrobocia podniósłby się. Dla tych ludzi w większości etatów by nie było. Część z nich sama jednak mogłaby sobie stworzyć miejsca pracy. Dlatego wezwanie do powrotu spotkałoby się z pozytywnym odzewem, gdyby nastąpiły zmiany systemowe pozwalające na wykorzystanie przedsiębiorczości i umiejętności tych ludzi. Nie stało się jednak nic, co otwierałoby rynek, redukowało biurokracje, czyniło administrację i prawo przyjaznymi przedsiębiorcom. Nie bardzo jest więc do czego wzywać, poza odwoływaniem się do sentymentów. Z dr. Ireneuszem Jabłońskim, członkiem zarządu Centrum im. A. Smitha, rozmawia Piotr Brzózka.

Tylko 2,9 proc. mieszkańców woj. łódzkiego przebywa na emigracji - wynika z najnowszych danych GUS. Tylko, bo to jedna z najniższych wartości w kraju. Średnia dla Polski wynosi 5,2, a są województwa, gdzie przekracza 10 proc. W Łódzkiem jest lepiej niż myślimy? A może jest tak źle, że już nawet wyjeżdżać nam się nie chce?

Najpierw trzeba powiedzieć, dlaczego wyjeżdżają ludzie z województw, które są na szczycie tej tabeli. Opolskie - bo jest wiele powiązań rodzinno-towarzyskich z obszarem niemieckojęzycznym. Podlaskie, bo jest taka tradycja, już przed wojną była stamtąd duża emigracja, zwłaszcza do krajów Beneluksu. Podobnie na Podkarpaciu, z tym że stąd ludzie emigrują głównie do Ameryki. Łódzkie takich tradycji nie ma. Drugi czynnik - mieszkańcy zwłaszcza północno-wschodniej części województwa znajdują pracę na terenie aglomeracji warszawskiej. To może być nawet kilkadziesiąt tysięcy osób, mamy więc do czynienia z dużą wewnętrzną emigracją. Podobnie od Radomska na południe ludzie szukają pracy na obrzeżach aglomeracji śląskiej. To znów kilka czy kilkanaście tysięcy osób.

Naiwne pytanie: przed laty słyszeliśmy hasła nawołujące emigrantów do powrotu. Dlaczego Polska ich już nie wzywa?

Nie tyle Polska, ile rząd. Polska jako wspólnota niewątpliwie emigrantów potrzebuje, aczkolwiek w obecnych warunkach ich powrót sprawiłby, że wskaźnik bezrobocia podniósłby się. Dla tych ludzi w większości etatów by nie było. Część z nich sama jednak mogłaby sobie stworzyć miejsca pracy. Dlatego wezwanie do powrotu spotkałoby się z pozytywnym odzewem, gdyby nastąpiły zmiany systemowe pozwalające na wykorzystanie przedsiębiorczości i umiejętności tych ludzi. Nie stało się jednak nic, co otwierałoby rynek, redukowało biurokracje, czyniło administrację i prawo przyjaznymi przedsiębiorcom. Nie bardzo jest więc do czego wzywać, poza odwoływaniem się do sentymentów. Na pewno rząd zrobił bardzo niewiele, żeby zachęcić emigrantów do powrotu. Nie programy propagandowe - zwane dziś marketingiem i PR - są nam potrzebne, tylko zmiany systemowe, tworzące warunki do aktywności zawodowej i życiowej.

Czy emigranci to właśnie ci najbardziej przedsiębiorczy ze swojego pokolenia, którzy biorą los w swoje ręce? A może przeciwnie - najmniej zaradni, którzy nie potrafią nic dla siebie znaleźć w kraju?

Jest i taka grupa, i taka. Tych, którzy pracują najemnie, jest dużo więcej, niż przedsiębiorców. Ale nawet ci, którzy zajmują się prostymi pracami budowlanymi, zarabiają w gastronomii czy hotelarstwie, wyjechali do obcego kraju, pokonali barierę językową i kulturową, zdecydowali się na wiele wyrzeczeń do czasu aż się jako tako urządzą. W ten sposób dowiedli tego, że są ponadprzeciętni w swojej grupie zawodowej czy wiekowej. Podjęli wyzwania o dużej skali trudności. Gdyby z tymi doświadczeniami i dyscypliną pracy, samodzielnością, wrócili do kraju i tu się realizowali, to bardzo by nas wzbogacili w kwestii kultury i szacunku dla pracy.

Barierą przed powrotem jest brak pracy w ogóle, czy wysokość zarobków?

Dla wielu po prostu nie ma pracy, szczególnie w grupie młodych ludzi z dyplomami. Po drugie praca jest w Polsce opodatkowana podatkiem akcyzowym, jak wódka, papierosy, czy paliwa. Płaca netto jest dużo niższa do kosztów, które ponosi pracodawca. Tym samy taka płaca nie daje satysfakcji ludziom. Oczywiście mówiąc o zarobkach w krajach rozwiniętych, trzeba pamiętać o różnicy w sile nabywczej. Usługi i produkty podstawowe są jednak znacznie tańsze. Stać nas na wyższy standard życia, niż wynikałoby to z prostego przeliczania. A z drugiej strony, jeśli będziemy mierzyć wartością godziny pracy, to okazuje się, że tam nawet pracownik wykonujący proste prace najemne osiąga porównywalny status życia z pracownikiem dobrze zarabiającym w Polsce. Czynnikiem, który mógłby skutecznie zachęcić do powrotu, jest zmiana opodatkowania pracy, żeby pracownik w większym stopniu partycypował w tym co, wytworzy.

Jakie jest znaczenie 17 mld zł, które emigranci przesyłają rocznie do kraju?

To jest mniej niż kiedyś. Jeszcze w latach 2005-08 to było około 20 mld zł i drugie tyle przywożone w kieszeniach. W tamtym czasie to były zauważalne pieniądze. Dziś te 17 mld to mniej niż 1,5 procent PKB - nie można tym pogardzić, ale nie jest to kwota kluczowa dla gospodarki. Pieniądze te przede wszystkim zwiększają siłę nabywczą rodzin. Ale warto zwrócić uwagę, że skoro emigranci przesyłają 17 miliardów, to muszą przynajmniej 4-5 razy więcej wytwarzać. Różnica między tym, co wytworzą a tym, co wyślą - czyli około 60-70 miliardów - jest już ewidentną stratą dla gospodarki.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki