Repertuar koncertu był łatwy do przewidzenia, skoro Bruce Dickinson, wokalista Iron Maiden, zapowiadał, że będą grali 2/3 materiału ze słynnej trasy. Wieczór zaczęli "Moonchild", a potem usłyszeliśmy "Can I Play with Madness", "The Prisoner" i wywołujące ciarki "2 Minutes to Midnight".
Tempo nie słabło i przebój gonił przebój: "The Trooper", "The Number of the Beast", "Seventh Son of a Seventh Son", z chóralnie odśpiewanym "Fear of the Dark" na czele (a na wielki finał i ostatni bis "Running Free"). Na tle zmieniającej się niemal co piosenka scenografii składającej się z szeregu przesuwających się kotar - głównie z wizerunkami Eddiego, maskotki formacji - pojawiały się coraz to nowe stwory z gigantycznym wspomnianym Eddie'm na finał.
Muzycy zachowali wiele ze swojej energii, Bruce Dickinson skakał i biegał jak młody szatan. Wszystko było jak należy, może jedynie na nagłośnienie można było trochę ponarzekać... Podróż sentymentalna dla starszych wyśmienita, nauka korzeni dzisiejszego metalu dla młodych niezastąpiona. Tylko chwilami miałem wrażenie, że najbardziej w to wszystko wierzył fenomenalny basista, lider i twórca tego towarzystwa, Steve Harris...
ZOBACZ TEŻ: Iron Maiden w Łodzi: Fani na koncercie [ZDJĘCIA]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?