Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Islamskie środowisko w Polsce jest podzielone

Anita Czupryn
Tomasz Miśkiewicz, mufti Muzułmańskiego Związku Religijnego, jako nastolatek wyjechał do Arabii Saudyjskiej
Tomasz Miśkiewicz, mufti Muzułmańskiego Związku Religijnego, jako nastolatek wyjechał do Arabii Saudyjskiej Polska Press
Burza wokół planów budowy islamskiego centrum w Białymstoku sponsorowanego przez Arabię Saudyjską. Minister Joachim Brudziński zapowiada monitoring, polscy Tatarzy mówią wprost, że nie potrzebują nowej siedziby, a mufti Muzułmańskiego Związku Religijnego liczy, że państwo polskie pomoże sfinalizować inwestycję. Bo przecież monitoring nie oznacza „Nie”.

Pomysł ujrzał światło dzienne podczas spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z przedstawicielami mniejszości narodowych. Wtedy to mufti Tomasz Miśkiewicz z Muzułmańskiego Związku Religijnego Rzeczpospolitej Polskiej poinformował o projekcie budowy Muzułmańskiego Centrum Kultury i Edukacji w Białymstoku, którą to budowę finansowo wesprzeć mają władze Arabii Saudyjskiej. Miałby to być - jak podkreślał mufti Miśkiewicz, prezent dla polskich Tatarów, którzy żyją w Polsce w zgodzie i harmonii już od ponad 600 lat.

Odwołanie się Miśkiewicza do polskich Tatarów spotkało się z szybką reakcją ministra spraw wewnętrznych i administracji Joachima Brudzińskiego, który napisał na Twitterze: „Zleciłem odpowiednim departamentom w MSWiA monitorowanie tej sprawy. Nie wydaje mi się aby odlegli kulturowo, mentalnie, historycznie i geograficznie ortodoksyjni saudyjscy wahabici mieli wspierać polskich Tatarów, którzy zawsze mogli liczyć na wsparcie własnej Ojczyzny”.

Tweet ministra Brudzińskiego odbił się szerokim echem nie tylko w mediach. W Białymstoku radny Dariusz Wasilewski złożył w urzędzie miejskim interpelację, pisząc: „Inicjatywa i jej sponsor wywołuje niepokój, ze względu na agresywną postawę Arabii Saudyjskiej, która znana jest z finansowania skrajnych grup muzułmańskich. Dlatego może to być ingerencja saudyjska w strukturę środowiska muzułmańskiego w Polsce”.

W myśl powiedzenia uderz w stół, a nożyce się odezwą, pomysł skrytykowali też sami Tatarzy. Słowem, nie widzą potrzeby stawiania takiego centrum.

CZYTAJ TAKŻE: Centrum Kultury Muzułmańskiej w Białymstoku? Pomysł muftiego podzielił podlaskich Tatarów

- To, co potrzebne społeczności tatarskiej, już mamy. Mówię tu o centrum w Kruszynianach, kolebce tatarskości. Społeczność tatarska ma się więc gdzie spotykać, jest sala obrzędowa, gdzie odbywają się pochówki czy nadanie imienia, licznie odwiedzają nas turyści. Według naszego rozeznania takie centrum w Białymstoku nie jest nam potrzebne. Kiedy obchodzimy święta, to i tak wszyscy jadą do Kruszynian i Bohonik, bo tam właśnie są meczety, są cmentarze, miejsca spotkań - mówi w rozmowie z Polską Bronisław Telkowski, przewodniczący zarządu Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Kruszynianach.

Innego zdania jest mufti Tomasz Miśkiewicz. Najpierw, odnosząc się do słów ministra Brudzińskiego, odpowiada: - Saudyjscy wahabici dawno zaniknęli. Arabia Saudyjska jest krajem demokratycznym, rozwija się energicznie, należy do G 20, wspiera akcje humanitarne, pomocowe. Tatarzy uczestniczą w pielgrzymkach organizowanych przez królestwa Arabii Saudyjskiej, bo to ich miejsca kultu religijnego, jak Mekka i Medyna, są wyznawcami islamu i tego na razie nikt nie zmieni. Może pan minister patrzy na to od strony etnicznej? Być może pan Brudziński do końca nie usłyszał, kto jest inicjatorem czy odpowiada za całą inwestycję i kto prosił o środki. To, że Arabia Saudyjska jest odmienna kulturowo to normalne, Polska jest krajem słowiańskim, a Arabia - arabskim, u nas są katolicy, tam - islam. Chyba, że pan minister wyjaśni, co miał na myśli, bo to też kwestia wyjaśnienia tych słów - odpowiada.
Ale też słowa szefa resortu spraw wewnętrznych i administracji odbiera mufti Miśkiewicz w sposób pozytywny. Że ministerstwo pomoże związkowi dopiąć sprawy prawne. - Wypowiedź ministra niektórych zszokowała, my przyjmujemy ją spokojnie, że ministerstwo i departamenty są po to, by pomóc, a nie zakłócać - mówi. Tłumaczy też, że ośrodek w Białymstoku jest muzułmanom potrzebny z wielu powodów. Po pierwsze, twierdzi mufti, Kruszyniany są od Białegostoku odległe o około 70 km (Google Map pokazuje, że 54 km - red.). Po drugie - mieszka tam - według Miśkiewicza - znikoma liczba Tatarów. Po trzecie, ośrodek, jaki muzułmanie mają obecnie jest skromny, wręcz nijaki; drewniany budynek w centrum, wśród bloków, z niewygodnym dojazdem. A po czwarte w końcu - jak przekonuje Miśkiewicz, sama inicjatywa nie jest nowa. Faktycznie pomysł budowy takiego centrum zaistniał już w latach 80. i 90 - miał to być kompleks trzech budynków, ale w 1997 roku z powodu braku środków budowa została wstrzymana. W 2011 roku podjęto decyzję o zakończeniu tej inwestycji w ogóle. W końcu białostoccy radni przegłosowali, że działki, na których miał stanąć kompleks, pójdą pod zabudowę mieszkaniową.

Do pomysłu wrócił Tomasz Miśkiewicz, po tym, kiedy w 2012 roku, w istocie decyzją MSWiA, został muftim Muzułmańskiego Związku Religijnego RP. - W ubiegłym roku wysłaliśmy informację w świat muzułmański, że potrzebujemy inwestycji celem zakupu nieruchomości dla własnych potrzeb - mówi w rozmowie z „Polską”.

A Bronisław Telikowski na to: - Każda ważna decyzja, a to jest ważna decyzja, która nas dotyczy, powinna być konsultowana z naszą społecznością - z Tatarami. Takiej konsultacji nie było.

CZYTAJ TAKŻE: Centrum Kultury Muzułmańskiej w Białymstoku? Pomysł muftiego podzielił podlaskich Tatarów

Wśród tatarskiej społeczności w Kruszynianach popularny jest pogląd, że w rzeczywistości nie chodzi o żadne centrum, tylko o to, że Miśkiewicz chce sobie wybudować ekskluzywną siedzibę.

Od jakiegoś już czasu widać, że w muzułmańskim środowisku w Polsce gotuje się jak w kotle. Konflikt trwa a jednym z jego zapalników był właśnie sam Miśkiewicz, którego część muzułmańskiego środowiska nie uznaje jako muftiego, twierdząc, że został on z tej funkcji odwołany. Ta sprawa zresztą czeka na swoje rozstrzygniecie w sądzie. I na tym nie koniec wzajemnych oskarżeń. Zarówno Tomasz Miśkiewicz, jak i Bronisław Telikowski w rozmowie z „Polską” przerzucają się zarzutami prokuratorskimi, niejasnościami w rozliczeniach z działalności, różnych nadużyciach finansowych, czy też pożyczkach, które w dziwny sposób wyparowały. Ot, można by rzec - polskie piekiełko.

W rzeczywistości jednak chodzi o sprawy dużo poważniejsze, niż mogłoby się pozornie wydawać. - Chodzi o rząd dusz polskich muzułmanów - mówi dr Piotr Ślusarczyk z Instytutu Spraw Europejskich i Instytutu Politologii Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego. W tym podzielonym muzułmańskim środowisku są bowiem rozmaici gracze. - Z jednej strony mamy odłam Muzułmańskiego Związku Religijnego czyli środowisko muftiego Miśkiewicza, który kształcił się w Arabii Saudyjskiej, był przewodniczącym światowego stowarzyszenia studentów muzułmańskich, promującego wahabicką wersję islamu, sprzeczną z ideami demokracji i wolności zagwarantowanej przez europejski i polski system prawny. Po drugiej stronie mamy Ligę Muzułmańską - składającą się z muzułmańskich imigrantów, którzy do nas przyjeżdżają i wcale nie chcą integrować się z polskimi Tatarami. I w końcu - są polscy Tatarzy, wierni Rzeczpospolitej, ze swoją specyficzną, niepowtarzalną nigdzie indziej tożsamością, kultywujący polską wersję islamu - mówi dr Ślusarczyk. I to właśnie polscy Tatarzy, do których tak chętnie odwołuje się mufti Miśkiewicz, są tu w dużej mierze na przegranej pozycji w starciu ze światowymi graczami.

- Mit polskich Tatarów jest instrumentalnie wykorzystywany przez organizacje, które chętnie się na niego powołują, ale wewnątrz robią wszystko, by tę unikalną, rodzimą wersję polskiego islamu zastąpić wersją zarabizowaną i polityczną - zauważa ekspert. I nie jest to tylko hipoteza, bo wiele wskazuje na to, że działania Arabii Saudyjskiej są planowe. - Trzeba tu jasno powiedzieć, że tego rodzaju próby sponsorowania różnych ośrodków muzułmańskich w Europie i USA przez Arabię Saudyjską są globalizowaniem islamu w wersji arabskiej. Są też narzędziem wpływu społecznego i w dużej mierze politycznego - tłumaczy Ślusarczyk.

I tak w kulturze muzułmańskiej meczet nie jest tylko i wyłącznie miejscem kultu, integracji społeczności wiernych, ale jest także miejscem, wokół którego ogniskuje się cała działalność społeczna i polityczna. Mimo że muzułmańskie ośrodki, jakie się buduje, nie nazywa się meczetami, to są bez wątpienia miejscem, które integrują funkcje społeczne i kulturalne z religią, a to jest coś, co wynika z samego ducha islamu. - Islam nie zna podziału na sferę polityczną i religijną. Jest systemem, który przenika politykę, moralność publiczną, prywatną i prawo, więc na dobrą sprawę tego rodzaju ośrodki są narzędziem oddziaływania nie tylko kulturowego, ale też politycznego. Są miejscem, w którym po pierwsze, promuje się pewną wersję islamu i trzeba mieć świadomość tego, że takie miejsca działają na dwóch zasadach: pewną wersję islamu proponują opinii publicznej, ale ona często nie pokrywa się z tą wersją, którą karmieni są ci, którzy tych ośrodków przychodzą. Wersja islamu prezentowana na zewnątrz nie jest tą samą wersją, która jest prezentowana wewnątrz tego środowiska. A tego typu działania obliczone są na globalizację arabskiej wersji islamu, która jest fundamentalnie sprzeczna z polską unikalną wersją islamu tatarskiego - mówi ekspert.
O tym, że Arabia Saudyjska działa pod tym względem planowo, widać też, jeśli chodzi o Polskę. Wszyscy pamiętamy głośny PR-owy ruch władcy Arabii Saudyjskiego. Cel wybrał szlachetny - był sponsorem operacji oddzielenia polskich bliźniaczek syjamskich. W świat poszła informacja, że Arabia Saudyjska to państwo, które działa z pobudek humanitarnych. - Bardzo to było chwalebne i możemy odczuwać za to wdzięczność. Ale z drugiej strony Arabia Saudyjska próbuje ukryć prawdę przerażającą dla każdego, komu bliska jest idea demokracji i praw człowieka: rażące łamanie praw kobiet, innowierców i promowanie szariatu jako porządku prawnego. Działania Arabii Saudyjskiej są też obliczone na to, aby wyizolować społeczności muzułmańskie z krajów, w których mieszkają. Nie ma ona żadnego interesu w tym, żeby muzułmanie byli obywatelami tych państw, wręcz przeciwnie, dąży do tego, żeby muzułmanie w momencie, w którym będą musieli wybierać, czy pozostaną wierni prawu stanowionemu w danym kraju - w tym przypadku polskiej konstytucji i polskiemu prawu - czy prawu koranicznemu, to żeby kierowali się prawem koranicznym.

Nieprawdą jest to, że pieniądze nie mają tu znaczenia, a sponsor jest nieistotny. Wiadomo, że bez pieniędzy tego typu instytucje nie tylko nie mają szans powstać, ale i funkcjonować. - Tylko, że te pieniądze wskazują też, jaka wersja islamu będzie prezentowana w tych ośrodkach - podkreśla dr Ślusarczyk.

A zatem słowa ministra Joachima Brudzińskiego o monitorowaniu budowy ośrodka w Białymstoku są czytelnym sygnałem dla organizacji religijnych, które przyjmują pieniądze z Arabii Saudyjskiej; powinny one mieć świadomość, że zarówno rząd jak i opinia publiczna patrzy im na ręce. Tylko, że w istocie, państwo ma bardzo ograniczone pole działania. MSWiA nie dysponuje realnymi narzędziami prawnymi, dzięki którym mogłoby kontrolować przepływy z zagranicy, które zasilają muzułmańskie organizacje. Ale wciąż obowiązuje ustawa z 1936 roku, tak zwany konkordat, który uniemożliwiał co do zasady polskim organizacjom tatarskim finansowanie z zagranicy. - Są jednak sposoby na to, by to ominąć, bo organizacji muzułmańskich w Polsce jest wiele. A ich model działania jest taki, że kto inny sprawuje opiekę merytoryczna czy duchową nad konkretnym miejscem, do kogo innego należy ziemia, a przedstawiciel jeszcze innej organizacji zarządza bieżącą działalnością. Sama struktura działania organizacji muzułmańskich jest nieprzejrzysta - tłumaczy ekspert z Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego.

CZYTAJ TAKŻE: Centrum Kultury Muzułmańskiej w Białymstoku? Pomysł muftiego podzielił podlaskich Tatarów

Bronisław Telkowski nie kryje, że jest zadowolony reakcją ministra Brudzińskiego. - Uważam, że państwo powinno monitorować sprawy, jakie się dzieją na terenie kraju i mieć nad nimi pieczę. Kiedy media pytają mnie, czy jestem za tym, aby do Polski przyjeżdżali uchodźcy, to mówię, że nie. Trzeba ich weryfikować, sprawdzać, bo prócz ludzi doświadczonych wojną, będą chcieli się tu zjawić ci, którzy robią krzywdę. A tych ludzi ja nie nazywam muzułmanami. To ludzie, którzy są daleko od islamu i robią wielką krzywdę dla islamskiej społeczności. Trzeba weryfikować, skąd płyną do nas środki i jaki mogą mieć podtekst. Po to mamy państwo i służby, żeby to kontrolowało - mówi przewodniczący zarządu Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Kruszynianach.

Mufti Tomasz Miśkiewicz, który w mediach zdążył już zapowiedzieć, że wkrótce podpisane zostanie memorandum dotyczące przekazania środków i że treść porozumienia między Muzułmańskim Związkiem Religijnym i Królestwem Arabii Saudyjskiej jest już ustalony, to w rozmowie z „Polską” nie jest tak entuzjastyczny. - Projekt jest cały czas konsultowany. Kwota będzie podliczona, jeśli będzie wytypowany budynek. W chwili obecnej nie ma budynku, który by się kwalifikował na te cele - mówi Miśkiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Islamskie środowisko w Polsce jest podzielone - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki