Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Ja, alkoholik" 10 lat później. Na razie im się udaje, ale nigdy nie mają pewności

Anna Gronczewska
Jerzy Orłowski był narratorem w filmie Jacka Bławuta. Nie miał oporów, by wystąpić publicznie i powiedzieć o chorobie.
Jerzy Orłowski był narratorem w filmie Jacka Bławuta. Nie miał oporów, by wystąpić publicznie i powiedzieć o chorobie. Krzysztof Szymczak
Dziesięć lat temu byli bohaterami filmu Jacka Bławuta "Ja, alkoholik". Odważyli się opowiedzieć o swoim nałogu w telewizji publicznej. Nie wszystkim wystarczyło jednak odwagi, by wytrwać w trzeźwości.

Jerzy może powiedzieć, że jest dziś szczęśliwym mężem, ojcem, dziadkiem. Spieszy się po wnuczkę do szkoły, potem trzeba zrobić zakupy, bo to przedświąteczny czas. Będą to kolejne święta, które przeżył na trzeźwo. Ma nadzieję, że tak będzie zawsze.

- Czy mi się udało? -zastanawia się Jerzy Orłowski. - Na razie się udaje. A czy mi się uda, będę wiedział, gdy umrę. Tak już jest z tą chorobą. Nigdy nie masz pewności...

Jerzy Orłowski to jeden z bohaterów telenoweli dokumentalnej "Ja, alkoholik", nakręconej przez łódzkiego reżysera Jacka Bławuta. Opowiadał on historię ludzi, borykających się z chorobą alkoholową. Bohaterowie filmu pochodzili z Łodzi, Zgierza, Ozorkowa...

- Już ponad dziesięć lat minęło od emisji tego filmu - mówi Jerzy Orłowski. - Jacek jako pierwszy poruszył ten problem, który przecież w naszym kraju jest problemem społecznym. Nie wiem, co dzieje się z bohaterami filmu, z niektórymi dawno nie mam kontaktu. Słyszałem, że ich losy ułożyły się różnie. Są tacy, którzy wyszli z nałogu, inni znów piją. Ale są i tacy, którzy przez wódkę zginęli...

Jacek Bławut spotkał Jerzego Orłowskiego podczas terapii w szpitalu w Zgierzu. Kończył już leczenie. Reżyser wybrał go na narratora filmu. To on opowiada o jego bohaterach. Jerzy nie miał oporów, by wystąpić publicznie i powiedzieć o swojej chorobie. Wie, że alkohol jest nie tylko jego problemem.

- Oblicza się, że w całym kraju problem alkoholowy ma 13 milionów ludzi - mówi Jerzy Orłowski. - Przecież to nie sami alkoholicy, ale też ich rodziny. Będę szczęśliwy, jeśli dzięki temu filmowi pomogliśmy choć jednemu człowiekowi!

Inni mieli opory, by wystąpić w telewizji. Bali się opinii sąsiadów, rodziny. - A jak leżysz pijany pod płotem, to nie wstydzisz się sąsiadów? - zapytał wtedy jeden z nich. Ten argument przeważył.

Jacek Bławut tłumaczy, że pomysł na ten film, tak jak na inne filmy dokumentalne, przyniosło życie.

- Nie jestem alkoholikiem - dodaje reżyser. - Jednak pochowałem kilku kolegów, którzy umarli przez alkohol. W mojej branży filmowej nie jest to obca choroba. Uznałem, że warto poruszyć ten ważny temat.

Jerzy Orłowski jest emerytowanym lekarzem weterynarii. Wiele lat pracował w Instytucie Weterynarii w Swarzędzu, potem wrócił do Łodzi. Pić zaczął po studiach. Problem narastał u niego przez lata. Twierdzi, że nie sięgnął dna, bo cały czas, aż do przejścia na emeryturę, pracował.

- Nie miałem drastycznych historii, po alkoholu nie jestem agresywny, zwykle idę spać - tłumaczy. - Najbardziej ucierpiała na tym moja rodzina.

Najdłuższy ciąg trwał trzy miesiące. Nie pił dzień, dwa, a potem znowu sięgał po kieliszek. Leczył się, ale to nic nie dawało. Było pół roku przerwy i znowu pił.

- Długo broniłem się przed stwierdzeniem, że jestem alkoholikiem, pójściem na leczenie - przyznaje dziś Jerzy. - Jeśli człowiek tego sam nie zrozumie, nie ma szans, by wyjść z nałogu. Nie pomoże mu żaden lekarz czy najlepszy terapeuta świata. Leczyć musi się też rodzina alkoholika. Ci, którzy przestawali pić, stawali się gorsi. Żony nawet czasami mówiły, że wolałyby, żeby znowu zaczęli pić...

Film opowiadał o wielu mężczyznach. Między innymi o Konradzie. Kiedy rozpoczęły się zdjęcia, miał 21 lat i wiele doświadczeń za sobą. Nawet próbę samobójczą. W pożegnalnym liście napisał: "Ty wredny zgredzie, zniszczyłeś mi życie, nie chcę cię znać!". Na szczęście próba samobójcza się nie powiodła. Konrada uratowano. Został bohaterem filmu Jacka Bławuta. Jego historia nie jest może typowa dla ludzi, mających problem z alkoholem. Miał 17 lat, gdy pierwszy raz znalazł się na leczeniu odwykowym. Przeprowadził się do matki, zaczął dorywczo pracować, przestał pić. Ale potem znów znalazł się u ojca alkoholika i wrócił do wódki. Po zakończeniu zdjęć do filmu Konradowi zaczęło się wreszcie układać. Poznał dziewczynę, nawet przedstawił ją Jackowi Bławutowi. Reżyser wierzył, że miłość uratuje Konrada przed dalszym piciem.

- Ale nie wiem, co dzieje się z Konradem - mówi dziś reżyser. O losach dziś ponadtrzydziestoletniego mężczyzny nie wie nic też Jerzy Orłowski. Tak jak Zbyszek, kolejny bohater filmu "Ja, alkoholik". Dziesięć lat temu był przystojnym brunetem, który mógłby złamać serce każdej dziewczynie. Już wtedy bardzo chciał zerwać z nałogiem, ułożyć sobie życie. Marzył, by zostać kierowcą autobusu. Chciał mieć dziewczynę, z czasem założyć szczęśliwą rodzinę. No i zerwać z alkoholem.

- Mogę powiedzieć, że się na razie udaje - mówi dziś Zbyszek. - W sierpniu minęło siedem lat, jak nie piję.

Zbyszek śmieje się, że nie jest już takim przystojnym brunetem. Waży ponad sto kilo, a i włosy mu się przerzedziły. Ale został zawodowym kierowcą. Pracuje, stara się normalnie żyć. Cieszy się też, że już w zasadzie nikt nie rozpoznaje w nim chłopaka z filmu "Ja, alkoholik". Co mu pomogło?

- Zostałem świadkiem Jehowy - tłumaczy Zbyszek. - Od tego czasu zaczęło układać mi się życie. Zająłem się Biblią.

Jeśli może, stara się też pomagać innym. Parę razy spotkał ludzi, którzy byli tacy jak on kiedyś. Brudni, pijani, spali na przystanku. Wyciągnął do nich rękę. Zabrał do sobie. Dał obiad, kolację.

- Oni nie wierzyli, że byłem kiedyś taki sam - śmieje się Zbyszek. - Byli pewni, że kłamię...

Jest szczęśliwy, że zerwał z tamtym życiem. Choć nie było łatwo. Nie ukrywa, że pomógł mu także film.

- To było wydarzenie w moim życiu - przekonuje. - Wcześniej nic się w nim nie działo. Tak sobie tłumaczę, że aby urozmaicić sobie to życie, sięgałem po alkohol.

Film na pewno stał się jedną z motywacji, by pożegnać się z piciem. Nie było łatwo. Najgorzej było na początku. Gdy miał stresujące sytuacje, ciągnęło go, by sięgnąć po kieliszek. Ale wytrzymał.

- Dziś już tego nie ma, radzę sobie - mówi z optymizmem Zbyszek. - Dużo za to zastanawiam się nad sensem tego co robię. Z ludźmi, z którymi występowałem w filmie, nie mam kontaktu. Tylko w ubiegłym roku dzwoniłem do Jacka Bławuta. Kontaktowałem się też z Jackiem, który grał w tej telenoweli.

Życie Jacka mogło być jak bajka. Pod koniec lat siedemdziesiątych dwa razy zdobył z ŁKS mistrzostwo Polski juniorów w piłce nożnej. Trenerzy twierdzili, że to talent na miarę Bońka. Ale Jacek utopił swój talent w wódce.

- Kiedyś poszliśmy na salę gimnastyczną w Zgierzu - opowiadał Jacek Bławut.- Jacek dostał piłkę i robił z nią niesamowite rzeczy. Nawet teraz, po tylu latach picia. Wszyscy byli pod wrażeniem.

U Jacka jest różnie. Już po emisji filmu wpadł w ciąg. Potem znów przestał pić, znowu zaczął. Ale w rozmowie ze Zbyszkiem mówił, że jest już lepiej. Znów zerwał z piciem. Zaczął pracować, znalazł nowe mieszkanie...Śmiał się tylko, gdy słyszał, że niektórzy wytrzymują rok w abstynencji. Nie za bardzo w to wierzył.

Staszek to kolejny bohater telenoweli "Ja, alkoholik". Już po zakończeniu terapii handlował odzieżą na rynku. Opowiadał, że jego choroba alkoholowa zaczęła się tak jak innych. Pamięta swój pierwszy raz. Była to szklanka wina domowej roboty. Potem w piątej klasie ukradli z kolegami butelkę wina. Gdy miał 18 - 19 lat, pił już regularnie. Na rok przestał, gdy poznał przyszłą żonę. Potem nie przestawał przez trzy lata. Poszedł na terapię i w abstynencji wytrzymał 45 miesiące. Przepił auto, oszczędności. Spał po lasach, na melinach.

- Przez alkohol zacząłem zabierać to, co nie było moje - mówił.

Ale miał szczęście. Spotkał ludzi, którzy mu pomogli. Przeszedł terapię w szpitalu w Zgierzu. Zaczął chodzić na spotkania anonimowych alkoholików. Jego największym marzeniem było spotkać się z córką. Pisał do niej list, ale bał się go wysłać... Nie wiemy, czy mu się udało. Jacek Bławut mówi, że Staszek wyjechał z Łodzi. Zamieszkał na północy Polski. Nie chce jednak podać gdzie. Ale zapewnia, że nie pije.

- Dziś mija 12 lat trzeźwości - pisze do reżysera SMS. - Dziękuje Bogu za te lata. Pozdrawiam ciebie i twoją rodzinę.

Jednak nie wszystkie historie kończą się happy endem. Przykładem jest Michał. Widzowie bardzo go polubili. Mądry, inteligentny chłopak z maturą, któremu tylko kilku dni zabrakło do ukończenia szkoły pomaturalnej, zapił się na śmierć.

- Przez rok jakoś szło, ale potem się załamało - mówi o Michale Jerzy. - Pomagaliśmy mu, pomagał Jacek, który jest niesamowicie dobrym człowiekiem, ale nie nic to nie dało...

Michał został jeszcze bohaterem innego filmu Jacka Bławuta, "Szczur w koronie". Kiedy reżyser przystępował do jego realizacji, wiedział, że będzie to film o cudzie albo o śmierci.

- Bardzo chciałbym, żeby to był film o cudzie - mówił wtedy Jacek Bławut. Niestety, był to film o śmierci...

Dziś Jerzy Orłowski wie, że Michałowi nie dało się pomóc. Alkoholizm to taka choroba, z której człowiek sam musi chcieć wyjść. Inaczej nie ma szans. Ważna jest też pomoc rodziny, ale trzeba ją umiejętnie nieść...

- Każdy przypadek jest inny - twierdzi Jerzy. - Nie ma tu jednej recepty, nie pomogą cudowne lekarstwa. Na tym polega problem z leczeniem tej choroby.

Jerzy Orłowski chciałby, aby Jacek Bławut napisał dalszą część opowieści o bohaterach filmu "Ja, alkoholik". Reżyser nie pali się do tego pomysłu. Już dwa lata temu zakończył swoją przygodę z filmem dokumentalnym. "Ja, alkoholik" było dla niego wielkim doświadczeniem.

Jacek Bławut przyznaje, że bohaterowie telenoweli wkroczyli w jego życie.

- Lekarze uczyli mnie, by stawiać granice - mówił reżyser. - By za mocno nie zburzyli mojego życia.

Kiedyś odwiedził go Michał. Był brudny, śmierdzący. Płakał i prosił, by położyć go do szpitala.

- Przyszedł do mnie, bo do kogo miał przyjść - tłumaczył reżyser. To on go potem pochował... Dalszego ciągu "Ja, alkoholik" raczej więc nie będzie.

Jerzy Orłowski cieszy się, że wyszedł na prostą, choć też nie było łatwo, czasem miał momenty załamań. Jedno miał po pięciu miesiącach od wyjścia z terapii.

- Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Gdybym wiedział, na pewno byłoby mi łatwiej - twierdzi Jerzy Orłowski.

Ale ma to już za sobą. Znów zaczęło się układać z żoną, dziećmi. Ale ludzie pamiętają go z filmu "Ja, alkoholik". Jeszcze dziś zaczepiają go na ulicy. Opowiadają swoje historię. Żalą się, że mają problem z mężem, synem, bratem. Proszą o pomoc. Jerzy chętnie z nimi rozmawia, stara się pomóc. Pamięta, że jemu też kiedyś ktoś pomógł...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki