Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ja jestem Skrzydlewski, mam honor i przed nikim nie będę klękał [WYWIAD]

Marcin Darda
Witold Skrzydlewski
Witold Skrzydlewski Krzysztof Szymczak/
O polityce, córce i honorze, a także o swoich motywacjach, mówi Witold Skrzydlewski, kandydat PSL na posła

Jest Pan spełnionym przedsiębiorcą, spełnionym ojcem, być może nie do końca jeszcze spełnionym mecenasem sportu. Po kiego Panu jeszcze start do Sejmu?
Jestem stary, mam 63 lata, ale ducha mam młodego, tak na dwadzieścia kilka lat się czuję. A gdy słyszę tylko „młodzi i młodzi”, że wszędzie muszą być młodzi, to czuję się wypchnięty na boczny tor. Mam doświadczenie i się nie skundlę, nikt mnie w nic nie wciągnie, gdyby się stał cud i gdybym został posłem. Bo to trzeba odbierać w kategorii cudu. Do polityki powinni iść ludzie spełnieni w wielu rzeczach, a nie tacy, którzy poprzez politykę chcą dojść do kasy. I między innymi dlatego kandyduję.

W porządku, ale ja pamiętam naszą rozmowę sprzed pięciu lat. Kończył Pan wtedy kadencję radnego miejskiego w Łodzi i nie chciał Pan kandydować, bo był zdegustowany poziomem polityki, tej samorządowej. A przecież na szczeblu parlamentarnym lepiej nie będzie.
Ale przez te parę lat trochę się zmieniło. Weźmy chociaż tę dyskusję o jednomandatowych okręgach wyborczych, w których przecież głównie chodzi o nazwiska, a nie szyldy partyjne. Dlatego właśnie startuję z listy PSL, a mógł-bym z innej, i pan o tym wie, gdzie miałbym dużo większe szanse. Tylko że ja chcę zobaczyć, jaka jest wartość nazwiska „Skrzydlewska” w Łodzi. My dla Łodzi wiele robimy, daj Boże innym, by tyle robili. No i teraz zobaczymy, czy ważny jest przy nazwisku szyld, czy ważne jest nazwisko. Zobaczymy, czy my myślimy w swoim wyborze, czy patrzymy tylko na banery wyborcze, na których często są ludzie przez cztery lata niewidziani w okolicy. I ja chcę to sprawdzić.

A jeśli te wybory okażą się dla Pana porażką?
Jeśli poniosę porażkę, to zdołowany nie będę, bo świadomie podjąłem decyzję o starcie. W moim życiu jedno mnie dotknęło - porażka mojej córki w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ona bardzo wiele zrobiła, gdyby wszyscy eurodeputowani tyle zrobili... No, ale liczyło się miejsce na liście, liczyła się wtedy Ukraina i jej problemy. A ja mam inne poglądy, niepopularne, i za Ukrainą mogę być wtedy, gdy nas przeproszą za rzeź wołyńską. Tak samo jestem przeciwny imigrantom ekonomicznym z Bliskiego Wschodu, ponieważ uważam, że w pierwszej kolejności trzeba zadbać o dzieci tych Polaków, których w czasie wojny i po wojnie wywieziono na Wschód.

Ale dlaczego PSL? Pan kojarzony jest z Platformą, wybrano Pana do Rady Miejskiej z listy PO...
...ale nigdy do żadnej partii nie należałem, do Platformy także, i jestem wolnym człowiekiem. Zawsze, gdy proponowano mi start, od razu mówiłem, że pod takim warunkiem, że nie będą mnie obowiązywać żadne dyktaty i dyscypliny głosowania. I tak było.

Miałem na myśli co innego. Pańska córka, Joanna Skrzydlewska, należy właśnie do Platformy, i to na liście PO może być szukane Pana nazwisko. A nie zostanie tam znalezione.
To trzeba się zapytać w Platformie, dlaczego takiej osoby, jak moja córka, nie wpisała na listę.

Może nie zabiegała o to.
A widzi pan, „nie zabiegała”! My jesteśmy Skrzydlewscy, mamy swój honor. Nie będziemy u nikogo zabiegać, czy błagać kogoś na kolanach. Honoru się nie kupi, z nim trzeba się urodzić.
Ale gdy Platforma powstała, to trzech tenorów powiadało, że potrzebują ludzi spełnionych w biznesie, w życiu, właśnie po to, by w polityce nie byli skupieni na własnym interesie. Pasuje Pan do profilu, a startuje z konkurencji.
Wie Pan, oni różne rzeczy mówili, ale to było dawno... Pomagałem przy powstawaniu Platformy. Później, gdy nie starczało tej Platformie, to był Skrzydlewski, rozumie pan... Następnie ta Platforma zaczęła przyjmować całe wycieczki z innych partii. Moją córkę namówiłem do zapisania się do Platformy, bo byłem przekonany, że to będzie partia czysta w tym sensie, że nie będzie w niej ludzi, którzy byli w sześciu innych partiach wcześniej. Kogo tam później podopisywano, to już jest śmiech na sali. W tych wyborach, które są przed nami, nie chciałem mieć bonusa za partię, tylko wybrałem taką listę, dla której moje nazwisko jest bonusem. Wyborca zdecydowany, żeby mnie znaleźć, znajdzie mnie na liście nr 5, i to jeszcze jako ostatniego na liście. Nie chciałem pierwszego miejsca na liście, a jeszcze pomagam generałowi Działoszyńskiemu, który jest naszą jedynką. Zresztą, gdy się niektórzy w Łodzi dowiedzieli, że startuję, to się śmiali. Teraz słyszę, że się boją, zmienili zdanie. No, ale z kolei to śmieszy mnie.

Są takie interpretacje Pana startu, że Panu wcale nie chodzi o mandat, tylko takie podpompowanie wyborczego wyniku PSL w Łodzi, by ludowcy odwdzięczyli się stanowiskiem marszałka dla Pana córki.
Komuś może się to wyda dziwne, ale ja nigdy nie byłem nawet u mojej córki w pracy, w Urzędzie Marszałkowskim. Nigdy też nie uczestniczyłem i nie będę uczestniczył w żadnych targach politycznych. Natomiast uważam, że córce mojej należy się szacunek, bo jest merytoryczna, zna się na wielu rzeczach, da się lubić i nie jest wyniosła. Może tylko jest grzeczniejsza niż ja. Poza tym ja nie wierzę w takie cuda, że pan marszałek, jeśli zdobędzie mandat posła, to pójdzie do Sejmu. W to nie wierzę, a w żadnych podkopywaniach nie uczestniczę.

A Pan mandat weźmie, gdyby się ten cud zdarzył? Bo też różnie się mówi...
Jeśli Pan Bóg i wyborcy dadzą mi taki wynik, to nie będę się wygłupiał i ten mandat wezmę. I gdyby tak się stało, że wybiorą mnie do Sejmu, to będę jedynym posłem, który nie bierze kasy za posłowanie, także na żadne biuro. Tak, jak na moim plakacie kazałem napisać: „Kandyduję dla was, nie dla kasy”. Ja jakieś 100 złotych zawsze mam, Pan Bóg pozwala mi zarobić, nie chcę na koszt podatnika pracować.

Skoro Skrzydlewski jest bonusem dla PSL, to co jest bonusem Skrzydlewskiego? Klub Żużlowy Orzeł Łódź?
Na pewno, ale niech pan zwróci uwagę, ile my rzeczy robimy... Nawet dziś w pańskiej gazecie jest zdjęcie białej, drewnianej chaty. To jest czwarty dom na ulicy, na której mieszkałem. Dom Gniotków, dom starego kawalera. Zadzwoniłem do mamy, która ma 91 lat, ale trzyma się świetnie, żeby zobaczyła, czy czasami ten najmniejszy chłopak na tym zdjęciu, to nie jestem ja, a ona czyta pięć gazet każdego dnia. Tutaj się wychowaliśmy, ja jestem chłopak z Zarzewa, mój dziadek budował tu w prezencie linię kolejową, kościół też budowaliśmy w prezencie. Dzielimy się tym, co mamy. Moja mama pyta mnie zawsze: „Synek, zarobiłeś coś? To podziel się złotówką”. Trzeba się dzielić, bo fortuna kołem się toczy.

No dobrze, ale ten stadion Orła to jest de facto centrum polityczne Łodzi, bywają tam ważni politycy wszystkich opcji, przecież nie z miłości do żużla. Z tego wniosek, że chcą dobrze żyć ze Skrzydlewskim. Dlaczego? Bo Skrzydlewski taki wpływowy?
Nie. Politycy bywają na Orle, bo Skrzydlewski nie klasyfikuje ludzi pod względem przynależności partyjnej. Wszystkich traktuję jednakowo, ze wszystkimi wypiję kawę, a jeśli jestem w stanie pomóc, to pomagam. Poza tym nie chodzę do nich w interesach, dlatego oni nie boją się do mnie przyjść na mecz. Bo gdybym ja z nimi interesy chciał załatwiać, żeby jakiś przetarg wygrać, czy żeby podatek mi zmniejszyli, to politycy omijaliby mnie szerokim łukiem. Na ostatnim meczu było 9 tysięcy ludzi. Przed nami jeszcze gala, 21 października, i na niej nie będzie z mojej strony podtekstów wyborczych, tak jak na meczach nie ma. Nie rozdaję ulotek, ale nie zabraniam tego robić innym. A mówię o tej gali dlatego, że ja wszystko traktuję poważnie i sam scenariusz tej gali wymyśliłem. Nie przy biurku siedząc po nocach, tylko po drodze, jadąc samochodem. Ja po prostu uważam, że z Łodzią trzeba się dzielić tym, co się ma. I dzielę się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki