Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek i Jadwiga Moll. Małżeństwo profesorów przez 30 lat pracy w Matce Polce uratowało kilkanaście tysięcy dzieci z wadami serca

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
Profesorowie Jacek i Jadwiga Moll świętowali 30-lecie swojej pracy w Łodzi
Profesorowie Jacek i Jadwiga Moll świętowali 30-lecie swojej pracy w Łodzi Matylda Witkowska
Prof. Jacek Moll i jego żona Jadwiga wyleczyli kilkanaście tysięcy noworodków z wrodzonymi wadami serca. Niedawno obchodzili 30 - lecie swojej pracy zawodowej w Łodzi. Na spotkanie przyjechali najstarsi operowani w Matce Polce pacjenci, dziś już dorośli i z rodzinami. Mówią zgodnie: gdyby nie profesor Moll, nie byłoby nas na świecie.

Gdyby nie operacja serca, nie dożyłby do rana

Pan Sebastian Agaciak z Łodzi ma dziś 28 lat, z zawodu jest informatykiem. Urodził się ze skomplikowaną, wrodzoną wadą serca, zwaną potocznie lewogramem. Problemy Sebastiana zaczęły się już w szóstej dobie życia, gdy wykryto mu szmery w sercu. Gdy chłopczyk miał zaledwie trzy miesiące przeszedł pierwszą operację. Przeprowadził ją w trybie nagłym prof. Jacek Moll w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Operował w nocą, bo do rana Sebastian mógłby już nie dotrwać. Potem Sebastian operowany był jeszcze pięciokrotne.

-Dziś czuję się nie najgorzej, choć lekarze mówią, że kolorowo nie jest i będzie potrzebna jeszcze jedna operacja – mówi Sebastian. Przyznaje jednak, że pewne skutki wady serca widać - nie może biegać, uprawiać sportów jak inni w jego wieku. - Prowadzę raczej tryb siedzący, przy komputerach. Jest problem żeby pójść na spacer z narzeczoną. Jednak i tak jestem szczęśliwy. Gdyby nie prof. Moll i operacja to już byśmy nie rozmawiali. Dla pana profesora należą się ogromne pokłady szacunku i wielkie saluty – mówi.

Szpitalna przyjaźń na całe życie

Dzięki wadzie serca zdobył za to dobrego przyjaciela. Bartosz Macuga z Sieradza ma dziś 27 lat, i także ma wrodzoną wadę serca. Chłopców połączyły podobne, trudne przeżycia. Podczas pobytów w szpitalu zaprzyjaźnili się.

- Pytamy się prawie codziennie, jak się czujemy. To nasz główny temat. Obydwoje się martwimy o siebie jako przyjaciele Jako przyjaciele martwimy się obaj o siebie – mówi Bartosz.

On też pierwszą operację u prof. Jacka Molla przeszedł w wieku dwóch miesięcy, potem miał kolejne dwa zabiegi. - Gdyby nie prof. Moll i jego drużyna lekarzy, dziś by mnie tu nie było – mówi. Po trzech operacjach żyje prawie jak jego rówieśnicy. Może truchtać, a od czasu do czasu zagra w piłkę.

- Nie lubię trybu siedzącego, jestem aktywnym człowiekiem. Do końca życia muszę brać leki, ale jeśli człowiek chce żyć, musi dbać o siebie. Pogodziłem się z tym – mówi.

Kilkanaście tysięcy operacji dziecięcych serc

Podobnych pacjentów jest kilkanaście tysięcy. Pochodzą nie tylko z regionu łódzkiego, ale też z całej Polski, bo do łódzkiej Matki Polki zwożono najmniejsze dzieci z wadami serca na skomplikowane operacje. Tu bowiem rozwinięty ośrodek kardiochirurgii dziecięcej stworzyło lekarskie małżeństwo – kardiochirurg profesor Jacek Moll i jego żona, kardiolog, prof. Jadwiga Moll.

Oboje pochodzili z lekarskich rodzin, ojciec profesora, Jan Moll, przeprowadził w Łodzi pierwszą operację przeszczepu serca. Jednak początkowo młody Jacek Moll studiował na Politechnice Łódzkiej. Dopiero żona Jadwiga, studentka medycyny, namówiła go na drugie studia medyczne.

Po studiach Jacek Moll pracował w Zabrzu, gdzie uczył się tajników kardiochirurgii m. in. od samego Zbigniewa Religi. Jednak przeszczepy serca nie zainteresowały go tak bardzo jak operacje wrodzonych wad serca. Na początku lat 90-tych trafił do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, gdzie zaczął operować na dużą skalę.

Pierwszą operację dziecięcego serca młody Jacek Moll wykonał w Łodzi w 1990 roku. Zgodnie z chirurgiczną tradycją do inauguracji pracy w nowym miejscu chirurg zaprasza swojego mentora. Właściwie to on powinien zoperować pierwszego pacjenta.

- Moim szefem był prof. Religa, zaprosiłem go, żeby operował. Ale prof. Religa, który mniej już wtedy operował dzieci, powiedział: Jacek, ty zoperuj to dziecko, ja ci poasystuję, żeby tradycji stało się zadość – powiedział mu słynny kardiochirurg. - Zoperowałem, to była prosta wada, potem zaczęliśmy robić trudniejsze operacje – wspomina prof. Moll.

To śmiertelna wada, bez operacji dziecko umrze

Szczególnie w pamięci utkwił mu pierwszy wykonywany w Łodzi typ operacji, koniecznych u noworodków już w pierwszych dniach życia, czyli całkowite przełożenie dużych naczyń.

- To wada śmiertelna, jeżeli dziecka się nie zoperuje to dziecko umrze. Ale jeśli się zoperuje, daje się mu możliwość pełnego powrotu do zdrowia. To ciężka, trudna i skomplikowana operacja, ale dająca możliwość normalnego życia – opowiada prof. Moll.

Gdy Jacek operował, jego żona Jadwiga zajmowała się diagnostyką i opieką nad pacjentami po operacjach. Kwalifikowała pacjentów do zabiegów, potem pomagała im żyć z operowanym sercem jak najpełniej. Jednak pierwsze lata pracy prof. Jadwiga Moll wspomina jako trudne.

Dziś wady wykrywane są w czasie ciąży, kardiolodzy mogą się przygotować na jego narodziny. 30 lat temu było jednak inaczej.

- Diagnostyka prenatalna nie była rozwinięta, wady noworodkowe nie były łatwe do rozpoznania. Pacjenci przyjeżdżali do nas w bardzo złym stanie, gdy zatrzymywało się krążenie – wspomina prof. Jadwiga Moll.

Pionierskie operacje w Matce Polce w Łodzi

Musieli też przecierać szlaki, bo wielu zabiegów nikt jeszcze przed nimi nie wykonał.

- Początki to była nauka, zaczynaliśmy od kompletnego zera. Profesor Moll się uczył, niektóre operacje robił po raz pierwszy. To nie jest zrozumiałe dla dzisiejszych rezydentów - wyjaśnia prof. Jadwiga Moll.

Jak tłumaczy dziś młodzi kardiochirurdzy mają gotowe procedury, które mogą zastosować w danych schorzeniach, są one dostępne także dzięki pracy naukowej Mollów.

- My to, jak się postępuje, zbieraliśmy na podstawie własnego doświadczenia. To nas wciągało i było ogromną pasją – wspomina Jadwiga Moll.

Prof. Jacek Moll dodaje, że dzieci są bardzo specyficzną grupą pacjentów. W kardiochirurgii dziecięcej wyzwaniem jest szerokie spektrum wrodzonych wad serca. W Łodzi operowane są wszystkie wady, z którymi dzieci przyjdą na świat. Nie ma bowiem takiej sytuacji jak w olbrzymich Stanach Zjednoczonych, gdzie ośrodki mogą się specjalizować w konkretnych problemach.

- My musimy operować wszystkie wady, które istnieją, a jest ich bardzo dużo – mówi prof. Moll.

Operowanie dzieci to większa przyjemność. Szybko widać efekty

Jednocześnie dzieci dużo szybciej regenerują się po operacji niż dorośli. To sprawia, że efekty pracy widać natychmiast. - Uważam, że taka praca jest dużo przyjemniejsza – mówi prof. Jacek Moll.

- Jeżeli widzimy dziecko, które w ciągu kilku dni po operacji zaczyna wstawać i biegać po oddziale to tylko je wyhamowujemy, żeby mu się krzywda nie stała – mówi z uśmiechem.

Kierująca Instytutem Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi neonatolog prof. Iwona Maroszyńska podkreśla, że operacje kardiochirurgiczne w pierwszych tygodniach życia są wyjątkowo trudne aż z dwóch powodów.

- Operacje w krążeniu pozaustrojowym są uważane za najtrudniejsze w chirurgii. A okres noworodkowy jest jednym z najtrudniejszych w życiu człowieka, bo małe dziecko musi nauczyć się samo żyć. Dlatego wszystkie zabiegi chirurgiczne, które możemy, przekładamy poza okres noworodkowy. Niestety są wady serca, które muszą być operowane w pierwszych dobach, a nawet w pierwszych godzinach życia – wyjaśnia prof. Maroszyńska.

Gdy dziecko odchodzi to porażka całego zespołu

Niestety nie zawsze dzieciom da się pomóc, bo nie każdy element nieprawidłowo wykształconego serduszka da się naprawić. Niektóre dzieci odchodzą. Zwykle umierają w kilka dni po operacji, bo dziś, dzięki zaawansowanej technologii i opiece śmierć pacjenta na sali operacyjnej praktycznie się nie zdarza. Jednak po zabiegu i odłączeniu maszyn zoperowane serce nie zawsze podejmuje prawidłową pracę.

- Każde dziecko, które umrze po operacji, jest ogromną porażką. Nie tylko dla rodziców ale i dla nas – mówi prof. Jacek Moll. – Są statystyki, które wskazują jaka jest śmiertelność przy danych wadach. Staramy się, żeby w Łodzi nie była ona wyższa niż w wiodących ośrodkach - wyjaśnia.

Nadzieję daje nauka i ciągły rozwój medycyny i urządzeń wspierających chirurgów. W czasie kariery Mollów pojawiło się na przykład tzw. ecmo czyli sztuczne płucoserce, które nie tylko pompuje krew, ale też i oddycha za pacjenta.

- Te 30 lat zmieniły bardzo wiele w kardiochirurgii. Jest bardzo powiązana z techniką, wprowadzane nowości techniczne powodowały o wiele większą możliwość przeżywania dzieci. Dlatego musimy cały czas obserwować co się dzieje w nauce – podkreśla kardiochirurg.

Kto chce zostać kardiochirurgiem? To trudny zawód

Prof. Jacek Moll przekonuje, że kardiochirurgia to wciągająca, ale też i bardzo obciążająca dziedzina medycyny i niestety brakuje chętnych, by ją praktykować. Ten zawód jest bowiem trudny nie tylko dla lekarza, ale też i dla jego rodziny.

- Chirurg nigdy nie wie, kiedy wróci do domu – mówi prof. Moll. Jednocześnie zdobycie tego zawodu wymaga wieloletniego szkolenia. - Gdy młodzi adepci chirurgii zorientują się ile lat wymaga szkolenie, ile pracy i czasu poświęcić, to rezygnują. I mamy problem, by mieć nowy narybek kardiochirurgiczny – przyznaje.

Ale Mollowie sami wychowali sobie kardiochirurga. Rodzinną tradycję w tej dziedzinie medycyny kontynuuje ich syn Maciej Jan Moll. Lekarką jest też ich córka Agnieszka. Rodzinie profesorów udało się jakoś pogodzić wspólną pracę, życie małżeńskie i wychowanie dzieci. W sumie mają czwórkę dzieci oraz aż 12 wnucząt.

- Rodzina jest duża, żyjemy w bardzo rodzinnym rytmie niedzielnych obiadów, które łączą – mówi Jadwiga Moll. - Chcieliśmy mieć dom i chcieliśmy mieć pracę. Jak się chce, to można – przekonuje dziś lekarka. Mimo zaawansowanego wieku Mollowie nadal są aktywni zawodowo, choć nie kierują już klinikami, pracują w Matce Polce jako konsultanci.

Swoją pracą inspirują też innych. Także niektóre z operowanych dzieci były pod takim wrażeniem profesora Molla, jego żony i zespołu lekarskiego, że... same zainteresowały się medycyną. Dziś wielu ich pacjentów leczy już inne dzieci.

Zostali lekarzami, bo znaczną część dzieciństwa spędzili w szpitalach

Jedną z nich jest 29-letnia Marta Truszkowska, pochodząca z Ostrołęki i mieszkająca dziś w Białymstoku. Jest lekarzem rezydentem, zajmuje się medycyną rodzinną. Medycyną i pracą lekarzy zainteresowała się podczas licznych pobytów w łódzkiej Matce Polce, gdzie operowano i leczono jej wadę serca – przełożenie wielkich pni tętniczych.

Pani Marta w dniu swoich urodzin została uznana za zupełnie zdrową dziewczynkę.

- Do pierwszego wieczoru, gdy okazało się, że zdrowa jednak nie jestem – wspomina dziś lekarka. Maleńka Marta została przewieziona do Warszawy, gdzie lekarze też nie potrafili jej pomóc.

Skierowali ją jednak do Instytutu Centrum Zdrowia Matki w Łodzi, gdy miała trzy miesiące została zoperowana przez prof. Jacka Molla. Ta operacja uratowała jej życie. Potem była operowana jeszcze raz, jeździła do szpitala na badania i kontrole. To wpłynęło na jej plany życiowe.

-Atmosfera szpitala w Łodzi była wspaniała, przyjazna dla mnie jako dziecka. Obserwowałam pracę lekarzy i chciałam podążać tą samą drogą – wspomina pacjentka.

Początkowo też chciała być kardiologiem. -

Jednak zainteresowałam się wszechstronnością medycyny rodzinnej i tym, że mogę być blisko codziennych spraw ludzi - wspomina.

Miał chore serce, teraz sam leczy podobnych pacjentów

W ślady profesora Molla poszedł też lekarz Filip Pawliczak, dziś pracownik Kliniki Kardiologii i Wad Wrodzonych Dorosłych ICZMP, w której pod opieką są dorośli już pacjenci z operowanymi w dzieciństwie przez profesora Molla wadami serc.

Sam też był kiedyś jednym z takich dzieci. Diagnozę „przełożenie wielkich pni tętniczych, ubytki w przegrodzie międzykomorowej i stenoza płucna” miał postawioną już w pierwszej dobie życia.

- Od tego momentu moje losy z Instytutem Centrum Zdrowia Matki Polki były związane nierozłącznie. - Przez wiele lat dzieciństwa byłem częstym gościem, najpierw w klinice kardiologii, potem kardiochirurgii – opowiada lekarz.

Ostatni raz był w Matce Polce w wieku 16 lat.

- Wtedy widząc pracę pana profesora i pani profesor podjąłem decyzję o tym, że chcę być lekarzem i że zdecydowanie też chcę się zajmować sercem – wspomina. Do dziś małżeństwo profesorów inspiruje go w pracy. - To dla mnie są wzory jak należy postępować z pacjentem i jak oddawać swoje serce, by ratować innych – mówi dziś.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki