Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Kaczmarski wielkim poetą był. I „Poczekalnia” ma to przypomnieć

Dariusz Pawłowski
Tymon Tymański (z lewej) oraz Jarosław Wojciechowski podczas próby przedstawienia „Poczekalnia”
Tymon Tymański (z lewej) oraz Jarosław Wojciechowski podczas próby przedstawienia „Poczekalnia” Krzysztof Szymczak
Rozmowa z Tymonem Tymańskim i Jarosławem Wojciechowskim, twórcami spektaklu „Poczekalnia”

Jaka intencja stoi za Waszym przedsięwzięciem. Chcieliście pokazać, że Jacek Kaczmarski wielkim poetą był, zrzucić go z pomnika politycznego barda, czy też udowodnić ponadczasowość jego twórczości?

JW: Myśleliśmy o tym wszystkim. Rzeczywiście, zależało nam bardzo mocno na przywróceniu widzom Jacka jako poety. Nie chcę tu nazywać go wieszczem, ale na pewno miał ten rodzaj wrażliwości, który powodował, że był profetyczny. To się rzadko zdarza, i tak naprawdę to był powód, by wokół jednej piosenki, czyli „Poczekalni”, zbudować pewien sceniczny świat. Wykorzystujemy teksty Kaczmarskiego, z kilkoma moimi dopiskami w formie komunikatów. Jest to więc Jacek poeta, ale też komentator rzeczywistości. Nie byłaby to cała prawda o Jacku, gdybyśmy powiedzieli: fantastyczny poeta, mówiący o sprawach filozoficznych, egzystencjalnych. Jacek odnosił się bowiem wprost do tego, co się działo, w każdej sytuacji historycznej naszego kraju.

Jakim kryterium kierowaliście się dobierając utwory?

JW: Wyszliśmy od wspomnianej „Poczekalni”, co zbudowało nam od razu przestrzeń sceniczną, i wokół niej chcieliśmy zbudować pewną narrację. Następnie chodziło nam o to, by każda z postaci, a co za tym idzie - każdy z aktorów biorących udział w przedstawieniu i będących do pewnego stopnia alter ego Kaczmarskiego, opowiedział swoją historię i zbudował relację z innymi w przestrzeni poczekalni.

Brzmieniowo kompozycje Kaczmarskiego pozostawiliście, zdaje się, w latach 80., choć w zupełnie odmiennej stylistyce.

TT: I tak, i nie. Zaczęło się od tego, że spodobał mi się pomysł Jarka z poczekalnią, bo skojarzył mi się z pracą terapeuty z delikwentem, który rozpoznaje swoje wewnętrzne głosy. I te postaci, które się pojawiają na scenie, to są głosy w głowie Kaczmarskiego. Tak też potraktowałem swoje zadanie muzyczne - postawić na różnorodność, zarazem podkreślającą rozmaite emocje, „głosy” autora. Musiałem mocno przewartościować te kompozycje, tym bardziej, że nie jestem wielkim zwolennikiem tak zwanej poezji śpiewanej. Chodziło mi o to, żeby trochę powalczyć z jego wizerunkiem. Postanowiłem przygotować aranże w klimacie lat 80., czyli Republika, Siekiera, Depeche Mode, ale wzbogacone o nowe kapele, które mocno wykorzystują elektronikę. Zależało mi, by zdjąć z Kaczmarskiego trochę patosu, uspokoić go, bo wtedy „wychodzi” jego poezja, a muzyka nie przeszkadza. Mam wrażenie, że udało nam się to wszystko zrobić, oddajemy mu klasę poety uniwersalnego. I myślę, że sam Kaczmarski nie obraził by się za to, co zrobiliśmy z jego muzyką.

Co było punktem wyjścia do pracy: przesłanie tekstu, czy atrakcyjność kompozycji?

TT: Też to różnie wyglądało. Traktuję swoją rolę w teatrze rzemieślniczo i pomocniczo, nie napinam się na to, by mieć tu rolę dominującą. Praktykuję zen i mam świadomość, że artystą się bywa. Dostosowuję się do zespołu. Jednak mojej pracy nie da się oderwać od sytuacji, w której jestem. A jestem zmęczony gitarą, moje projekty zawierają sporo elektroniki, nakupiłem do swojego studia wiele sprzętu. Wykorzystałem to w pracy nad tym materiałem. Wydaje mi się, że wyszło dość odważnie, ale Kaczmarski zostaje zwolniony w ten sposób z przekleństwa barda Solidarności, ze swojego krzyku i patosu i staje się czystą poezją.

W jednym z utworów pojawia się głos Jacka Kaczmarskiego...

JW: Nie nadużywamy tego typu efektów, ale to bardzo osobista piosenka Jacka, podsumowująca jego życie, dlatego wydało mi się to uzasadnione. Może to być wzruszające dla widzów, choć rzecz jasna staramy się wzruszyć publiczność i innymi zabiegami.

Wszyscy kiedyś znajdziemy się w ostatecznej poczekalni... Ta wieloznaczna przestrzeń jest trafnym miejscem dla twórczości człowieka, który sam był pełen poszukiwań, który nie wierzył w Boga, ale bardzo chciał uwierzyć...

JW: A nawet został ochrzczony trochę wbrew własnej woli... Poczekalnia rzeczywiście ma być nie tylko konkretną sytuacją, tu i teraz, ale też zachętą do tego, by widz wychodząc z teatru zastanowił się: czy jest jeszcze w poczekalni, czy może podjął trud i wyszedł z niej - na peron, wyzwolił się, pokonał jakąś bramkę, być może już nawet jednokierunkową. Motyw egzystencjalny to trzecia warstwa naszej opowieści. Pierwszy to Jacek Kaczmarski poeta pokazany na nowo dzięki aranżacjom Tymona Tymańskiego. Dalej jest to poeta, który buntuje się przeciw każdej formie zawłaszczenia wolności.

Czy będzie następny etap tego wydarzenia. Na przykład płyta z materiałem muzycznym?

TT: Jest taka myśl, na razie nie skonkretyzowana. Zostałem do tego zainspirowany przez Jarka i Krzyśka Dudka, dyrektora Teatru Nowego i wygląda na to, że się nad tym pochylę. Tym bardziej, że czuję, iż Kaczmarski mnie coraz bardziej osacza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki